niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 41

Zaparkowałam pod domem. Tym domem, z którego uciekłam półtorej roku temu. Nie wiem dlaczego zgodziłam się wrócić, po tym wszystkim. Może dlatego, że tęskniłam, a może dlatego, że mnie potrzebowali. Wysiadłam z samochodu i podeszłam pod drzwi. Zapukałam kilka razy i zobaczyłam Arię.
- Boże, Violet! - krzyknęła i mocno mnie przytuliła.
- Też cię miło widzieć. - Uśmiechnęłam się do niej.
Puściła mnie po minucie i wprowadziła do środka. Nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że Mike, Spencer i Tyler umarli, a April wyjechała.
Matt, Hayley, Dylan, Felix, Rosie i Alex przyszli się ze mną przywitać. Wzrokiem szukałam Billa, który nadal tu mieszkał, mimo wszystkich złych rzeczy, które zrobił, oni mu wybaczyli. Wiedzieli, że był pod jego naciskiem. Właśnie, jego... Przez ten cały czas, który spędziłam w Nowym Yorku zapomniałam jak on się nazywa. Może nie tyle co zapomniałam ale nie chciałam tego pamiętać.
- Miło cię mieć znowu w domu, Viol. - Ojciec poczochrał mnie po włosach. - Zabiliśmy go, dzięki czemu mamy już stu procentowy koniec tego wszystkiego.
- Więc po co tu jestem?
- Brakowało nam ciebie - wtrącił Dylan.
- Wiecie jak bardzo nie chcę tu być, a mimo wszystko mnie tu ściągacie? Jesteście okropni.
- Nie odzywałaś się, baliśmy się o ciebie. - Hayley zaczęła bawić się moimi włosami.
- O mnie? Wiecie, że ja zawsze sobie poradzę.
- Więc... Gdzie byłaś i co robiłaś? - Matt uśmiechnął się do mnie.
Naprawdę za nimi tęskniłam.
- Mieszkam teraz w Nowym Yorku z Michaelem, moim przyjacielem. Wynajmujemy razem mieszkanie. Pracuję w sklepie muzycznym razem z nim. Dobrze płacą także dobrze nam się żyje.
- Przyjacielem, mhm. - Aria dźgnęła mnie palcem w brzuch i zaczęła się śmiać.
- Słuchajcie... - ściszyłam ton głosu. - Jest Bill?
- Tak. W waszym dawnym pokoju. Kazaliśmy mu nie wychodzić, wiesz, byś nie musiała się denerwować. - Alex się w końcu odezwał, przyciskając Rosie do swojej piersi.
- Oh, ok. Sądzę, ze jednak powinnam z nim porozmawiać.
- Jesteś tego pewna? - zaczął Dylan. - Myśleliśmy, że po tm wszystkim go znienawidzisz.
- I tak jest. Nienawidzę go za to, że zabił Kyla. Nie rozumiem jak można być takim potworem by zabić własnego brata.
- Masz rację, postąpiłem źle. - Podniosłam głowę i zobaczyłam blondyna schodzącego ze schodów.
- Może my was zostawimy. Chodźmy do kuchni, zrobimy kawę - powiedział Felix, poganiając wszystkich.
- Hej - zaczął, podchodząc do mnie.
- Cześć - mruknęłam niepewnie.
Wciąż bałam się tego człowieka ale on był jednym z tych powodów dla których tu przyjechałam. Musiałam z nim porozmawiać, chciałam wiedzieć jak mógł to wszystko zrobić, chciałam by wszystko ni wyjaśnił, pomógł zrozumieć. Nadal go nienawidziłam i bolało mnie patrzenie na niego. Kochałam tego człowieka, a on mnie tak bardzo zawiódł, tak bardzo zranił.
Kiedy zaprzyjaźniłam się z Michaelem i razem zamieszkaliśmy byśmy nie musieli być długo osobno i by było taniej, powiedziałam by wszystko. Powiedziałam mu co robiłam i jaką okropną osobą byłam. Powiedziałam o Kylu, o Billu. Powiedziałam mu dosłownie wszystko.
Najpierw się trochę wystraszył ale potem powiedział, że skoro to już przeszłość to go to nie obchodzi, martwi go tylko to, że wciąż jestem smutna i mam w głowie te wszystkie okropne wspomnienia.
Jak miałam się ich pozbyć? Przez kilka miesięcy myśleliśmy nad tym razem aż w końcu mój przyjaciel kazał mi porozmawiać z Petersem. Nie chciałam się na to zgadzać, ale gdy Felix zadzwonił po prostu nie umiałam odmówić. Skoro to miał być już koniec moich koszmarów i w końcu mogłam normalnie żyć to dlaczego by nie?
- Słuchaj Bill, musimy porozmawiać. Chcę być mi wszystko wytłumaczył.
- Może usiądziemy - zaproponował, a ja się zgodziłam.
- Dlaczego zabiłeś Kyla?
- On mi kazał. Musiałem to zrobić. Pracowałem dla niego, a zbliżenie się do was było moim zadaniem. Potem miałem wszystkich zabić, a najważniejsze było zabicie ciebie.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? Byłam łatwym celem dla ciebie.
- Zakochałem się w tobie, Violet. Nie można zabić kogoś kogo się kocha.
- Zabiłeś swojego brata.
- Wiem, zrobiłem źle.
- Po tym jak już wiedziałeś, że też cię kocham, dlaczego nie mogłeś przestać?
- Kiedy pojechaliśmy na spotkanie z nim, dostałem wiadomość. Powiedział, że zabiję jeszcze jedną osobę to będę wolny i on odpuści sobie ciebie. Chciałem byś była bezpieczna.
- Wiesz, że gdybyś tego nie zrobił byłabym tu. Prawdopodobnie bylibyśmy szczęśliwie zaręczeni?
- Wiem i przez to nienawidzę siebie jeszcze bardziej. Straciłem cię i już nigdy nie odzyskam.
- Przynajmniej nie będę ci musiała tłumaczyć, że nie ma już dla nas szans, podczas gdy ty będziesz mnie błagał na kolanach o wybaczenie.
- Rozumiem, że chcesz bym sobie poszedł i nigdy ci się już nie pokazywał na oczy.
- Czytasz mi wy myślach. - Uśmiechnęłam się. - Ale zanim odejdziesz, chcę zrobić jedną rzecz.
Wstałam i podeszłam do niego dając mu do zrozumienia żeby wstał. Kiedy to zrobił przysunęłam się do niego bliżej, tak, że nasze usta dzieliły centymetry.
- Zgnij w piekle, kochanie - wyszeptałam i przystawiłam broń, którą miałam w kieszeni płaszcza, do jego skroni, a następnie pociągnęłam za spust. Po pokoju rozniósł się huk, a na ścianie i podłodze były ślady krwi. Wszyscy nagle przybiegli z kuchni do salonu.
- Violet! - krzyknął Felix.
- Oh, nie udawajcie, że na to nie zasłużył - westchnęłam.
- Oddałaś nam przysługę. Od dawna mieliśmy go dość. - Hayley uśmiechnęła się triumfalnie.

