sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 22

Kyle kopnął drzwi tak by się zatrzasnęły. Położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi ściągając ze mnie spodnie.
- Na pewno tego chcesz? - szepnął przerywając całowanie mnie. - Nie chcesz by było to w jakiejś wyjątkowej sytuacji, a nie tak na szybko tylko p oto by wkurzyć twojego brata?
- W sumie masz racje. - powiedziałam przeczesując włosy. - Poczekajmy z tym. - wstałam i podciągnęłam spodnie.
- Możesz zostać bez nich. Wiesz, będzie ci wygodnie. - zaśmiał się po czym pocałował mnie.
Oddaliłam się od niego i związałam włosy w kok.
- Tak też mi jest wygodnie. - mruknęłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- Przepraszam, że przerywam ale zaraz Hayley zabije twojego brata. - powiedziała Aria.
- Boże co ten gówniarz wyprawia. - wyszłam z pokoju i poszłam za Arią do salonu, gdzie siedzieli prawie wszyscy, a mój brat stał przed nimi jakby był władcą.
- Dobrze, że jesteś. - krzyknęła Hayley.
- Dylan, do cholery! - krzyknęłam szarpiąc go za ramię - Co ty wyprawiasz?
- Tłumaczy nam nowe zasady panujące od czasu, gdy jego stopa tu zastała. - zaśmiał się Alex. - A nie mówiłem, Violet.
- Czekaj, jakie zasady? - chwyciłam się za głowę.
- Nie można zakłócać spania nowego władcy, nie można być głośno po 23, nie można wyjść nigdzie bez poinformowania władcy, itd. - powiedziała Hayley patrząc zimnym wzrokiem na Dylana.
- Nie jesteś tu władcą, to nie ty tu panujesz. - powiedziałam próbując go nie spoliczkować.
- Jesteś moją starszą siostrą, a te powinny dzielić się z młodszymi braćmi. - poprawił włosy unikając mojego wzroku.
- Dylan, ojciec zakazał ci panowania, nie rozumiesz?
- Wiem i nikt mnie nie będzie słuchał póki ty im nie będziesz tego kazała, więc chyba wiesz co musisz teraz powiedzieć, bo inaczej będzie z tobą źle. - podniósł głowę i zaśmiał mi się prosto w twarz.
- Nie będziesz jej groził, gówniarzu. - krzyknął Kyle stając pomiędzy nami.
- Nie zdołasz jej obronić kiedy skończę. - pobiegł na górę do swojego pokoju.
- Obiecuję, że się nim zajmę. Zagramy w piłkę, obejrzymy razem mecz lub coś w tym stylu. - Felix wyszedł ze swojego biura. - Wszystko słyszałem. Wy dzieciaki jesteście strasznie głośne.
- A ze mną co zrobisz? Mnie też gdzieś weźmiesz? - spytałam krzyżując ręce na piersi.
- Kochanie, jesteś duża. Byłaś wychowywana przez pełną rodzinę, a do tego masz chłopaka i przyjaciół. On nie ma nic.
- Masz rację. Ja nie potrzebuję twojej uwagi. - uśmiechnęłam się i podeszłam do niego po czym go przytuliłam. - Jesteś wspaniałym ojcem.

