czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 38

Wstałam powoli z łóżka. Przez tydzień zdążyłam wrócić do siebie. Chwyciłam do ręki swój telefon.
Jedna nieodebrana wiadomość
Przejechałam palcem po ekranie odblokowując go przy tym i weszłam w wiadomości.
Witaj, Violet. Mam lekkie problemy z pisaniem listów. Zauważyłaś, że były strasznie oklepane? Teraz wszyscy piszą te "smsy". Można zwariować! Wracając do tematu. Było mi bardzo przykro, że nie przyjechałaś na poprzednie spotkanie. Nie mogłaś zobaczyć co stało się z twoim ukochanym. Chcę byś przyjechała dziś o 16:30 do magazynów na Highland Avenue. Weź ze sobą góra trzy osoby. Nie mam ochoty na walkę, sama rozumiesz. Pozdrawiam ;)."
Odłożyłam telefon z powrotem  na stolik i podeszłam do szafy wyciągając z niej grubą bluzę i legginsy. Związałam włosy w kok i ubrałam tenisówki.
Podeszłam do drzwi i szybkim ruchem je otworzyłam.
- Właśnie chciałem zobaczyć jak czuje się moja królewna. - powiedział blondyn z cwaniackim uśmieszkiem.
- Bill, wychodzę. - ominęłam go i zeszłam po schodach na dół.
- Niby dokąd?
- Czy to ważne? Wychodzę. - wzięłam kluczyki i wyszłam z domu.
- Jadę z tobą. - szedł za mną.
- Jadę sama. - mruknęłam zajmując miejsce kierowcy i zapinając pas.
- Nie ma mowy. - usiadł na siedzeniu obok mnie i również zapiął pas.
Odpaliłam silnik i wjechałam na drogę główną.
- To gdzie jedziemy?
- Highland Avenue.
- Po co aż tam? To na drugim końcu miasta.
- Jedziemy na spotkanie. - wdepnęłam pedał gazu mocniej.
- Pojebało cię, Violet?! - krzyknął wyrzucając ręce w górę.
- Nie krzycz. - powiedziałam spokojnie patrząc na drogę.
- Nie pozwolę ci tam wejść.
- Nie potrzebuję twojej zgody, Peters.
- Sądziłem, że dobrze rozumiesz, że nie jestem Peters.
- Możesz w końcu się zamknąć? - zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
Zaparkowałam pod magazynami i wysiadłam trzaskając drzwiami.
- Poczekaj. - krzyknął na co się zatrzymałam.
- Proszę, nie próbuj mnie powstrzymać.
- Nie zamierzam... Po prostu chcę mieć pewność, że wiesz co robisz.
- Wiem. - pokiwałam głową i weszłam do środka.
Szłam według czerwonych migających strzałek.
- Tu jest strasznie. - mruknął niezadowolony Bill.
- Czego się spodziewałeś?
- Że chociaż dostanę szklankę wody na wejściu.
- Bądź już cicho i chodź. - w końcu weszłam do oświetlonego pokoju.
- Jesteś, Violet! - starszy mężczyzna, jakoś w wieku Felixa wstał z fotela i podszedł do nas. - Nazywam się Jaxon Khan. Miło mi was gościć w moich skromnych progach.
- Inaczej sobie ciebie wyobrażałam.
- Silnie umięśnionego dwudziestoletniego mężczyznę o bujnych blond włosach?
- Tak, dokładnie tak.
- Cóż, mam już swoje lata, włosy wypadły i mięśnie już nie są takie jak kiedyś.
- Powiedź mi jedno.
- Tak?
- Jak mogłeś zabić Vanessę, Jasona i... K-Kyla. - zająkałam się.
- Mój przyjaciel zabił Vanessę by was nastraszyć i pokazać wam do czego jestem zdolny ale Jasona i twojego ukochanego nie dotknąłem.
- Kto to zrobił?
- Jeden z moich pomocników. Ktoś bliski także tobie. - uśmiechnął się łobuzersko i podrapał się po siwej brodzie.
- Powiedź mi kto. Nie mam ochoty bawić się w jakieś zagadki.
- Violet, on i tak nie powie ci prawdy. - wtrącił Bill kładąc rękę na moim ramieniu.
- Bill, nie powiedziałeś jej?
- Czego mi nie powiedział?
- To on zabił twoich przyjaciół. To on jest moją prawą ręką.
Zakryłam twarz rękoma, gdy poczułam, że łzy zbierają się w moich oczach.
- Bill... - jęknęłam i wybiegłam  z magazynu.
Stałam oparta o maskę samochodu i starałam się opanować oddech.
- Violet... - poczułam dłonie na obu ramionach.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam.
- To nie prawda. Powiedział to, bo wiedział, że to cię zaboli. Chcę byś była słaba. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w jego oczy.  Było widać w nich wyraźny ból. Nie potrafiłam mu nie wierzyć.
Przytuliłam się mocno do niego i zaczęłam łkać w jego ramię.
- Shhhh... Violet. Już dobrze. Wracajmy do domu. - chwycił moją twarz i pocałował delikatnie w czoło.