Po zakopaniu jego zwłok gdzieś na polu, wróciliśmy do domu. Pożegnałam się z przyjaciółmi i odjechałam. Jechałam ciesząc się, że zostawiam wszystko za sobą, że nigdy już nie będę musiała tam wracać. Powiedziałam im, że w razie czego mają dzwonić i mają wiedzieć, że zawsze są mile widziani w moim domu, oczywiście, dałam im adres.
Mijałam znak, który informował mnie, że jestem już w NY. Po kilku minutach byłam już na swojej ulicy, a chwilę potem parkowałam pod moją kamienicą.

Otworzyłam drzwi od domu i do moich nozdrzy doleciał przyjemny zapach smażonych naleśników.
- Viol! - krzyknął Michael podchodząc do mnie i cmokając mnie w usta na przywitanie. Tak, może nie byliśmy przyjaciółmi. - Jak było w domu?
- Po pierwsze, tu jest mój dom, po drugie, Billy nie żyje. - Uśmiechnęłam się i oblizałam wargi.
- Czyli w końcu możemy żyć normalnie?
- Tak, teraz tak.
- Więc, Violet Montgomery, moja przyjaciółko, którą kocham bardzo mocno. Czy w końcu zgodzisz się zostać moją dziewczyną?
- Tak, Michael. Tym razem się zgodzę.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i znów złączył nasze usta. Nie myślałam, że kiedyś to powiem, ale w końcu moje życie jest i będzie normalne, a ja jestem szczęśliwa.

~*~
Więc moi kochani, oto jest rozdział, który obiecałam. Wiem, że mówiłam, że będzie 15 rozdziałów ale przez całą "przerwę" nie miałam weny. Po prostu otwierałam bloggera i nie wiedziałam co napisać dlatego post powstał dziś - 1 maja. Niestety to już koniec :(

Chciałabym bardzo mocno podziękować wszystkim, który są tu od początku do końca, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Ten blog był pierwszym, na który miałam pomysł i pierwszym, na którym mi naprawdę zależało także miło było wchodzić i widzieć te wszystkie wyświetlenia. Oczywiście to nie koniec mojej przygody z pisaniem. Na moim wattpadzie - @luvmycliffo są cztery opowiadania, na które gorąco zapraszam (link do mojego wattpada znajdziecie obok posta po lewej stronie, a jak nie to macie tu https://www.wattpad.com/user/luvmycliffo ).
Kocham Was bardzo mocno i było mi miło pisać dla Was, bo pisanie ze świadomością, że inni to czytają to chyba najwspanialsze uczucie na świecie. Jeszcze raz dziękuję i kocham Was.

Tak więc kończymy te opowiadanie z 41 rozdziałami i 3054 wyświetleniami, w tym też z czytelnikami z Niemiec, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych, Francji, Portugalii, Rosji, Ukrainy i oczywiście, bo jak inaczej z Polski.
Kończymy z żywymi 9 bohaterami z 21. Mało ich zostało :(

American Psychopath - 19.06.2015 - 1.03.2016