KYLE PO'V

- Jesteś wspaniałym ojcem. - powiedziała wesoło przytulając go. 
Wiedziałem, że tak na prawdę miała ochotę zamknąć się w pokoju.
Odwróciła się na pięcie i spojrzała na mnie z wielkim uśmiechem. W jej oczach były łzy. 
Wiedziała, że jest jej ojcem od dwóch tygodni, a on wiedział, że ona jest jego córką od zawsze i nigdy nie pokazał jej, że mu na niej zależy tak jak w ciągu jednej minuty pokazał jak zależy mu na Dylanie. Jej ojczym nigdy nie zwracał na nią uwagi. Pamiętam, że gdy przychodziłem do niej po szkole, gdy byliśmy jeszcze w pierwszej lub drugiej  klasie podstawówki i ona szczęśliwa podbiegała do niego pokazując mu rysunek, a on zawsze odpowiadał "Nie mam teraz czasu na oglądanie twoich bazgrołów" dlatego od kiedy poszliśmy do gimnazjum zawsze, kiedy była u mnie lubiła porozmawiać z moim ojcem. 
Tydzień temu powiedziała mi, że jest szczęśliwa z powodu, że tamten gościu nie jest jej prawdziwym ojcem i teraz ma tatę, który będzie chciał jej dać tą miłość, której jej brakowało przez 18 lat. Kiedy wszedłem do sypialni kilka dni temu leżała na łóżku wymyślając, że jak to się skończy pójdą na wspólne zakupy, na koncert, a nawet na mecz mimo, że Violet ich nie znosi. Planowała jak to będzie cudownie, gdy będzie ją odprowadzał do ołtarza lub trzymał nasze dziecko po raz pierwszy. Teraz to wszystko runęło. Viol stała i patrzyła na mnie przez kilka minut i poszła na górę. Usłyszałem jak drzwi się zatrzaskują. Wyobraziłem sobie, że teraz najprawdopodobniej przyciska poduszkę do twarzy i krzyczy. Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem sprawdzić co teraz robi. Już chciałem iść na górę, gdy zatrzymał mnie Matt.
- Nie idź do niej. - powiedział.
- Dlaczego? Potrzebuje mnie.
- Nie, ona chce być sama. Odreagować. Daj jej chociaż 5 minut. Laski tego potrzebują. - uśmiechnął się do mnie delikatnie i odszedł.
Miał racje ale to była Violet. 
Dziewczyna, która potrafi płakać przez kilka godzin po czym wychodzi z pokoju i zaczyna skakać ze szczęścia. Nie wiem co może teraz zrobić. Wszedłem do góry i otworzyłem drzwi od sypialni.
- Viol... - szepnąłem.
Zacząłem się rozglądać po pokoju. Nigdzie jej nie było.
Postanowiłem wejść na dach. Tam też jej nie było. 
Ostatnim miejscem w który mogłaby teraz być to łazienka. 
Wyszedłem z pokoju i pokierowałem się do łazienki. Zapukałem trzy razy i nic. Chwyciłem za klamkę. Drzwi nie były zakluczone, więc postanowiłem wejść. 
- Violet, boże! - krzyknąłem podbiegając do dziewczyny.
Siedziała na ziemi. Obok niej był dwie puste buteleczki po tabletkach.
Była ledwo przytomna. 
- Violet. - zacząłem nią trząść - Nie możesz umrzeć. 
Podniosłem ją i włożyłem do wanny po czym odkręciłem zimną wodę. Włożyłem jej palce do buzi by wywołać wymioty. Po chwili zwymiotowała między nogi i zaczęła płakać. 
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytałem pociągając nosem i zakręcając wodę. 
- Dlaczego mnie uratowałeś? - zaczęła płakać jeszcze bardziej. 
- Kocham cię. - pocałowałem ją w głowę - I nie wybaczyłbym sobie gdybyś umarła. 
- Zobacz jakby było dobrze. Ty nie musiałbyś się już o mnie martwić, Felix by miał tylko jedno dziecko do zajmowania się, nie bylibyście już zagrożeni, bo to o mnie chodzi. Wszystko byłoby łatwiejsze. 
- Nie mów tak. - powiedziałem wychodząc z wanny po czym przykucnąłem i chwyciłem Violet za rękę - Wyjdź, wytrę cię. - wstałem i pomogłem dziewczynie wyjść.
Sięgnąłem po ręcznik i okryłem nim Violet. Nie przestawała płakać.
- Przytul mnie. - powiedziała w końcu.
Przytuliłem ją mocno. Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu.
- Shhh... - starałem się ją uspokoić.
- Jestem tu problemem. Kiedy Felix powiedział, że jest moim ojcem tak bardzo się ucieszyłam. W końcu miałabym prawdziwego tatę, który by się mną zajmował, który by pokazywał mi, że mnie kocha, a najwidoczniej jedynym mężczyzną, który zachował się kiedykolwiek wobec mnie jak ojciec był twój tata. - zaczęła dusić się łzami.
- Tak mi przykro, kochanie. - szepnąłem jej do ucha po czym pocałowałem ją w skroń.
- Chciałabym zasnąć, tak na zawsze. - spojrzała na mnie.
- Od razu bym cię obudził. - pocałowałem ją.
Po chwili Violet przerwała pocałunek, odwiesiła ręcznik i chwyciła mnie za rękę wychodząc z łazienki. Okazało się, że wszyscy domownicy usłyszeli mój krzyk i zbiegli się pod drzwi. Stali i patrzyli ze współczuciem na Violet. Najmniej przejęty był Dylan i Felix, którzy w najlepsze śmiali się i rozmawiali o grach. Spojrzałem na dziewczynę. Patrzyła na nich i płakała. Przełknęła ślinę i pociągnęła mnie do sypialni. Puściła moją dłoń i położyła się.
- Pomóc ci się przebrać? Masz mokre ubrania, przeziębisz się.
Na te słowa wstała i podeszła do szafy, szybko zmieniła rzeczy i wróciła do łóżka przykrywając się cała kołdrą.
- Dobranoc, kochanie. - powiedziałem otwierając drzwi.
- Nie idź. Zostań ze mną, proszę. - usłyszałem, gdy chciałem już wychodzić.
- Obiecuję, że za chwilę wrócę. Muszę coś tylko zrobić. - zamknąłem drzwi.
Wszyscy nadal stali przed łazienką i dyskutowali o tym co przed chwilą się zdarzyło. Szarpnąłem Felixa za ramię tak by patrzył mi wo oczy.
- Skrzywdziłeś ją mówiąc jej, że jesteś jej ojcem.
- Cieszyła się. - mruknął wzruszając ramionami.
- Cieszyła się tak bardzo, że próbowała popełnić samobójstwo. - na te słowa Felix zbladł.
- Co z nią?
- Śpi. Gdybym wszedł o minute później umarłaby. To wszystko twoja wina.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Od dziecka nie miała ojca. Ten kutas, który ją wychowywał traktował ją jakby była duchem. W ciągu tych 18 lat rozmawiali ze sobą może 5 razy jak nie mniej. Ona się tak cieszyła, że teraz jej wynagrodzisz jakoś te lata. Planowała wspólne wyjścia z tobą, a tu nagle pojawia się synek, który rujnuje jej te plany.
- Co Dylan ma z tym wspólnego? Przecież sama go tu przywiozła.
- Przywiozła go tu, bo chciałeś go odnaleźć. Zabolało ją to jak dziś powiedziałeś, że zabierzesz go na mecz, pogracie w piłkę, a gdy spytała gdzie zabierzesz ją powiedziałeś, że jest duża i ma mnie. Ja jej nie zastąpię ojca. Teraz to on ma pełną rodzinę, a ona została bez nikogo i to tylko i wyłącznie twoja wina. Gdybyś nas w to nie mieszał siedziałbym z nią teraz w kinie, a jej mama przygotowywałaby dla nas spaghetti. Gdybyś może raz usiadł z nią. Sam na sam i porozmawiał z nią o tym co czuła, gdy nie wiedziała o tobie. Co czuła, gdy była codziennie krytykowana przez swojego ojczyma, a jej matka nie mogła nic z tym zrobić. Ona cierpiała i miała nadzieję, że pomimo tego gówna, które wokół nas panuje będzie szczęśliwa. Będzie miała dwie ważne w jej życiu osoby, które zawsze ją będą kochać. Obiecałem jej, że będę ją kochać nawet po śmierci, a tobie radziłbym przed złożeniem tej obietnicy zacząć ją kochać, bo na razie w twojej głowie jest Dylan. - powiedziałem i wróciłem do sypialni.
Położyłem sie obok niej i przytuliłem się do niej.
- Długo cię nie było. Co robiłeś? - odwróciła się do mnie.
- Nic, kochanie. Musiałem z kimś porozmawiać. Teraz jest już dobrze, śpij. - uśmiechnąłem się do niej całując ją w czoło. 


piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 21

Przetarłam oczy i spojrzałam na budzik. 12:35.
- Kyle, obudź się. Dziś przychodzi poczta.- zaczęłam budzić chłopaka.
- Daj mi jeszcze 10 minut. - powiedział odwracając się do mnie placami.
Wyszłam z łóżka i podeszłam do niego po czym delikatnie pocałowałam go w nos.
- Może dziś ten cały koszmar się skończy. Wstań. - szepnęłam mu do ucha.
Od kiedy dwa tygodnie temu dowiedzieliśmy sie, że prawdopodobnie jesteśmy rodzeństwem kilka rzeczy się zmieniło.
Nie całujemy się i  gdy jedno z nas chce się przebrać drugie musi wyjść z pokoju i jeszcze kilka mniej istotnych rzeczy. Jednak nadal śpimy razem, przytulamy się, trzymamy się za ręce i mówimy do siebie "kocham cię". Ta pierwsza rzecz szczególnie nie pasuje Felixowi. Znaczy mojemu ojcu, wciąż się nie mogę przyzwyczaić. Mówi, że co jeśli się okaże, że miał racje.
Kyle w końcu usiadł i ziewnął. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam go by wstał.
Trzymając go za rękę schodziłam na dół do kuchni, gdzie zwykle na blacie leżą listy.
- Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Felix powiedział, ze macie iść do jego biura, gdy się obudzicie. - powiedziała Aria wstawiając kubek do zmywarki.
Spojrzałam niepewnie na Kyla i poszliśmy do biura.
Zapukałam dwa razy w drzwi i weszłam do środka, a chłopak za mną zamykając drzwi.
- Usiądźcie. - pokazał na krzesła stojące na przeciwko niego.
Wykonaliśmy to o co prosił.
- Przyszedł list z wynikami. Chciałem go otworzyć razem z wami. - powiedział przysuwając do nas kopertę.
Chwyciłam ją w dłonie i zaczęłam rozdzierać.
- Nie wiem czy chce wiedzieć co jest tam napisane. - mruknął Kyle, gdy wyjęłam list.
Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam czytać.
- A więc... - zaczęłam - Bla bla bla bla bla bla.... To nie jest istotne. - mówiłam omijając spory kawałek tekstu napisanego na liście. - O jest. Chcemy powiadomić o tym iż Violet Darling w 99,9% jest córką Felixa Montgomerego. - przerwałam.
- Co jest dalej? - spytał Kyle.
- Nie chcę wiedzieć. - szepnęłam znów przenosząc wzrok na list. - Jednakże pokrewieństwo między Kylem Petersem, a Felixem Montgomerym wynosi 0%. - przeczytałam z wielkim uśmiechem na twarzy. Usłyszałam jak Kyle wypuszcza powietrze, które wstrzymywał pewnie od momentu, gdy przeczytałam jego imię.
- No cóż. Cieszę się, że nie musicie kończyć tego wspaniałego związku jednak i tak muszę odnaleźć swojego syna, który gdzieś tam jest i czeka aż przyjdę po niego i dołączę go do grupy. - powiedział ojciec.
- Nie wiem, czy bym chciała by mój brat tu był. - mruknęłam wstając z krzesła. - Podoba mi się to, że tu rządzę.
- Wciąż ty byś tu dowodziła. Nie będę zmieniał przywódcy, a dwóch to za dużo w szczególności, że ty masz mój charakter i zawsze stawiasz na swoim.
- Moge się podjąć tego, że go znajdę, dobrze? - zaproponowałam.
- Nie, jeszcze coś ci się stanie, kochanie. - powiedział Felix, a ja spojrzałam na Kyla.
- Kyle mi pomoże. - powiedziałam, a Kyle szybko spojrzał na mnie.
- T-Tak, oczywiście. - powiedział po chwili.
- Kiedy się urodził nazwaliśmy go Dylan. Myślałem, że zmienił imię dlatego podejrzewałem Kyla. Jest w jego wieku, ma 16 lat.
- Ale ja mam 19. - oburzył się Kyle.
- Spłodziłeś go dwa lata po moim narodzeniu. Szybki jesteś.
- Myślałem, że masz 15 lat, Violet.
- Miałam 15 prawie 3 lata temu. Za kilka dni będę miała osiemnastkę ale to nie ważne. Chodź. - pociągnęłam chłopaka ze sobą z powrotem do naszej sypialni.
- Jestem głodny i zmęczony. - powiedział zamykając drzwi od sypialni.
- Jeśli go znajdziemy kupię ci największą pizzę na świecie. - powiedziałam siadając przy komputerze.
- Jak chcesz go znaleźć? - spytał siadając obok mnie.
- Nie może być na świecie aż tak wiele 16-letnich Dylanów podobnych do mnie. - powiedziałam wystukując wszystko co o nim wiedziałam w Google. - I jest. Dylan Weston, 16. Urodził się na Florydzie ale z jakichś powodów dwa miesiące temu przeprowadził się do LA. Mieszka na Pacific Coast Highway. Po drodze kupimy burgery. Ubieraj się.
***
- To tu? - spytałam, gdy chłopak parkował pod jakimś domem.
- Tak. - zwinął papier od hamburgera w kulkę i wysiadł z samochodu.
Wysiadłam za nim i podeszłam do drzwi po czym do nich zapukałam. 
- Co ty chcesz zrobić? Po prostu wejść i powiedzieć "Hej jestem twoją siostrą, pakuj się jedziesz z nami"? 
- Dokładnie to chcę powiedzieć. - odpowiedziałam, gdy nagle drzwi otworzyła nam trochę niższa ode mnie blondynka. 
- Jesteście znajomymi Dylana? Proszę wejdźcie, Dylan jest na razie pod prysznicem ale za chwile powinien wyjść.
- Nie jesteśmy jego znajomymi ale przyszliśmy do niego. 
- Kim jesteście? - spytała.
- Nazywam się Violet Da... To znaczy Montgomery. 
- Wiedziałam, że kiedyś to się stanie. Źle, że tu wróciłam. Wejdźcie. - powiedziała otwierając szerzej drzwi. 
Weszliśmy do środka i poszliśmy z kobietą do salonu.
- Może poczekajmy na niego. - zaproponowała - Dylan pospiesz się! - krzyknęła. 
- Już idę. - powiedział blondyn zbiegając ze schodów. - Wooo... Biorę prysznic, a ty już sprowadzasz mi tu miss świata. - uśmiechnął się podchodząc do mnie. - Cześć jestem Dylan, piękna. - podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
- Uważaj sobie, ona jest moja. - warknął Kyle podchodząc do mnie i obejmując mnie w pasie. 
- Spokojnie. - powiedziałam - Powinieneś usiąść Dylan. - wskazałam na sofę. 
- Pójdę go spakować. - powiedziała jego matka. 
- O co chodzi? - spytał chłopak siadając na sofie i nie odrywając wzroku od mojego biustu. 
- Wiem, że ma fajne cycki ale oczy ma jeszcze lepsze. - powiedział do niego Kyle na co się zaśmiałam, a Dylan podniósł wzrok. 
- Dylan, może w to nie uwierzysz... Ja też w to nie wierzyłam ale to prawda. Tak na prawdę nazywasz się Montgomery.  
- Wiem, to nazwisko mojego ojca. 
- Przynajmniej twoja matka powiedziała ci jak nazywa się twój prawdziwy ojciec. - mruknęłam pociągając nosem. - Jestem jego córką. Nasz ojciec jest tym mordercą, którego szukają w każdym kraju. Ja, Kyle i wielu innych mieszkających w jego domu pomagamy mu w zabijaniu. Przyjechaliśmy zabrać cie do tego domu, bo prędzej czy później cie tu dopadną, a z nami będziesz bezpieczny.
- Super! Jako syn mordercy będę wszystkimi rządził. - ucieszył się wstając z sofy.
- Nieeee... - zaprzeczyłam, a uśmiech zniknął z jego twarzy. - Ja jestem tam przywódcą, a ojciec powiedział, że nikt nie będzie słuchał nowego przywódcy, a dwóch to za dużo, więc będziesz taki jak wszyscy. Będziesz wykonywał moje polecenia. - mruknęłam podkreślając słowo "moje".
- Dobrze... - powiedział ze spuszczoną głową. 
- Uważaj na siebie. - powiedziała jego matka dając mu trzy walizki. 
- Powinniśmy już jechać, Viol. - powiedział Kyle. 
- Tak. - przytaknęłam. 
***
- Synu. - powiedział mój ojciec, gdy Dylan wszedł do środka. 
- T-Tato? - uśmiechnął się szeroko i podbiegł do ojca przytulając się do niego. 
- Jeśli ten gówniarz będzie miał mi rozkazywać to dziękuję. - powiedziała Hayley odkładając gazetę na stół. 
- Spokojnie, stwierdziłem, że Violet jest wspaniałym przywódcą i niech tak zostanie. Chodź Dylanie, pokażę ci twój pokój i oprowadzę po domu.
- Odpowiada ci młodszy braciszek do bawienia? - szepnął mi do ucha Alex. 
- Oczywiście, że mi nie odpowiada ale w końcu i tak Felix by go znalazł. - powiedziała odwracając się do niego tak, że staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Moglibyśmy się go pozbyć, a teraz co? - spytał.
- Nie mogłabym zabić własnego brata. - pokręciłam głową.
- Ale byłaś gotowa żyć w patologicznym związku z Kylem, gdyby okazało się, że to twój brat.
- Co to ma wspólnego? Kyla znam od zawsze i kocham go. Nie mogłabym zrezygnować z niego tak z dnia na dzień. 
- Będziesz jeszcze żałować, że nie chcesz się pozbyć maluszka. 
- Co chcesz przez to powiedzieć, Alex? - spytałam.
- Będzie chciał władzy, której pragniesz również ty. Twój braciszek najwidoczniej też na ciebie leci, a jest typem takiego, który przeleciałby własną matkę, gdyby mu się podobała, więc twój chłoptaś go w końcu zabiję. 
- Skąd to możesz wiedzieć? 
- Gdy tu weszliście to widziałem jak młody na ciebie patrzy, a jak Kyle patrzy na niego. Chciałem już podejść do Kyla i uderzyć go by się opamiętał ale szczerze mówiąc chciałem zobaczyć jak się biją. 
- Jesteś wredny. 
- Ale szczery. - uśmiechnął się i odszedł. 
- To wszystko. - Felix powiedział do Dylana, uścisnął go jeszcze raz i wszedł do swojego biura. 
- A więc, siostrzyczko. - usłyszałam zza swoich pleców. 
- Tak? - odwróciłam się do niego.
Był mojego wzrostu, no może o centymetr niższy ale to trudno było stwierdzić przez jego wysoko postawione włosy. 
- Jesteś cholernie seksowna, wiesz? Mam fajny pokój, który mogę ci pokazać, no wiesz. - przygryzł wargę i położył dłonie na moich biodrach. 
- Jesteśmy rodzeństwem, Dylan.
- I co z tego? - oblizał wargi patrząc na mój biust. 
- Jestem o dwa lata starsza i mam chłopaka, no wiesz. 
Nagle poczułam jak ktoś mnie ciągnie za rękę do tyłu. To był Kyle. Odwrócił mnie tak bym była twarzą skierowana do niego i pocałował mnie. Nigdy mnie jeszcze tak nie całował. To był bardzo namiętny pocałunek. Był zazdrosny i chciał pokazać, że tylko on może mnie mieć. Położył dłonie na moich pośladkach i przysunął mnie bliżej siebie. 
- Chciałem tylko by wiedział czyja jesteś ale teraz cholernie się na ciebie napaliłem, więc chodźmy na górę. - szepnął mi do ucha.
- Zgoda. - mruknęłam, a chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do góry.

Rozdział 20

- Nikomu nie mów, pamiętaj. - powiedziała Spencer zamykając drzwi.
Stałam jak sparaliżowana przed jej pokojem, gdy nagle przeszedł obok mnie Alex z kubkiem kawy ze Starbucksa. Obróciłam się na pięcie.
- Skąd to masz? - spytałam biegnąc za nim.
- Ze Starbucksa. Nie wiesz co to jest? - spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Nie o to mi chodzi. Kiedy wyszedłeś? Pozwolili ci wyjść? - szłam obok niego.
- Ma się sposoby na wyjście. - zaśmiał się biorąc łyka kawy. - Swoją drogą... Bardzo dobra.
- Pokaż mi te sposoby. - szepnęłam, gdy obok nas przeszła Sophie.
- Jesteś za młoda, skarbie. - mruknął schodząc na dół.
Szłam za nim.
- Jak mam ci udowodnić, że się nadaję? - spytałam, a on odwrócił się w moją stronę.
- Nie musisz mi tego udowadniać. Wiem to. Nadajesz się, bo jesteś najlepsza w tym co robisz. Po prostu nie chcę by Kyle mi przywalił, gdy się dowie, że pokazałem ci jak wyjść. Lubię swoją twarz, wiesz?
 - Nie dowie się. Obiecuję.
- Nie wiesz co obiecujesz. - powiedział zeskakując z ostatnich dwóch schodków. - Ale w sumie mam ochotę na chińszczyznę. Pójdziesz ze mną ale cicho.
Ubrałam szybko bluzę i zawiązałam buty.
- Chodź. - powiedział idąc w stronę drzwi przez które nigdy nie przechodziłam.
Drzwi prowadziły na długi korytarz.
- Czemu ty wiesz o tym przejściu, a ja nie?
- Bo Felix traktuję cię delikatniej niż pozostałych. Chyba dostałby zawału gdyby dowiedział się, że coś ci się stało. - powiedział zamykając drzwi i idąc do kolejnych drzwi, które znajdowały się prawie na końcu korytarza.
- Dlaczego tak jest? - spytałam idąc z nim.
Alex otworzył drzwi.
- Panie przodem. - powiedział przepuszczając mnie.
Wyszłam na metalowe schodki. Zbiegłam po nich w dół i stałam na chodniku aż Alex do mnie dołączy.
***
- Czyli nie wiesz? - spytał, gdy wychodziliśmy z sushi bar.
- Czego? - spytałam biorąc łyk Berry Hibiscus.
- Tego dlaczego jesteś traktowana inaczej. - schował jedną dłoń w kieszeń.
- Nie, powiedź mi. 
- Nie mogę. Myślałem, że już o tym wiesz. Wyszłaś od Spenc jak sparaliżowana. Myślałem, że ci powiedziała.  Ja nie mogę ci o tym powiedzieć. 
- Słyszałam wiele złych rzeczy i to na pewno nie może być gorsze od kilku z nich. 
- Ale jest. To może tobą wstrząsnąć. 
- Powiedź mi, proszę. 
- Felix musi ci o tym powiedzieć sam. - krzyknął.
- A więc dobrze, spytam mu się.
- Viol... Ty serio nie chcesz o tym wiedzieć. 
- Kto jeszcze o tym wie? - spytałam.
- Wszyscy. Nawet Sophie i April. 
- Chodź szybciej. - przyspieszyłam. 
***
Weszłam do domu.
- Felix! - zaczęłam krzyczeć. 
- Kochana, nie tak głośno. - powiedział wychodząc ze swojego biura. - Co się stało? 
- Musisz mi odpowiedzieć na pytanie. Co takiego wszyscy przed mną ukrywacie? Dlaczego traktujesz mnie inaczej niż pozostałych? 
- Może wejdźmy do mojego biura. - w jego oczach pojawiło się zakłopotanie i strach, a jego twarz zbladła. 
- Nie, skoro i tak już wszyscy wiedzą  to po co mamy o tym rozmawiać w biurze? 
- Bo jest jeszcze coś.  
- Zacznij mówić do cholery. - krzyknęłam.
- Violet... W wybuchu zginęła tylko twoja matka. - powiedział po kilku minutach.
- Jak to? Przecież znaleźli też ciało mojego ojca. 
- Ten mężczyzna nigdy nie był twoim ojcem. On cię tylko wychowywał, bo twoja matka nie chciała by robił to twój prawdziwy ojciec. Twierdziła, ze mogę cię wpakować w kłopoty i coś ci się stanie. Po tym jak się wyprowadziłaś i nikt nie wiedział gdzie jesteś matka wiedziała, że cię znalazłem. 
- Czekaj, mówisz, że... Ze ty jesteś moim ojcem? To nie możliwe. 
- Poznałem twoją matkę, gdy przyjechałem wraz z kolegami do Malibu. Zakochaliśmy się w sobie. Postanowiłem tam zostać ale potem, gdy zaszła w ciążę i dowiedziała się o mojej pracy znienawidziła mnie i uciekła. Nie było dnia bym was nie szukał, Viol. W końcu usłyszałem, że mieszkacie w LA. Przeprowadziłem się tu, zebrałem ekipę. Znalazłem Kyla, bo wiedziałem, że się przyjaźnicie. Musiałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna. 
- Coś jeszcze chciałeś powiedzieć. - powiedziałam wycierając łzy, które spływały po moich policzkach strumieniami. 
- To cię może zabić, Violet. - szepnął podchodząc bliżej mnie. 
- Po prostu mi powiedź. Dosyć z tajemnicami, Felix. Znaczy... Tato. - przełknęłam głośno ślinę. 
Na te słowa Felix się uśmiechnął.
- Gdy znalazłem Kyla i dowiedziałem się, że jesteście przyjaciółmi chciałem mieć was obojgu ale nie chciałem byście byli razem. Nie możecie być razem. Ten głupi zakaz o którym już pewnie słyszałaś. Wprowadziłem go, gdy byliście już tu we dwoje. Wiedziałem, że nie dojdzie do ślubu, że powiem wam o tym jeszcze przed tym jak zrobicie coś głupiego. Wczoraj zadzwoniłem do ciebie, a ty najwidoczniej przez przypadek odebrałaś. Słyszałem jak mówicie o tym, że chcecie uciec i mieć normalne życie jako normalna para ale nie możecie być razem. 
- On mnie nie skrzywdzi. Wiem, że się o mnie martwisz ale jestem szczęśliwa. - mruknęłam.
- Nie o to chodzi, Violet. 
- A o co?
- Kyle to również moje dziecko.
- Chyba sobie z nas żartujesz, Montgomery. - usłyszałam głos Kyla. 
- Przykro mi. 
Czułam jak kręci mi się w głowie i powoli upadam na ziemie. 
***
Otworzyłam powoli oczy. Leżałam na swoim łóżku. Zauważyłam, że Kyle chodzi w kółko po sypialni. 
- Nie wierzę mu. - powiedziałam siadając.
- Musisz leżeć. - powiedział podchodząc do mnie.
Położyłam się, a chłopak usiadł obok mnie i zaczął odgarniać włosy z mojej twarzy. 
- Też mu nie wierzę. Nie możemy być rodzeństwem. - mruknął po dwóch minutach ciszy. - Moi rodzice są moimi prawdziwymi rodzicami, wiem to. Ty jesteś jego dzieckiem ale nie ja. 
Chwyciłam jego dłoń. 
- Na pewno cię z kimś pomylił. 
- Zrobimy testy. We trójkę. - powiedział podając mi białą kopertę. - Felix to miał na wypadek gdybyś mu mu nie wierzyli. Ja i Felix już pobraliśmy nasze DNA,zostałaś ty.
Wyciągnęłam w koperty patyczek. 
- Co mam z tym zrobić? - spytałam.
- Daj mi to. - zaśmiał się biorąc ode mnie patyczek. - Otwórz buzię.
Otworzyłam buzię, a Kyle zaczął jeździć patyczkiem po moim języku śmiejąc się. 
- Ślina nie zaschnie? - spytałam, gdy chłopak pakował patyczek do foliowej torebeczki i zaklejał kopertę. 
- Teraz będziemy mieć dowody na to, że to nie prawda. - powiedział całując mnie w czoło.
- Po tym jk na was patrzę też zaczynam mieć nadzieję, że się pomyliłem i ty Kyle nie jesteś moim synem. 
- Jak długo już nas obserwujesz? - spytałam.
- Od początku. - mruknął.
- Boisz się, że w ramach buntu zrobimy sobie szybko dziecko? - Kyle podszedł do niego podając mu kopertę. 
- Kyle, chciałbym byś był moim synem. Mamy podobne charaktery ale nie chciałbym by moje dzieci były w sobie zakochane. 
- Czekajcie. - wtrąciłam siadając. - Co jeśli by się okazało, że oboje jesteśmy jednak twoimi dziećmi. Co by było z nami, Kyle? 
- Nie zostawiłbym cię. I tak w tym domu jest duża patologia. Nikt by nie musiał wiedzieć, że jesteśmy rodziną. 
- To byłoby trochę chore. - powiedział Felix. 
- Nie ma nic bardziej chorego od ciebie. - Kyle sidał obok mnie i objął mnie ramieniem. - Takim jak my prawdziwa miłość zdarza się tylko raz i lepiej dla ciebie by okazało się, że nie jestem twoim synem. - powiedział, a ja położyłam mu głowę na ramieniu. 
- Dobrze, więc idę wysłać ten test. - powiedział Felix wychodząc z sypialni i zamykając za sobą drzwi.

czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 19

- Idę pod prysznic. - oznajmiłam chłopakowi wstając z łóżka.
- Iść z tobą? Wiesz... By nic ci się nie stało. - zaśmiał się.
- Dzięki ale sobie poradzę. - powiedziałam wychodząc z pokoju i kierując się do łazienki.
Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
- O boże! Przepraszam... Nie chciałam. - powiedziałam zamykając oczy i wychodząc za drzwi.
Hayley wybiegła od razu za mną poprawiając koszulkę.
- Violet. To nasza wina, że nie zakluczyliśmy drzwi. Proszę nie mów nikomu. - chwyciła mnie za rękę. - Jeśli Felix się dowie, że prawie kochałam się z Tylerem to mnie wyrzuci z domu, a nie mam gdzie iść. Błagam. Obiecaj mi to.
- Obiecuję. To zostanie tylko między nami. - powiedziałam patrząc na Tylera, który właśnie wychodził z łazienki.
- Jest już wolna. - mruknął odchodząc.
- Dziękuję. - Hayley przytuliła mnie i pobiegła za nim.
Patrzyłam jeszcze przez chwilę na nich po czym weszłam do łazienki i zakluczyłam drzwi. Spojrzałam w lustro i zaczęłam rozpuszczać włosy.
Kurczę. Felix mógłby kogoś wyrzucić za coś takiego. Czyli nigdy nikt z nas nie będzie miał dzieci, bo prawdopodobnie będziemy tu mieszkać do końca życia.
Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic.
Okręciłam gorącą wodę i zamknęłam oczy.
Przypomniało mi się, że za kilka dni są moje urodziny. Jeszcze kilka miesięcy temu chciałam zrobić największą imprezę w mieście. Byliby wszyscy moi znajomi i byłoby wspaniale. Ale teraz... Teraz to już nie ważne. Najważniejsze by znaleźć tego idiotę, który zabił Van i chciał zabić mojego chłopaka.
Po 30 minutach spędzonych pod prysznicem wyszłam i owinęłam się ręcznikiem. Otworzyłam drzwi i już chciał wyjść, gdy wpadłam na Kyla.
- Długo tu stoisz? - spytałam omijając go.
- Chciałem wiedzieć, że nic sobie nie zrobisz. - mruknął idąc za mną.
- I tak byś nic nie usłyszał, a nawet gdyby to nie otworzyłbyś drzwi. - weszłam do sypialni i podeszłam do szafy.
- Chcesz się przebierać? Tak wyglądasz dobrze. - powiedział obejmując mnie w pasie i całując po szyi.
- Tak, chcę się przebrać. - mruknęłam wyciągając bluzę i dresowe spodnie.
- Co jest? Normalnie rzuciłabyś się nie mnie, a ten ręcznik dawno by już leżał na ziemi.
- Dowiedziałam się czegoś?
- Że jestem zły w łóżku? Nie wiem od kogo to słyszałam ale ja jeszcze z nikim nie spałem, więc to kłamstwa.
- Nie spałeś i nie się nie prześpisz. Chyba, że chcesz stąd wylecieć.
- A więc o to chodzi? To są chore wymysły Felixa i nie jest tak, że nie można. Można ale po ślubie. Wiesz... Mimo wszystko Montgomery jest strasznie pobożny. A tak w ogóle to bardzo rzadko jest w domu także by się nie dowiedział. - powiedział siadając na łóżku. - To co ty na to?
Zdjęłam ręcznik i rzuciłam go na ziemię. Stałam zupełnie naga odwrócona plecami do chłopaka.
- Wiedziałem. - mruknął zdejmując koszulkę.
Zaśmiałam się cicho i ubrałam bieliznę po czym założyłam bluzę i n końcu spodnie.
- Nie wiedziałeś, ups. - zaczęłam się śmiać. - Ubierz się, pokażę ci coś.
Kyle wstał i ubrał koszulkę po czym podszedł do mnie.
Przystawiłam do siebie krzesło, które stało przy toaletce i weszłam na nie.
- Chcesz się wieszać? - spytał.
Zaczęłam szarpać za kratkę w suficie.
Przypomniało mi się jak Jenny pokazała mi to. To było coś na chwile, gdy masz dość i chcesz oddychać.
Wyrwałam w końcu kratkę i podałam ją Kylowi.
- Trzymają ją. - powiedziałam wciągając się na górę.- Teraz ty. - podałam mu rękę.
Chłopak wszedł na krzesło i po chwili był obok mnie.
Zamknęłam przejście by nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i wstałam.
- I jak? - podeszłam do chłopaka, który był już na drugim końcu dachu.
- Słyszałem, że jest jakieś wejście na dach ale nigdy nie wiedziałem gdzie. Długo już o tym wiesz?
- Od początku. - powiedziałam siadając i wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
Wyciągnęłam jednego, włożyłam do buzi po czym zapaliłam.
- Violet. - krzyknął.
- Shhh... - powiedziałam. - Usiądź.
Chłopak usiadł obok mnie. Chwile patrzył przed siebie po czym spróbował wyrwać mi papierosa jednak się odsunęłam.
- Zamknij oczy. - powiedziałam, a chłopak to zrobił. - Co widzisz?
- Ciemność, głupie pytanie. - mruknął.
- Nie, widzisz całe nasze życie. Nasze życie jest ciemne i nie ma w nim żadnych kolorów. I tak już będzie do końca jeśli się nie urwiemy. Wiem, że nas potrzebują ale - przerwałam - obiecaj mi, że jeśli to się skończy to uciekniemy stąd. Uciekniemy daleko by nikt nie wiedział gdzie jesteśmy. Znajdziemy mieszkanie, pobierzemy się, będziemy mieli dzieci... Pop prostu będziemy szczęśliwi. - powiedziałam patrząc na niego.
- Na swoje życie patrzę codziennie i uwielbiam chwilę, gdy jestem z nim sam, gdy ono się uśmiech.. Nawet gdy płaczę mimo, że mnie to boli, bo wiem, że to moja wina. Cholera, kochanie... Ty jestes całym moim życiem.
- Po prostu obiecaj, Kyle.
- Nie mogę. Nie wiem czy to się uda, a nie chcę cię zawieść.
Westchnęłam i wyrzuciłam papierosa.
- Wiedziałam, że to głupi pomysł, przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie, chcę byś była szczęśliwa i spróbuję spełnić twoje życzenie, dobrze?
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Chodź. - poklepał swoje kolana.
Wstałam i usiadłam na jego kolanach twarzą w jego stronę.
Delikatnie musnęłam swoim nosem jego. Kyle przejechał swoją dłonią po moim policzku po czym pocałował mnie.
Położyłam dłonie na jego policzkach cały czas go całując. Chłopak włożył swoje dłonie pod moją koszulkę i zaczął jeździć nimi po całych moich plecach.
Cicho jęknęłam, gdy z pleców przeniósł dłonie na moje pośladki i delikatnie je ścisnął.
- Nie, Kyle. - szepnęłam.
- Shhh... Zaufaj mi skarbie. - mruknął całując moją szyję.
- Przepraszam ale nie teraz, Kyle. - odsunęłam się od niego i wstałam. - Sądzę, że powinniśmy już iść na dół. - mruknęłam podchodząc do otworu przez, który się tu dostaliśmy. Odczepiłam kratkę i zeskoczyłam na dół.
 - Nie chciałam ci się narzucać. - mruknął schodząc za mną i wkładając kratkę na swoje miejsce.
- Nic się nie stało, spokojnie. - uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z sypialni.
Zapukałam do drzwi, które były obok.
- Spencer... To ja, Violet.
- Violet, wejdź proszę. - powiedziała drobna brunetka otwierając drzwi. - Co cię tu sprowadza?
- Nie wiem. Chciałam z kimś pogadać i wypadło na ciebie.
- Siadaj proszę. - wskazała na kanapę.
- Masz spory pokój. - powiedziałam siadając.
- Gdybyście z Kylem pomyśleli i wyburzyli ścianę dzielącą twój i jego byłą sypialnię to mielibyście jeszcze większy. - powiedziała siadając obok mnie.
- Skąd to wiesz? - spytałam, gdy przypomniało mi się, że nikomu nie mówiłam, że teraz Kyle śpi w mojej sypialni.
- Spokojnie nikomu nie powiedziałam. Po protu to widać jak wieczorem wchodzi do twojego pokoju i nie wychodzi. Więc opcje są dwie. Albo u ciebie śpi albo przenika przez ścianę.
- Masz rację.
- To dziwne, ze nikt z tych palantów jeszcze się tego nie domyślili. - zaśmiała się. - Nie obrażam ich jakby co. Kiedyś stwierdzili, ze jestem dużo inteligentniejsza od nich i zamiast wymyślać jakieś określenia na nich wszystkich mam ich nazywać palantami.
- Już rozumiem. - pokiwałam głową.
- Dobrze, że przyszłaś. Musimy poważnie porozmawiać. - jej twarz przybrałam powagę.
- Słucham.

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 18

Zaczęłam szukać ręką Kyla. Przeszukałam całe łóżko ale ani śladu po nim. Pewnie już się obudził. Przetarłam oczy i wstałam. Poczułam jak kręci mi się w głowię i chwieję się na nogach. To pewnie skutki odstawienia. Otworzyłam drzwi i wyszłam z sypialni kierując się na dół. Weszłam do kuchni i usiadłam na stołku kładąc głowę na blat.
- Potrzebujesz wody? - spytała Rosie.
- Chyba tak. - mruknęłam.
- Dziś doszedł list do ciebie. - powiedziała Aria kładąc kopertę przede mną.
Podniosłam głowę i wzięłam do rąk kopertę, którą szybko rozdarłam.
- Może od razu to spalimy? - spytałam, gdy zobaczyłam pierwsze literki.
- Od niego? - spytał Matthew.
- Tak. - powiedziałam i zabrałam się do czytania listu. - " Jesteś taka pewna, że umarli? Może są nadal żywi? Jesteś taka pewna, że twój chłopak błąka się gdzieś po domu? Może siedzi przywiązany do krzesła obok twojej nadal żywej matki? Miłego dnia, Violet." Ubierajcie się. Alex sprawdź gdzie jest ta ulica, która zapisana jest na liście. Za 5 minut ruszamy. - powiedziałam wychodząc z kuchni.

***

- Dobra, wszyscy są. - powiedziałam wsiadając do auta. - Spencer miej stałą łączność z pozostałymi w drugim aucie. Muszą wiedzieć co robić. - powiedziałam odpalając silnik i wyjeżdżając na główną drogę. 
- Violet... Oni są martwi. " - powiedziała Aria.
- Po co miałby kłamać? - spojrzałam na nią.
- By cię szybciej zabić. - mruknęła. 
Znów patrzyłam na drogę. Ona może mieć racje. Przecież policja znalazła szczątki moich rodziców. Ale to i tak nie zmienia faktu, że ma Kyla. 
- Powiedź im, że gdy tylko zaparkujemy mają przygotować broń i ruszamy. Nie mamy czasu by się zastanawiać. - powiedziałam do Spencer wciskając gaz. 

***

Alex wyważył drzwi. W środku było słychać krzyki. Dam sobie rękę uciąć, że słyszałam Kyla. Boże oby tylko nic mu się nie stało. 
Weszłam pierwsza, a pozostali od razu za mną. Szliśmy słabo oświetlonym korytarzem aż doszliśmy do pomieszczenia w którym siedział mój chłopak przywiązany do jakiegoś krzesła, a obok niego kobieta. 
- Widzę, że jesteście. - klasnął w dłonie mężczyzna.
- Mogę ci obiecać, że zginiesz tak jak twój wspólnik. 
- Oh jest nas więcej. Co tam jednego mniej - zaczął się śmiać - ale cóż... Zacznijmy grę. Tu siedzi twoja matka - wskazała na kobietę, która cały czas miała spuszczoną głowę - a tu... Twój chłopak. Możesz wybrać tylko jedną osobę. Wybierz słusznie. Masz 5 minut. 
Nagle Kyle zaczął coś krzyczeć lecz nie mogłam nic zrozumieć ponieważ miał związane usta. Podeszłam do niego i odwiązałam supeł.
- Violet, to nie jest twoja matka... - szepnął, a mężczyzna od razu odwrócił się w naszą stronę. 
- Złamałaś zasady. Nie można oszukiwać. - krzyknął. - Spotka cię kara. 
- Oh zamknij się już. - powiedziała Hayley strzelając w jego stronę. 
Mężczyzna padł. 
Wow szybko poszło. Nie musiałam walczyć, nie musiałam nikogo zabijać. Aż dziwne. W sumie to dobrze, bo i tak nie czułam się na siłach. 
Odwiązałam chłopaka i pomogłam mu wstać. 
- Wszystko w porządku? - spytałam odgarniając mu włosy, które wchodziło do jego oczu. 
- Tak, chodźmy już.
- A co z tą kobietą? - spytał Jason.
- Ona i tak zaraz umrze. Nie ma ani oczu, ani języka. Wstrzyknął jej coś do żył. Prawdopodobnie już jest martwa. 
- Nie mam ochoty na to patrzeć. Idę stąd. - powiedziała Hayley poprawiając włosy i wychodząc. 

***

- Kyle, ty żyjesz. - krzyknęła Sophie, gdy weszliśmy do domu. 
- Tak. Nic mi nie jest.
Weszłam omijając wszystkich i wchodząc na górę do swojego pokoju. Położyłam się i przykryłam po czym zamknęłam oczy. Chciałam się wyspać. Miałam nadzieję, że dzięki temu wszystkie zawroty głowy miną. Miałam chwilę spokoju o której marzyłam już od kiedy dostałam w ręce list. Nagle drzwi się otworzyły.
- Kurwa. - mruknęłam i odwróciłam się.
- Coś się stało? - spytał Kyle siadając obok mnie.
- Mam dość. - położyłam głowę na jego kolanach.
- Rozumiem cię. - zaczął bawić się moimi włosami.
- Nie, nie rozumiesz. - pokręciłam głową. 
Chłopak przetarł oczy i spojrzał w sufit. 
- Powiedziałam coś nie tak? - spytałam siadając.
- Nie. - uśmiechnął się mając łzy w oczach. - Też mam dość. Mam dość tego, że nie możemy normalnie wyjść, iść na pizzę, do parku, na plażę, nawet do sklepu. Nie możemy zachowywać się jak normalna para. Jest mi z tym źle, bo cię w to wciągnąłem. Równie dobrze mogłabyś teraz siedzieć na ławce w parku z jakimś innym fajnym chłopakiem.
- Po co mi normalny chłopak skoro mam ciebie? Szczerze to początkowo nie chciałam tu być. Nie lubiłam tych ludzi i tego miejsca. Ale teraz... Teraz to jest już część mojego życia. Oni są moją rodziną, to jest mój dom, a zabijanie to już moja praca. Nie chcę tego zmieniać póki mam ciebie przy sobie. - pogładziłam go po policzku. 
- Mówisz tak by nie było mi przykro. - zaśmiał się.
- Być może. - wzruszyłam ramionami. 
- Jesteś głupia. - mruknął.
- Wiem i to sprawia, że siedzisz tu obok i pozwalasz mi się wyżalać.
- Może to, a może cycki. - wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego próbując się nie śmiać. 
- Żartujesz sobie ze mnie, tak? - nadal próbowałam być poważna.
- Wiem, że chcesz się zaśmiać. Nie, nie żartuje. Masz fajne cycki. - też już powstrzymywał śmiech.
Nagle oboje zaczęliśmy się głośno śmiać. 
- Nienawidzę cię, Darling. - powiedział.
- Kocham Cię Peters. - mruknęłam kładąc głowę na jego ramieniu.
- A tak szczerze to siedzę tu z tobą, bo jesteś najwspanialszą osobą jaką kiedykolwiek poznałem. - uśmiechnął się całując mnie w czoło.


-----

Jestem chora, więc strasznie mi się nudzi. Efektem tej nudy jest ten rozdział (dlatego krótki i nudny, bo jest 2:13, a ja nie mogę spać) wiem, że mogłam nic nie pisać skoro miało wyjść tak beznadziejnie ale zrobiłam też nowy zwiastun (wiecie gdzie go szukać) a do niego potrzebowałam tego postu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten bezsensowny rozdział i poczekacie jeszcze troszkę na coś super :)

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 17

Usiadłam na podłodze, przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i zamknęłam oczy nadal płacząc.
- Shhh. - próbował uspokoić mnie Kyle, który szybko podszedł do mnie i mnie przytulił. - Zapłacą za to, Viol. Obiecuję ci. - szepnął.
- Dlaczego musieli zamieszać w to ich? Przecież oni nie są niczemu winni. - powiedziałam przecierając oczy.
- Musicie to zobaczyć. - Aria wbiegła do pokoju. - Albo już wiesz... - spojrzała na mnie.
Wstałam z podłogi i poszłam za dziewczyną. Zeszłyśmy do salonu, gdzie wszyscy siedzieli na kanapie i patrzyli w telewizję.
- Tak mi przykro, Viol. - powiedziała Hayley, gdy zeszłam.
- Cicho. - uciszyłam ją próbując słuchać wiadomości.
- " Dnia 14 października niespodziewanie wybuchł dom. Niestety w środku były osoby, które zginęły na miejscu. Dom należał do państwa Darling. Podobno pięć minut przed wybuchem dom opuściły dwie nastolatki : April Carter i Sophie Stevenson, które przyszły spytać o swoją przyjaciółkę, a zarazem córkę państwa Darling - Violet. Dziewczyny na szczęście nie było w domu. Policja nadal poszukuje sprawców wybuchu." 
Wytarłam rękawem łzy spływające po moich policzkach. Kyle cały czas stał za mną przytulając mnie. Miałam ochotę pobiec do pokoju, zbić lustro i podciąć sobie gardło odłamkami szkła ale wiedziałam, że muszę zemścić się na tym, który stoi za śmiercią moich rodziców i Vanessy.
- Chcesz się położyć? - szepnął mi do ucha Kyle.
- Chcę się przewietrzyć. - mruknęłam.
- Chodźmy. - puścił mnie i podał dłoń.
- Chcę iść sama. - powiedziałam omijając go i wychodząc na taras.
Usiadłam na drewnianych schodkach i położyłam głowę na kolanach. Zaczęłam szukać w kieszeniach pudełka papierosów po czym przypomniało mi się, że wyrzuciłam je. Zamknęłam oczy. Dobrze, że April i Soph wyszły z domu przed wybuchem. Muszę je ochronić. Nie mogę stracić też ich. Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
- Halo? - odebrałam wycierając pojedynczą łzę.
- Violet chcę być na ciebie zła ale tak cholernie ci współczuję. - powiedziała Sophie.
- Rozumiem. Masz prawo być zła.
- Gdzie ty w ogóle jesteś?
- Przepraszam, że się z wami nie kontaktuje ani nic nie mówię. Nie mogę ci na razie za dużo mówić ale z April uważajcie na siebie. Spróbuję wam pomóc, ok? Będziecie bezpieczne. Pa, kocham cię. - powiedziałam i zakończyłam połączenie.
Szybko wstałam i  weszłam do środka. Wszyscy patrzyli w moją stronę.
- Co jest? - spytałam.
- Nic. Po prostu chcemy wiedzieć, że jest ok. - powiedziała Spencer.
- Jest ok ale muszę natychmiast porozmawiać z Felixem.
- Jestem tu kochanieńka. - odezwał się Felix.
- Montgomery... Sam widzisz jak teraz jest. Wszyscy ważni dla mnie giną. Są jeszcze trzy osoby, których śmierci nie przeżyje. Kyle jest bezpieczny ale moje przyjaciółki... One cudem uniknęły śmierci.
- Mamy jeden wolny pokój jeśli o to chodzi.
- Na prawdę? - uśmiechnęłam się. - Dziękuję.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Soph. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Już mi powiesz o co chodzi i w cudowny sposób uratujesz nam życie? - spytała.
- Spakuj wszystkie potrzebne rzeczy. Zabierz wszystko, bo już nie wrócisz do starego mieszkania. Przekaż to April. Będę za dwadzieścia minut. Czekajcie przy przystanku. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Schowałam telefon do kieszeni i zaczęłam myśleć patrząc w ziemię. Będą bezpieczne. Będę mogła je chronić. Nie będę musiała się ukrywać.
Podeszłam do szafki z bronią i schowałam jeden pistolet w spodnie, a drugi podałam swojemu chłopakowi.
- Pojedziesz ze mną.

***

- Są. - wskazałam na przyjaciółki. 
Kyle podjechał na przystanek i odblokował drzwi by te mogły wsiąść. Dziewczyny schowały walizki i torby do bagażnika po czym siadły do auta. 
- Kyle? - spytała April. - Nie widziałam cię wieki.
- Mi ciebie też miło widzieć, April. - uśmiechnął się ruszając w kierunku domu. 
- Może zaczniesz tłumaczyć? Dlaczego musiałyśmy się wyprowadzić? - zaczęła Sophie. 
- A więc...

***

- ...I tak znalazłyście się tu. - skończyłam opowiadać im historię tego jak tu zamieszkałam.
- Ładnie. - powiedziała April wyciągając z bagażnika swoją walizkę i Sophie. 
Kyle objął mnie ramieniem.
- Teraz już nie musisz się o nic martwić, skarbie. - uśmiechnął się.
- Wy... Wy wtedy mówiliście tak serio? Jesteście ze sobą? - Sophie spojrzała na nas zamykając bagażnik. 
- Tak. Jason i Mike też są w środku. - uśmiechnęłam się podchodząc do drzwi frontowych. - A więc witam w domu. - otworzyłam szeroko drzwi. 

***

- I jak podoba się nowy pokój? - spytała wchodząc do pokoju April i Sophie.
- Za jakiś czas wybieram się do Mike'a. - zaczęła śmiać się April. 
- Cieszę się, że tu jesteście. - zamknęłam drzwi. - Nie spotykałam się z wami tylko i wyłącznie dlatego, że chciałam was chronić. 
- Rozumiemy cię, Viol. - przytuliła mnie Soph. - Ale my nie będziemy strzelać, prawda? - spytała śmiejąc się. 
- Nie, wy będziecie zostawać w domu z Rosie. Ona też nie zabija. 
Usiadłam na łóżku obok April, a po chwili dołączyła do nas Soph.
- Miło mi nas widzieć znów w starym gronie. - uśmiechnęłam się szeroko. 
- Nam również. - powiedziały równo.
- Dostaniecie to ale tylko na wszelki wypadek. - powiedziałam dając im dwa pistolety. - Są naładowane. Noście je przy sobie, gdy gdzieś wychodzicie ale przed wyjściem powiedzcie mi lub Kylowi.
Nagle drzwi się otworzyły. Stała w nich Rosie.
- Rosie, cześć. - uśmiechnęłam się do niej. - Chodź siadaj.
Dziewczyna niepewnie weszła do środka i usiadła obok mnie.
- Chciałam się przywitać, bo teraz, gdy oni będą walczyć my będziemy siedzieć tu próbując nie myśleć, że ktoś dla nas ważny może zaraz umrzeć. Miło, że jesteście. Zawsze czekałam sama,a rozmowa z kimś będzie przyjemniejsza. - uśmiechnęła się delikatnie.
Wow. Pierwszy raz usłyszałam jak mówi tak dużo.
- Rosie, jeśli coś będzie się działo możesz śmiało do mnie przyjść, wiesz o tym. Możemy pogadać czy coś takiego, bo przez te ostatnie dni miałam wrażenie, że traktujesz mnie jakbym była bombą, która zaraz może wybuchnąć. - powiedziałam.
- Przepraszam, po prostu umiem wyczuć nastrój człowieka. Przez te ostatnie dni zawsze, gdy do ciebie podchodziłam miałam wrażenie, że zaraz mnie zabijesz dlatego nic nie mówiłam. - zaśmiała się cicho.
- Nie masz się czego bać.

-----

Z góry przepraszam za to, że posty pojawiają się nie regularnie ale postaram się wybrać jakiś dzień w którym zawsze będę coś wstawiać. Na razie jeszcze nie umiem się określić ponieważ mam strasznie dużo nauki. Rozdział krótki ale postaram się też w najbliższym czasie napisać coś dłuższego. Mam nadzieję, że się podobało. 
W zakładce "zwiastun" pojawił się drugi zwiastun, który jest kontynuacją pierwszego. Pojawiła się też nowa zakładka ale więcej się o niej dowiecie, gdy w nią wejdziecie :)