Siedziałam okryta kocem na fotelu pijąc gorącą herbatę.
- Siostro...- usłyszałam głos Dylana.
- Nie ważne co chcesz powiedzieć. Idź sobie. - spojrzałam na niego na co się zaśmiał i usiadł obok mnie.
- Wiesz, że cię bardzo kocham, prawda?
- Nie koniecznie.
- Słuchaj, wiem, że między nami jest słabo ale chciałbym by było lepiej. Chcę spędzać z tobą więcej czasu i móc pocieszać cię w trudnych sytuacjach, których teraz w twoim życiu jest wiele. Jeśli ten kretyn cię rani... po prostu powiedź mi to, a to załatwię. Nie pozwolę mu ciebie krzywdzić.
- To słodkie, Dylan. Będę o tym pamiętać. - uśmiechnęłam się do niego.
- Czy wy jesteście w ogóle razem?
- Nie, zdecydowanie nie.
- Wygląda to inaczej.
- Może coś do siebie czujemy ale ja nie jestem gotowa do związku.
- Cztery miesiące. Minęły już cztery miesiące, Viol.
- To i tak cholernie boli, wiesz? Codziennie chodzę w miejsce gdzie go pochowaliśmy i rozmawiam z nim. Wiem, że tego nie słyszy ale wyobrażam sobie, że siedzimy tam razem i rozmawiamy. Mówię mu jak bardzo go kocham i że potrzebuję go. Opowiadam mu też o tym jak mi teraz trudno i jak wiele złych rzeczy przytrafia mi się od kiedy go nie ma. Codziennie śni mi się też on, kiedy zobaczyłam go martwego w aucie. Tylko w moim śnie potem otwieram oczy i on leży obok mnie i rozmawiamy. Dziwne jest to, że zawsze mówi mi o czymś co opowiadałam mu w ciągu dnia, wiesz, tam na jego grobie. Biorę to za znak tego, że mnie słucha, że jest ze mną. - otarłam łzy. - Dziwne jest też to, że, gdy siedzę tam w ogródku czuję co jakiś czas zapach jego perfum i czuję ciepło, które czułam przy tym jak mnie przytulał lub czuję jak trzyma mnie za rękę. To chore, co nie? Wiem, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle ale nie przeszkadza mi to.
- On jest z tobą. Przecież obiecał ci, że cię nigdy nie zostawi, prawda?
- Kiedy na początku chciałam skoczyć z dachu lub po prostu się powiesić, bo miałam dość i nie wytrzymywałam bez niego to coś w mojej głowie mówiło "nie! Musisz żyć. Oni nie dadzą sobie rady bez ciebie" ale obiecałam sobie, że jak wy wszyscy będziecie mieć już normalne życie to skończę to czego nie chcę już ciągnąć i po prostu spotkam się z moim skarbem.
- Na szczęście my nigdy nie będziemy mieć normalnego życia.

---------------------------------------

Zbliżam się coraz bardziej do końca przez co zaczęłam pracować nad dwoma nowymi opowiadaniami.
Photograph, który możecie zobaczyć wyżej i wejść na niego klikając w okładkę i Where Are You When I Love You?, którego okładki już nie mogę dodać, więc dodaje tutaj link http://waywily.blogspot.com/
Miłego czytania i do czwartku ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz