niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 41

Zaparkowałam pod domem. Tym domem, z którego uciekłam półtorej roku temu. Nie wiem dlaczego zgodziłam się wrócić, po tym wszystkim. Może dlatego, że tęskniłam, a może dlatego, że mnie potrzebowali. Wysiadłam z samochodu i podeszłam pod drzwi. Zapukałam kilka razy i zobaczyłam Arię.
- Boże, Violet! - krzyknęła i mocno mnie przytuliła.
- Też cię miło widzieć. - Uśmiechnęłam się do niej.
Puściła mnie po minucie i wprowadziła do środka. Nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że Mike, Spencer i Tyler umarli, a April wyjechała.
Matt, Hayley, Dylan, Felix, Rosie i Alex przyszli się ze mną przywitać. Wzrokiem szukałam Billa, który nadal tu mieszkał, mimo wszystkich złych rzeczy, które zrobił, oni mu wybaczyli. Wiedzieli, że był pod jego naciskiem. Właśnie, jego... Przez ten cały czas, który spędziłam w Nowym Yorku zapomniałam jak on się nazywa. Może nie tyle co zapomniałam ale nie chciałam tego pamiętać.
- Miło cię mieć znowu w domu, Viol. - Ojciec poczochrał mnie po włosach. - Zabiliśmy go, dzięki czemu mamy już stu procentowy koniec tego wszystkiego.
- Więc po co tu jestem?
- Brakowało nam ciebie - wtrącił Dylan.
- Wiecie jak bardzo nie chcę tu być, a mimo wszystko mnie tu ściągacie? Jesteście okropni.
- Nie odzywałaś się, baliśmy się o ciebie. - Hayley zaczęła bawić się moimi włosami.
- O mnie? Wiecie, że ja zawsze sobie poradzę.
- Więc... Gdzie byłaś i co robiłaś? - Matt uśmiechnął się do mnie.
Naprawdę za nimi tęskniłam.
- Mieszkam teraz w Nowym Yorku z Michaelem, moim przyjacielem. Wynajmujemy razem mieszkanie. Pracuję w sklepie muzycznym razem z nim. Dobrze płacą także dobrze nam się żyje.
- Przyjacielem, mhm. - Aria dźgnęła mnie palcem w brzuch i zaczęła się śmiać.
- Słuchajcie... - ściszyłam ton głosu. - Jest Bill?
- Tak. W waszym dawnym pokoju. Kazaliśmy mu nie wychodzić, wiesz, byś nie musiała się denerwować. - Alex się w końcu odezwał, przyciskając Rosie do swojej piersi.
- Oh, ok. Sądzę, ze jednak powinnam z nim porozmawiać.
- Jesteś tego pewna? - zaczął Dylan. - Myśleliśmy, że po tm wszystkim go znienawidzisz.
- I tak jest. Nienawidzę go za to, że zabił Kyla. Nie rozumiem jak można być takim potworem by zabić własnego brata.
- Masz rację, postąpiłem źle. - Podniosłam głowę i zobaczyłam blondyna schodzącego ze schodów.
- Może my was zostawimy. Chodźmy do kuchni, zrobimy kawę - powiedział Felix, poganiając wszystkich.
- Hej - zaczął, podchodząc do mnie.
- Cześć - mruknęłam niepewnie.
Wciąż bałam się tego człowieka ale on był jednym z tych powodów dla których tu przyjechałam. Musiałam z nim porozmawiać, chciałam wiedzieć jak mógł to wszystko zrobić, chciałam by wszystko ni wyjaśnił, pomógł zrozumieć. Nadal go nienawidziłam i bolało mnie patrzenie na niego. Kochałam tego człowieka, a on mnie tak bardzo zawiódł, tak bardzo zranił.
Kiedy zaprzyjaźniłam się z Michaelem i razem zamieszkaliśmy byśmy nie musieli być długo osobno i by było taniej, powiedziałam by wszystko. Powiedziałam mu co robiłam i jaką okropną osobą byłam. Powiedziałam o Kylu, o Billu. Powiedziałam mu dosłownie wszystko.
Najpierw się trochę wystraszył ale potem powiedział, że skoro to już przeszłość to go to nie obchodzi, martwi go tylko to, że wciąż jestem smutna i mam w głowie te wszystkie okropne wspomnienia.
Jak miałam się ich pozbyć? Przez kilka miesięcy myśleliśmy nad tym razem aż w końcu mój przyjaciel kazał mi porozmawiać z Petersem. Nie chciałam się na to zgadzać, ale gdy Felix zadzwonił po prostu nie umiałam odmówić. Skoro to miał być już koniec moich koszmarów i w końcu mogłam normalnie żyć to dlaczego by nie?
- Słuchaj Bill, musimy porozmawiać. Chcę być mi wszystko wytłumaczył.
- Może usiądziemy - zaproponował, a ja się zgodziłam.
- Dlaczego zabiłeś Kyla?
- On mi kazał. Musiałem to zrobić. Pracowałem dla niego, a zbliżenie się do was było moim zadaniem. Potem miałem wszystkich zabić, a najważniejsze było zabicie ciebie.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? Byłam łatwym celem dla ciebie.
- Zakochałem się w tobie, Violet. Nie można zabić kogoś kogo się kocha.
- Zabiłeś swojego brata.
- Wiem, zrobiłem źle.
- Po tym jak już wiedziałeś, że też cię kocham, dlaczego nie mogłeś przestać?
- Kiedy pojechaliśmy na spotkanie z nim, dostałem wiadomość. Powiedział, że zabiję jeszcze jedną osobę to będę wolny i on odpuści sobie ciebie. Chciałem byś była bezpieczna.
- Wiesz, że gdybyś tego nie zrobił byłabym tu. Prawdopodobnie bylibyśmy szczęśliwie zaręczeni?
- Wiem i przez to nienawidzę siebie jeszcze bardziej. Straciłem cię i już nigdy nie odzyskam.
- Przynajmniej nie będę ci musiała tłumaczyć, że nie ma już dla nas szans, podczas gdy ty będziesz mnie błagał na kolanach o wybaczenie.
- Rozumiem, że chcesz bym sobie poszedł i nigdy ci się już nie pokazywał na oczy.
- Czytasz mi wy myślach. - Uśmiechnęłam się. - Ale zanim odejdziesz, chcę zrobić jedną rzecz.
Wstałam i podeszłam do niego dając mu do zrozumienia żeby wstał. Kiedy to zrobił przysunęłam się do niego bliżej, tak, że nasze usta dzieliły centymetry.
- Zgnij w piekle, kochanie - wyszeptałam i przystawiłam broń, którą miałam w kieszeni płaszcza, do jego skroni, a następnie pociągnęłam za spust. Po pokoju rozniósł się huk, a na ścianie i podłodze były ślady krwi. Wszyscy nagle przybiegli z kuchni do salonu.
- Violet! - krzyknął Felix.
- Oh, nie udawajcie, że na to nie zasłużył - westchnęłam.
- Oddałaś nam przysługę. Od dawna mieliśmy go dość. - Hayley uśmiechnęła się triumfalnie.

Po zakopaniu jego zwłok gdzieś na polu, wróciliśmy do domu. Pożegnałam się z przyjaciółmi i odjechałam. Jechałam ciesząc się, że zostawiam wszystko za sobą, że nigdy już nie będę musiała tam wracać. Powiedziałam im, że w razie czego mają dzwonić i mają wiedzieć, że zawsze są mile widziani w moim domu, oczywiście, dałam im adres.
Mijałam znak, który informował mnie, że jestem już w NY. Po kilku minutach byłam już na swojej ulicy, a chwilę potem parkowałam pod moją kamienicą.

Otworzyłam drzwi od domu i do moich nozdrzy doleciał przyjemny zapach smażonych naleśników.
- Viol! - krzyknął Michael podchodząc do mnie i cmokając mnie w usta na przywitanie. Tak, może nie byliśmy przyjaciółmi. - Jak było w domu?
- Po pierwsze, tu jest mój dom, po drugie, Billy nie żyje. - Uśmiechnęłam się i oblizałam wargi.
- Czyli w końcu możemy żyć normalnie?
- Tak, teraz tak.
- Więc, Violet Montgomery, moja przyjaciółko, którą kocham bardzo mocno. Czy w końcu zgodzisz się zostać moją dziewczyną?
- Tak, Michael. Tym razem się zgodzę.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i znów złączył nasze usta. Nie myślałam, że kiedyś to powiem, ale w końcu moje życie jest i będzie normalne, a ja jestem szczęśliwa.

~*~
Więc moi kochani, oto jest rozdział, który obiecałam. Wiem, że mówiłam, że będzie 15 rozdziałów ale przez całą "przerwę" nie miałam weny. Po prostu otwierałam bloggera i nie wiedziałam co napisać dlatego post powstał dziś - 1 maja. Niestety to już koniec :(

Chciałabym bardzo mocno podziękować wszystkim, który są tu od początku do końca, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Ten blog był pierwszym, na który miałam pomysł i pierwszym, na którym mi naprawdę zależało także miło było wchodzić i widzieć te wszystkie wyświetlenia. Oczywiście to nie koniec mojej przygody z pisaniem. Na moim wattpadzie - @luvmycliffo są cztery opowiadania, na które gorąco zapraszam (link do mojego wattpada znajdziecie obok posta po lewej stronie, a jak nie to macie tu https://www.wattpad.com/user/luvmycliffo ).
Kocham Was bardzo mocno i było mi miło pisać dla Was, bo pisanie ze świadomością, że inni to czytają to chyba najwspanialsze uczucie na świecie. Jeszcze raz dziękuję i kocham Was.

Tak więc kończymy te opowiadanie z 41 rozdziałami i 3054 wyświetleniami, w tym też z czytelnikami z Niemiec, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych, Francji, Portugalii, Rosji, Ukrainy i oczywiście, bo jak inaczej z Polski.
Kończymy z żywymi 9 bohaterami z 21. Mało ich zostało :(

American Psychopath - 19.06.2015 - 1.03.2016

czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 40

Obudziłam się pod drzwiami. Czyli zasnęłam przy nich, a to wszystko to nie był sen. Wiedziałam co chcę teraz zrobić. Nie potrafiłam być pod jednym dachem z osobą, którą kochałam i mnie skrzywdziła.
Kochałam, tak, kochałam go. I tak bałam się to przyznać ale tak było. A teraz, teraz, gdy okazało się, że zabił Kyla i Jasona oraz próbował zabić Tylera nie potrafię opisać co do niego czuję. Nienawiść? Nie wiem.
Wstałam spod drzwi i podeszłam do szafy. Przebrałam się, a następnie wyciągnęłam z niej dużą walizkę, w której przyniosłam rzeczy, gdy się tu przeprowadzałam. Rzuciłam ją na łóżko, a następnie zaczęłam wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy. Kiedy to zrobiłam zapięłam ją, od kluczyłam drzwi i je delikatnie otworzyłam. Moim oczom ukazał się blondyn leżący na ziemi. Też spał pod drzwiami. Poczułam ukłucie w sercu. Przeszłam nad nim i zeszłam po cichu na dół. Weszłam do kuchni. Wszyscy najwidoczniej jeszcze spali. Wyjęłam z szafki notes i długopis i napisałam krótką notkę.
"Bardzo Was przepraszam ale nie potrafię już tu dłużej mieszkać. Nie chcę Was zostawiać ale mam dość tego, że cały czas cierpię. Wyjeżdżam i nie wrócę. Nie zmienię też numeru, więc dzwońcie jeśli będziecie czegoś potrzebowali. Może kiedyś Was odwiedzę ale na razie muszę zostać sama ze swoimi myślami. Kocham Was, Violet."
Odłożyłam długopis i wyszłam z kuchni. Ubrałam buty i kurtkę, wzięłam kluczyki i wyszłam z domu, a następnie wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Odpaliłam silnik ale nie odjechałam. Nie potrafiłam. To było zbyt ciężkie dla mnie. Nagle zauważyłam, że drzwi od domu otwierają się i na zewnątrz wychodzi Bill. Zaczęłam cofać.
- Violet! - krzyknął i zaczął biec w stronę auta ale zdążyłam wjechać na główną drogę.
Przez chwilę biegł za mną ale po kilku minutach przestał.
Zostawiłam ich samych. Czułam się winna tego, że są osłabieni ale ja już miałam dość.
Jechałam przed siebie.
Nie wiedziałam dokąd ale wiedziałam, że im dalej odjadę tym lepiej dla mnie.

--------------------------------------------------------

To najkrótszy rozdział w historii rozdziałów na całym świecie.
A więc tak: TO KONIEC.

Ale koniec pierwszej części także spokojnie.
Na razie robię sobie miesięczną przerwę od AP. Popracuję trochę nad Photograph i Where Are You When I Love You?
Ale wrócę. Podczas przerwy będę pisała rozdziały, które będą dobrze dopracowane i będą dużo ciekawsze, bo mam już w głowie pomysł, który sporo osób uważa za dobry.
W drugiej części nie będzie wielu rozdziałów. Przewiduję max 15 ale może coś przyjdzie mi do głowy i wyjdzie dłuższy.
Kolejny rozdział już 1 maja 2016r.
Do zobaczenia i kocham Was :*

czwartek, 17 marca 2016

Rozdział 39

Wzięłam łyka kawy przygotowanej przez April przeglądając gazetę.
- Znowu nic nie jesz? - Rosie usiadła obok mnie dając mi buziaka w policzek.
- Kawa mi wystarczy.
- Na cały dzień?
- Dokładnie. - pokiwałam głową odkładając gazetę.
- To nie zdrowe. - stwierdził Alex przechodząc obok nas.
- Alex, weź ją na pizze. - powiedziała Rosie.
- Ubieraj się, młoda.
- Nie, wolę zostać tu.
- Nie masz nic do gadania. Wychodzimy.

- Co tam u Billa? - spytał, gdy usiedliśmy przy stoliku.
- Nie wiem. Nie gadamy ze sobą za bardzo od kiedy wróciłam ze spotkania.
- Trzy dni. Sporo. - zaśmiał się.
- Trudno mi uwierzyć by mógł zabić swojego brata.
- Dlaczego? Jest z Brooklynu. Oczywiście, że bym go podejrzewał. Żądny zemsty starszy brat zabija młodszego brata za to, że przez niego trafił do domu dziecka. To genialne! - klasnął w dłonie.
- To głupie. - pokręciłam głową.
- Wiem, że uważasz mój pomysł za genialny ale jesteś zbyt dumna by to przyznać.
- Masz rację, myliłam się. To ty jesteś głupi.
- Jesteś genialny. - puścił do mnie oczko, gdy kelnerka kładła pizzę na naszym stoliku.
Chłopak od razu wziął kawałek i włożył go sobie do buzi.
- Słuchaj, jeśli nie chcesz to mogę zjeść całą ale no weź. Jak można nie zjeść pizzy?! - oburzył się widząc, że nie mam ochoty jeść. - Jesteś na jakiejś diecie czy coś?
- Nie, coś ty. - zaśmiałam się biorąc kawałek pizzy do ręki.
- Mam nadzieję, że po zjedzeniu nie pobiegniesz do łazienki i nie wsadzisz sobie palców do buzi.
- Ty serio jesteś głupi. - ugryzłam kawałek.
Dawno nie jadłam pizzy. Co ja mówię, dawno niczego nie jadłam. Od kilku tygodni karmię się stresem i popijam go kawą.

Po zjedzeniu całej pizzy wróciliśmy do domu. Poszłam do swojej sypialni, w której siedział Bill.
- Co ty tu robisz?
- Brakuje mi ciebie. - szepnął wstając z łóżka i podchodząc do mnie.
- Wyjdź, proszę. - położył dłonie na moich biodrach i przysunął mnie bliżej siebie.
- Wciąż sądzisz, że ja ich zabiłem.
- To nie prawda.
- To dlaczego jesteś zła.
- Nie wiem, już nic nie wiem.
- Wierzysz mi?
- Chyba tak. - westchnęłam na co delikatnie się uśmiechnął i przybliżył usta do moich.
- Tylko to chciałem usłyszeć. - zetknął nasze nosy i czoła ze sobą. A teraz powiedź, że chcesz bym wyszedł.
- Nienawidzę cię. - szepnęłam.
- Zrobię wszystko co mi powiesz.
- A jeśli nie powiem nic?
- To zrobię to co będę chciał.
- A co chcesz?
- To. - złączył nasze usta ze sobą.
Od razu pogłębiłam pocałunek przez co chłopak przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie aż w końcu położył mnie na łóżku.
Po chwili zjechał pocałunkami na moją szyję. Wydobyłam z siebie cichy jęk.
- Przestań. - poprosiłam na co chłopak odsunął się ode mnie. - Wiem do czego to zmierza.
- Oboje dobrze wiemy, że ty kochasz mnie, a ja kocham ciebie. Czemu boisz się do tego przyznać.
- Nie wiem czy to jest miłość.
- Dla mnie jest.
- Daj mi jeszcze trochę czasu.
- Daję ci go tylko dlatego, że na prawdę mi na tobie zależy.
- A teraz połóż się obok mnie, bo jestem zmęczona.
Blondyn zaśmiał się i chwilę później leżał już obok mnie.

Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Było jeszcze ciemno, a Billa nie było w łóżku. Spojrzałam na ekran telefonu - 2:56. Wyszłam z łóżka, a następnie z pokoju.  W całym domu panowała ciemność. Nagle usłyszałam krzyki kłótni. Zaczęłam iść w kierunku pokoju z którego się wydobywały. Otworzyłam powoli drzwi, a moim oczom ukazał się Bill próbujący podciąć gardło Tylerowi.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam.
- Violet. - blondyn odrzucił nóż na ziemię i puścił bruneta.
- Jaxon miał rację. Zabiłeś ich!
- Nie! Daj mi to wytłumaczyć.
Zaczęłam biec w stronę swojej sypialni. Zatrzasnęłam drzwi i zsunęłam się po nich na ziemię. Zakryłam sobie usta dłonią by mój płacz nie był słyszalny. Jedyne co słyszałam to Billa próbującego dobić się do pokoju.

czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 38

Wstałam powoli z łóżka. Przez tydzień zdążyłam wrócić do siebie. Chwyciłam do ręki swój telefon.
Jedna nieodebrana wiadomość
Przejechałam palcem po ekranie odblokowując go przy tym i weszłam w wiadomości.
Witaj, Violet. Mam lekkie problemy z pisaniem listów. Zauważyłaś, że były strasznie oklepane? Teraz wszyscy piszą te "smsy". Można zwariować! Wracając do tematu. Było mi bardzo przykro, że nie przyjechałaś na poprzednie spotkanie. Nie mogłaś zobaczyć co stało się z twoim ukochanym. Chcę byś przyjechała dziś o 16:30 do magazynów na Highland Avenue. Weź ze sobą góra trzy osoby. Nie mam ochoty na walkę, sama rozumiesz. Pozdrawiam ;)."
Odłożyłam telefon z powrotem  na stolik i podeszłam do szafy wyciągając z niej grubą bluzę i legginsy. Związałam włosy w kok i ubrałam tenisówki.
Podeszłam do drzwi i szybkim ruchem je otworzyłam.
- Właśnie chciałem zobaczyć jak czuje się moja królewna. - powiedział blondyn z cwaniackim uśmieszkiem.
- Bill, wychodzę. - ominęłam go i zeszłam po schodach na dół.
- Niby dokąd?
- Czy to ważne? Wychodzę. - wzięłam kluczyki i wyszłam z domu.
- Jadę z tobą. - szedł za mną.
- Jadę sama. - mruknęłam zajmując miejsce kierowcy i zapinając pas.
- Nie ma mowy. - usiadł na siedzeniu obok mnie i również zapiął pas.
Odpaliłam silnik i wjechałam na drogę główną.
- To gdzie jedziemy?
- Highland Avenue.
- Po co aż tam? To na drugim końcu miasta.
- Jedziemy na spotkanie. - wdepnęłam pedał gazu mocniej.
- Pojebało cię, Violet?! - krzyknął wyrzucając ręce w górę.
- Nie krzycz. - powiedziałam spokojnie patrząc na drogę.
- Nie pozwolę ci tam wejść.
- Nie potrzebuję twojej zgody, Peters.
- Sądziłem, że dobrze rozumiesz, że nie jestem Peters.
- Możesz w końcu się zamknąć? - zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
Zaparkowałam pod magazynami i wysiadłam trzaskając drzwiami.
- Poczekaj. - krzyknął na co się zatrzymałam.
- Proszę, nie próbuj mnie powstrzymać.
- Nie zamierzam... Po prostu chcę mieć pewność, że wiesz co robisz.
- Wiem. - pokiwałam głową i weszłam do środka.
Szłam według czerwonych migających strzałek.
- Tu jest strasznie. - mruknął niezadowolony Bill.
- Czego się spodziewałeś?
- Że chociaż dostanę szklankę wody na wejściu.
- Bądź już cicho i chodź. - w końcu weszłam do oświetlonego pokoju.
- Jesteś, Violet! - starszy mężczyzna, jakoś w wieku Felixa wstał z fotela i podszedł do nas. - Nazywam się Jaxon Khan. Miło mi was gościć w moich skromnych progach.
- Inaczej sobie ciebie wyobrażałam.
- Silnie umięśnionego dwudziestoletniego mężczyznę o bujnych blond włosach?
- Tak, dokładnie tak.
- Cóż, mam już swoje lata, włosy wypadły i mięśnie już nie są takie jak kiedyś.
- Powiedź mi jedno.
- Tak?
- Jak mogłeś zabić Vanessę, Jasona i... K-Kyla. - zająkałam się.
- Mój przyjaciel zabił Vanessę by was nastraszyć i pokazać wam do czego jestem zdolny ale Jasona i twojego ukochanego nie dotknąłem.
- Kto to zrobił?
- Jeden z moich pomocników. Ktoś bliski także tobie. - uśmiechnął się łobuzersko i podrapał się po siwej brodzie.
- Powiedź mi kto. Nie mam ochoty bawić się w jakieś zagadki.
- Violet, on i tak nie powie ci prawdy. - wtrącił Bill kładąc rękę na moim ramieniu.
- Bill, nie powiedziałeś jej?
- Czego mi nie powiedział?
- To on zabił twoich przyjaciół. To on jest moją prawą ręką.
Zakryłam twarz rękoma, gdy poczułam, że łzy zbierają się w moich oczach.
- Bill... - jęknęłam i wybiegłam  z magazynu.
Stałam oparta o maskę samochodu i starałam się opanować oddech.
- Violet... - poczułam dłonie na obu ramionach.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam.
- To nie prawda. Powiedział to, bo wiedział, że to cię zaboli. Chcę byś była słaba. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w jego oczy.  Było widać w nich wyraźny ból. Nie potrafiłam mu nie wierzyć.
Przytuliłam się mocno do niego i zaczęłam łkać w jego ramię.
- Shhhh... Violet. Już dobrze. Wracajmy do domu. - chwycił moją twarz i pocałował delikatnie w czoło.

Siedziałam okryta kocem na fotelu pijąc gorącą herbatę.
- Siostro...- usłyszałam głos Dylana.
- Nie ważne co chcesz powiedzieć. Idź sobie. - spojrzałam na niego na co się zaśmiał i usiadł obok mnie.
- Wiesz, że cię bardzo kocham, prawda?
- Nie koniecznie.
- Słuchaj, wiem, że między nami jest słabo ale chciałbym by było lepiej. Chcę spędzać z tobą więcej czasu i móc pocieszać cię w trudnych sytuacjach, których teraz w twoim życiu jest wiele. Jeśli ten kretyn cię rani... po prostu powiedź mi to, a to załatwię. Nie pozwolę mu ciebie krzywdzić.
- To słodkie, Dylan. Będę o tym pamiętać. - uśmiechnęłam się do niego.
- Czy wy jesteście w ogóle razem?
- Nie, zdecydowanie nie.
- Wygląda to inaczej.
- Może coś do siebie czujemy ale ja nie jestem gotowa do związku.
- Cztery miesiące. Minęły już cztery miesiące, Viol.
- To i tak cholernie boli, wiesz? Codziennie chodzę w miejsce gdzie go pochowaliśmy i rozmawiam z nim. Wiem, że tego nie słyszy ale wyobrażam sobie, że siedzimy tam razem i rozmawiamy. Mówię mu jak bardzo go kocham i że potrzebuję go. Opowiadam mu też o tym jak mi teraz trudno i jak wiele złych rzeczy przytrafia mi się od kiedy go nie ma. Codziennie śni mi się też on, kiedy zobaczyłam go martwego w aucie. Tylko w moim śnie potem otwieram oczy i on leży obok mnie i rozmawiamy. Dziwne jest to, że zawsze mówi mi o czymś co opowiadałam mu w ciągu dnia, wiesz, tam na jego grobie. Biorę to za znak tego, że mnie słucha, że jest ze mną. - otarłam łzy. - Dziwne jest też to, że, gdy siedzę tam w ogródku czuję co jakiś czas zapach jego perfum i czuję ciepło, które czułam przy tym jak mnie przytulał lub czuję jak trzyma mnie za rękę. To chore, co nie? Wiem, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle ale nie przeszkadza mi to.
- On jest z tobą. Przecież obiecał ci, że cię nigdy nie zostawi, prawda?
- Kiedy na początku chciałam skoczyć z dachu lub po prostu się powiesić, bo miałam dość i nie wytrzymywałam bez niego to coś w mojej głowie mówiło "nie! Musisz żyć. Oni nie dadzą sobie rady bez ciebie" ale obiecałam sobie, że jak wy wszyscy będziecie mieć już normalne życie to skończę to czego nie chcę już ciągnąć i po prostu spotkam się z moim skarbem.
- Na szczęście my nigdy nie będziemy mieć normalnego życia.

---------------------------------------

Zbliżam się coraz bardziej do końca przez co zaczęłam pracować nad dwoma nowymi opowiadaniami.
Photograph, który możecie zobaczyć wyżej i wejść na niego klikając w okładkę i Where Are You When I Love You?, którego okładki już nie mogę dodać, więc dodaje tutaj link http://waywily.blogspot.com/
Miłego czytania i do czwartku ;*

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 37

Kaszlnęłam powoli otwierając oczy. Siedziałam przywiązana do krzesła.
- Wspaniale, powtórka z rozrywki. - pomyślałam przypominając sobie dzień po moich urodzinach kiedy byliśmy zaproszeni na przyjęcie do magazynu.
- Violet, wszystko w porzątku? - usłyszałam głos Billa.
- Dlaczego ty też tu jesteś? - zauważyłam, że był tak samo przywiązany jak ja.
Tym razem stał dalej przez co nie mogliśmy pomóc sobie się uwolnić.
- Nie wiem. Wszystko oki? Coś cię boli?
- Chyba jest ok. - pokręciłam głową.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na ścianach zauważyłam napisy.
- "Nie uciekniecie stąd, nie tym razem", "Zginiecie tu jak on", "To zemsta" - przeczytałam na głos.
- Spokojnie, będzie dobrze. Nie pozwolę im cię skrzywdzić.
- Cholera, Bill! Jesteś przywiązany do krzesła kilka metrów ode mnie. Jak chcesz mi pomóc?
Nagle do pokoju weszła kobieta z nożem w ręku.
- Dzień dobry, widzę, że się wyspaliście. - uśmiechnęła się zatrzymując wzrok na Billu. - Jestem Andrea i będę spędzać z wami czas póki nie umrzecie.
- Co zrobiliście z resztą? - syknęłam.
- Wynieśliśmy ich i zostawiliśmy Felixowi wiadomość gdzie ich szukać. Musi się spieszyć, bo za godzinę zginą.
- Co im zrobiliście? - łagodnie zapytał Bill.
- Są w miejscu, które za jakiś czas wybuchnie. Tyle powinno ci wystarczyć.
- Wypuść nas, szmato. - krzyknęłam na co kobieta bardzo się zdenerwowała.
- Szmatą jesteś ty. - zaczęła iść w moją stronę.
Stanęła nade mną i chwilę mi się przyglądała po czym ukucnęła.
- Masz ładne nogi. - przejechała ostrzem po moim udzie.
Syknęłam z bólu i odchyliłam głowę tak by nie patrzyć na krew.
- Nie sądzisz, że masz za duży dekolt? Może rozpraszać mężczyzn. - tym razem przejechała ostrzem po mojej piersi.
Krzyknęłam próbując powstrzymać się od płaczu. Dzwoniło mi w uszach. Nie rozumiałam już co mówi do mnie kobieta. Ostatnim co usłyszałam to głos Billa, który krzyczał na Andre, że ma przestać. Dostałam z pięści w twarz, przewróciłam się razem z krzesłem na ziemię i mocno uderzyłam głową o kamienną podłogę. Wszystko co widziałam było rozmazane, a głosy nie wyraźne. Zdawało mi się, że umieram i miałam taką nadzieję, bo ból był coraz silniejszy.
- Miałaś jej nic nie zrobić! - słowa chłopka stały się bardziej zrozumiałe. - Nie nadajesz się do niczego! Idź stąd za nim zacznie wracać do normalności. - krzyczał.
Zaczęłam próbować wydostać ręce spod lin jednak na marne.
- Violet! - znów krzyknął i podbiegł do mnie. Odwiązał wszystkie więzły i położył moją głowę na swoich kolanach. - Violet, nie zamykaj oczu. Patrz na mnie. Zaraz stąd wyjdziemy i zawiozę cię do szpitala.
- Nie chcę do szpitala. - szepnęłam. Miałam sucho  gardle przez co mówienie sprawiało mi mały ból. - Zawieź mnie do domu, Spencer mi pomoże. - czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe.
- Już jedziemy. - wstał trzymając mnie na rękach. - Tylko nie zamykaj oczu, błagam cię.
Poczułam chłód powietrza na moich pół nagich nogach. Jednak to był słaby pomysł zakładać shorty i koszulkę na ramiączkach na wyjazd.
Położył mnie na tylnym siedzeniu, a sam szybko wsiadł na miejsce kierowcy i odpalił silnik.
- Nie zasypiaj. - co chwilę odwracał się i sprawdzał czy żyję.
Moje powieki same się zamknęły.

- Będzie dobrze? - usłyszałam głos.
- Bill, nie przejmuj się tak. Ona poleży tak dzień, góra dwa i znów będzie zachowywać się normalnie.
- Dziękuję, Spencer, że się nią tak dobrze zajęłaś.
Drzwi się otworzyły, a po chwili zamknęły. W pokoju było można usłyszeć tylko kroki. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam blondyna chodzącego nerwowo w kółko.
- Co mi jest? - szepnęłam.
- Violet. - uśmiechnął się i podbiegł do mnie po czym ukucnął przy moim boku. - Jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli.
- Ta laska z magazynu pocięła ci nogę i dekolt i uderzyła cię przez co upadłaś i rozbiłaś głowę.
- Rozmawiałeś z nią. Kazałeś jej iść. Znasz ją. - wciąż patrzyłam w ścianę przed sobą.
- Nie znam jej. Pewnie coś ci się przewidziało.
- Jak się uwolniłeś?
- Kiedy upadłaś podeszła do mnie. Kopnąłem ją dzięki czemu upadła i upuściła nóż. Przewróciłem się na krześle i przeciąłem linę przy rękach, a potem przy nogach.
- Aha. - mruknęłam i spojrzałam na niego. Widziałam troskę i smutek w jego oczach. - Może masz racje i może to tylko mi się przewidziało. - dotknęłam ręką tyłu głowy.
- Masz bandaż na całej głowie, nodze i oczywiście biuście. Wszystkie rany są zszyte. Spencer jest dobrym lekarzem.
- Jest. - ziewnęłam.
- Lepiej już pójdę, powinnaś się wyspać. - pocałował mnie w policzek i wstał.
- Czekaj. - zatrzymałam go. - Zostań ze mną. Śpij ze mną, na fotelu, dywanie, gdziekolwiek byle byś był tu ze mną, proszę.
- Dobrze, mała. - uśmiechnął się słabo i chwilę później leżał obok mnie mocno mnie przytulając.
- Myślałam, że umrę i szczerze mówią to miałam taką nadzieję.
- Dlaczego chciałaś umrzeć?
- To wszystko tak strasznie bolało i chciałam w końcu mieć spokój od tego wszystkiego. Mam dość tego życia.
- Ucieknijmy.
- Nie. - pokręciłam głową.
- Dobrze ale obiecaj mi, że nie zaplanujesz śmierci przed pięćdziesiątką, ok?
- Pięćdziesiąt lat to dużo?
- Nie ale jeśli wtedy nadal będziesz chciała umrzeć i nie będziesz szczęśliwa to ci pozwolę.
- Dlaczego wtedy?
- Bo do tego czasu mam jeszcze kilkanaście lat by sprawić byś była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 36

Zeszłam powoli po schodach i skierowałam się do kuchni. Usiadłam przy stole pomiędzy Rosie, a April i przetarłam oczy.
- Chcesz naleśniki? - spytał Matt nakładając jedzenie na talerze.
- Nie, dzięki.
- A chociaż kawy? - zaczął podstawiać talerze pod twarze pozostałych.
- Nie chce nic, dzięki. - pokręciłam głową i położyłam głowę na stole.
- Nie wyspałaś się? - Rosie szturchnęła mnie łokciem.
- Wyspałam i to bardzo ale słabo się czuję.
- Co jest? - mówiła biorąc łyk soku pomarańczowego.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami i wyprostowałam się.
- zabiorę cię dziś na wycieczkę. - po chwili odezwał się Bill.
- Proszę... Nie. - jęknęłam.
- Musisz się ruszyć z domu. - odezwał się Dylan.
- Chodź. - Bill podszedł do mnie, odsunął moje krzesło i pomógł mi wstać.
- Jestem w ubraniach domowych. - spojrzałam na swoje dresy i za dużą bluzę.
- Nic nie szkodzi. - podał mi moje buty po czym sam zaczął zakładać swoje.
Westchnęłam i włożyłam buty po czym przeczesałam włosy. Blondyn uśmiechnął się do mnie i chwycił mnie za rękę. Poszliśmy do auta, otworzył mi drzwi i zapiął pas, a następnie zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik.
- To... Gdzie jedziemy? - pokręciłam głową.
- Niespodzianka.
- Znamy się już jakiś miesiąc z dniami, więc powinieneś wiedzieć, że nienawidzę niespodzianek.
- Przestań. Każdy lubi niespodzianki.
- Nie, ja nie.
- Czas to zmienić. - położył dłoń na moim udzie i pokazał mi język.
Przez resztę drogi siedzieliśmy w ciszy. Po kilkudziesięciu minutach zaparkował w lesie.
Jednocześnie wyszliśmy z samochodu.
- Idziemy myśleć? - spytałam. - Zaraz będzie padało.
- I co z tego? - zmarszczył brwi i ruszył w kierunku kamienia.
Stałam oparta o samochód przez kilka minut póki nie zaczęło mi się nudzić i pobiegłam do niego.
Leżał na głazie patrząc w niebo. Podeszłam bliżej, usiadłam na nim okrakiem i przytuliłam się.
- Co jest?
- Zimno mi.
- To mogłaś zabrać kurtkę. Wiesz jaka jesteś ciężka? - usiadł przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Chciałam się przytulić. - zrobiłam smutną minę i poczułam krople deszczu na swoim ramieniu.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął i odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Możemy wracać? Będę chora. - mruknęłam marszcząc brwi, gdy zaczęło padać mocniej.
Nie odezwał się. Patrzył na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem.
- Jeśli zrobię coś głupiego, nie będziesz na mnie zła? - spytał.
- Zależy jak głupiego.
Chwycił moją twarz i pocałował mnie. Poczułam dziwnie przyjemne uczucie w brzuchu jednak odsunęłam się od niego i wstałam z jego kolan.
- Przepraszam, Violet. To było bardzo głupie, wiem.
- Nie, Bill. Nie jestem zła. Po prostu to jeszcze za wcześnie. Wiem, że Kyle nie żyje już od prawie dwóch miesięcy ale nie czuję, że jestem gotowa na nowy związek.
- Wracajmy już. - wstał, ominął mnie i poszedł do auta.

Przez całą drogę powrotną siedzieliśmy w ciszy. Kilka razy widziałam jak zbiera się do tego by coś powiedzieć jednak nie odezwał się. Po powrocie poszedł do swojego pokoju. Usiadłam w salonie i zaczęłam myśleć nad tym wszystkim. Po kilku minutach wstałam i pobiegłam do pokoju Billa. Zapukałam dwa razy i weszłam do środka. Leżał na łóżku z twarzą w poduszce. Powoli podeszłam do niego i przytuliłam go.
- To było strasznie głupie, wiem.
- Daj spokój.
- Nawet gdybyś była gotowa nie chciałabyś się ze mną umawiać. Przecież jest tylu fajnych gości. Nie wiem co mogłem sobie pomyśleć.
- Ten pocałunek... Skłamałabym gdybym powiedziała, że mi się nie podobał i że nic nie poczułam. Poczułam to co podczas pierwszego pocałunku z Kylem, a coś czego nie poczułam, gdy całowałam innych facetów. Tylko, że przy tobie to uczucie było większe, bardziej odczuwalne, przy nim było słabe.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spojrzał na mnie.
- Że mogłabym się w tobie zakochać.
- A jeśli nigdy nie będziesz gotowa?
- Przestań pieprzyć, Peters. - zmarszczyłam brwi nachylając się nad nim i delikatnie go całując w czoło.
- Jestem złym gościem, Violet. Nie wiem czy byś sobie ze mną poradziła. Moje życie jest jeszcze bardziej pojebane niż twoje.
- Wszyscy jesteśmy źli. Zabijamy ludzi.
- Nie wiesz wszystkiego.
- Oh, już wiem. Jesteś okropnym mordercą, który zabił kobietę w ósmym tygodniu ciąży po czym wymordował całą jej rodzinę, zgadłam?
- Byłaś blisko. - zaśmiał się poprawiając włosy.
Wstałam i zaczęłam tańczyć przed nim.
- Violet, wszystko ok?
- He is a loser, he's a bum, bum, bum. He lies, he bluffs, he's unreliable. He is a sucker with a gun, gun, gun, gun. - zaczęłam śpiewać.
- Kompletnie zwariowałaś? Co ty robisz?
- But mama I'm in love with a criminal and this type of love isn't rational, it's physical. - kontynuowałam podchodząc do niego i ciągnąc go za ręce tak by wstał. - Dawaj. Napewno znasz tą piosenkę.
- Nie znać piosenki Britney to tak jak tańczyć nie mając nóg.
- Jesteś wrednym dupkiem.
- All reason aside, I just can't deny, love the guy. - zanucił przyciągając mnie bliżej.
- Masz głos.
- Ty też. Matt, Spenc i pozostali też mają głos.
- Wiesz o co mi chodzi, głupku.
- Nie chciałem się chwalić ale cóż, ma się ten talent. - poprawił włosy wywracając oczami.
- Kyle strasznie fałszował ale uwielbiałam z nim śpiewać.
- Przestań pieprzyć, Darling. - podniósł mój podbródek i zbliżył swoje usta do moich.
Do pokoju weszła Hayley.
- Nie chce wam przeszkadzać ale jedziemy. - powiedziała najpoważniej jak tylko potrafiła.
Odchrząknęłam odchodząc od blondyna i poprawiając koszulkę i włosy.
- Gdzie jedziemy?
- Felix powiedział tylko, że jakieś magazyny, nic więcej nie wiem.
- Zaraz będziemy. - dziewczyna odeszła.
Poczułam ciepły oddech Billa na karku.
- To może poczekać.
- Nie, Bill, to co robimy nie jest odpowiednie. Nie jestem gotowa na związek, zrozum to.
Zbiegłam po schodach na dół i stanęłam obok Matta, który rozmawiał z Dylanem.
- Możemy ruszać. - pokiwałam głową.



Trzasnęłam drzwiami od samochodu i spojrzałam czy mój pistolet jest na miejscu.
- Wchodzimy i sprawdzamy czy jest czysto. - związałam włosy.
- A co potem? - Bill stanął obok mnie.
- Spróbujemy przeżyć. - spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami. - Idziemy. - krzyknęłam do pozostałych.
Otworzyliśmy drzwi od jednego z magazynów i wbiegliśmy do środka.
- Pusto. - krzyknął Matt rozglądając się.
Po pomieszczeniu rozniósł się dym.


-----------------------------

Mam taką małą informacje. Oficjalnie ruszyłam z nowym opowiadaniem i serdecznie zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba. Oczywiście nie zaniedbam tego American Psychopath, bo jest moim pierwszym opowiadaniem, który ma tyle wyświetleń za które oczywiście Wam bardzo dziękuję :) Posty tu będą pojawiały się co czwartek - czyli bez zmian - a tam co piątek. Miłego czytania i do kolejnego rozdziału.
Link do bloga - http://photographfanfiction.blogspot.com/2016/02/rozdzia-1.html
Nie jest jeszcze tak rozwinięty jak ten. Nie ma szablonu ani zwiastunu ale wszystko w swoim czasie.

czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 35

Usłyszałam pukanie do drzwi. Drzwi się powoli otworzyły i Matt wszedł do środka po czym zajął miejsce obok mnie.
-  Trzymasz się? - objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Już wiem jak było ci ciężko. Przepraszam, że nie starałam się ci pomóc. - oparłam głowę o jego ramię.
- Spokojnie. Ja i Van nie byliśmy tak zżyci.
- Chciałam pochować Van ale kiedy wróciliśmy do magazynu nie było już jej ciała.
- Możemy już o tym nie rozmawiać?
- Przepraszam. - odsunęłam się od niego i usiadłam po turecku.
- Co u ciebie? - położył dłoń na moim udzie.
- W porządku. Bill często do mnie przychodzi i próbuje wyrwać mnie z domu bym kompletnie nie zwariowała.
- To dziwne, że Kyle zginął akurat wtedy, gdy pojawił się Bill, a on teraz cały czas jest przy tobie.
- Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi.
- On go znalazł. Nie wiadomo kto go zabił.
- Bill by tego nie zrobił!
- Dlaczego go bronisz?
- Nie bronię. Nie sądzę by mógł zabić kogoś bliskiego. - skrzyżowałam ręce na piersi.
Nagle po pokoju rozniosło się pukanie do drzwi.
- Proszę. - mruknęłam przysuwając się bliżej do Matta.
Do pokoju wszedł Bill.
- Nie chciałem przeszkadzać.
- Miałem zamiar już wychodzić. - Matt wstał i wyszedł z pokoju po drodze uderzając blondyna w ramię.
- O co mu chodzi? - usiadł na łóżku.
Wzruszyłam ramionami i wstałam po czym podeszłam do toaletki po telefon.
- Potrzebujesz czegoś? - spytałam opierając się o biurko.
- Chciałem ci coś powiedzieć.
- Mów. - nie odrywałam wzroku od ekranu telefonu.
Usłyszałam jak wstaje i idzie w moją stronę.
- Co jest? - podniosłam głowę.
Stał bliżej niż zwykle. Wyciągnął urządzenie z moich rąk i włożył do kieszeni swoich spodni.
- Nic. - wzruszyłam ramionami. - To co chciałeś mi powiedzieć?
- Zrobiłem co chciałaś. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łóżka.
- Dużo chcę.
- Pojechałem do rodziców.
- I jak?
Usiadłam po turecku i związałam włosy w kucyk.
- Nie powiedziałem im o Kylu, bo od razu ojciec zaczął krzyczeć, że miał nadzieje, że nigdy nie wrócę, bo nie chcieli mnie. Także było super. - wzruszył ramionami i schował ręce pomiędzy uda.
- Przykro mi. - przytuliłam go.
- Też mi było ale już jest ok. - pogładził mnie po plecach.
- Chcesz porozmawiać?
- O czym? - odsunął się ode mnie.
- Nie wiem. Może coś ci leży na sercu i chcesz to zrzucić.
- Nie ale gdyby coś takiego się znalazło to ci powiem. - uśmiechnął się i położył głowę na moim ramieniu.
Nagle jego telefon zaczął wibrować. Wyciągnął go z kieszeni bluzy i wyszedł z pokoju by odebrać.
Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nagle zobaczyłam kratkę przez którą zawszę wychodziłam na dach. Przyciągnęłam krzesło, otworzyłam otwór w suficie i wyszłam na dach. Poszłam trochę dalej i usiadłam przy krawędzi. Pomyślałam sobie o tym by zsunąć się i spaść na ziemie jednak czyjeś kroki wypędziły ten pomysł z mojej głowy.
- Dobrze się czujesz? Chyba nie chcesz się zabić?
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Nie zamknęłaś.
- Bill... Dlaczego cały czas jesteś ze mną. Dlaczego nie zajmujesz się swoim życiem.
- Nie wiem. Lubię z tobą rozmawiać ale jeśli ci przeszkadzam to powiedź.
- Nie. - pokręciłam głową patrząc na moje nogi.
Chłopak usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Wszyscy są teraz dla mnie tacy mili. Starają się mi pomóc.
- To chyba dobrze, nie?
- Ale za jakiś czas będzie już normalnie. Zapomną o mnie.
- Przecież zawsze byłaś najważniejsza w tym domu.
- Ta. - zaśmiałam się. - Zawsze byłam potrzebna, gdy musieliśmy zaplanować wyjazd czy coś takiego. Nawet April nie przychodziła do mnie. Teraz przychodzi codziennie. Wtedy miałam tylko Kyla.
- Wiesz, że ciągle mówiąc o nim, nie zapomnisz?
- Nie chcę zapominać. Kochałam... Kocham go najbardziej na świecie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że już na zawsze będziesz zakochana  w nim i nie pokochasz nikogo innego.
- Nie wiem. Nie myślę o tym. - westchnęłam.
Wstałam i zaczęłam chodzić w kółko.
- Co ty robisz? Jeszcze zakręci ci się w głowie i spadniesz.
- W sumie to powinnam ci podziękować, nie? Jesteś ze mną i opiekujesz się mną.
- Nie musisz dziękować.
- Nie często dziękuję, więc powinieneś się cieszyć.
Uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie.
- Najchętniej zabrałbym cię stąd i wyjechał.
- Najpierw muszę złapać tego, który zabił Kyla.
- Po co? To i tak nie zwróci mu życia.
- Jesteś jego bratem. Myślałam, że też chcesz zemsty.
- Chciałem ale przemyślałem sobie to wszystko. Może nam coś zrobić. To niebezpieczne.
- Wiesz, ze i tak zrobię to co będę chciała?
- Wiesz, że ja w odróżnieniu od Kyla zdołam cię powstrzymać?
- Nie dasz. - zaśmiałam mu się w twarz i ominęłam go.
Zeszłam na dół i położyłam się na łóżku.
- Chcesz coś do picia? - po chwili stał przy mnie.
- Nie. - ziewnęłam. - Ale chodź tu. - poklepałam wolne miejsce obok siebie.
- Moje łózko jest dużo wygodniejsze, więc dzięki.
- Koszmary są jeszcze gorsze. Pamiętasz jak spałam z nogami na twoich kolanach? Wtedy wyspałam się jak jeszcze nigdy.
Wywrócił oczami i położył się obok. Przyciągnął mnie do siebie i okrył nas kołdrą.
- Mam dziś dobry dzień, więc wyświadczę ci tą przysługę. - mruknął delikatnie się uśmiechając.
- Dziękuję. - wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.