piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 20

- Nikomu nie mów, pamiętaj. - powiedziała Spencer zamykając drzwi.
Stałam jak sparaliżowana przed jej pokojem, gdy nagle przeszedł obok mnie Alex z kubkiem kawy ze Starbucksa. Obróciłam się na pięcie.
- Skąd to masz? - spytałam biegnąc za nim.
- Ze Starbucksa. Nie wiesz co to jest? - spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Nie o to mi chodzi. Kiedy wyszedłeś? Pozwolili ci wyjść? - szłam obok niego.
- Ma się sposoby na wyjście. - zaśmiał się biorąc łyka kawy. - Swoją drogą... Bardzo dobra.
- Pokaż mi te sposoby. - szepnęłam, gdy obok nas przeszła Sophie.
- Jesteś za młoda, skarbie. - mruknął schodząc na dół.
Szłam za nim.
- Jak mam ci udowodnić, że się nadaję? - spytałam, a on odwrócił się w moją stronę.
- Nie musisz mi tego udowadniać. Wiem to. Nadajesz się, bo jesteś najlepsza w tym co robisz. Po prostu nie chcę by Kyle mi przywalił, gdy się dowie, że pokazałem ci jak wyjść. Lubię swoją twarz, wiesz?
 - Nie dowie się. Obiecuję.
- Nie wiesz co obiecujesz. - powiedział zeskakując z ostatnich dwóch schodków. - Ale w sumie mam ochotę na chińszczyznę. Pójdziesz ze mną ale cicho.
Ubrałam szybko bluzę i zawiązałam buty.
- Chodź. - powiedział idąc w stronę drzwi przez które nigdy nie przechodziłam.
Drzwi prowadziły na długi korytarz.
- Czemu ty wiesz o tym przejściu, a ja nie?
- Bo Felix traktuję cię delikatniej niż pozostałych. Chyba dostałby zawału gdyby dowiedział się, że coś ci się stało. - powiedział zamykając drzwi i idąc do kolejnych drzwi, które znajdowały się prawie na końcu korytarza.
- Dlaczego tak jest? - spytałam idąc z nim.
Alex otworzył drzwi.
- Panie przodem. - powiedział przepuszczając mnie.
Wyszłam na metalowe schodki. Zbiegłam po nich w dół i stałam na chodniku aż Alex do mnie dołączy.
***
- Czyli nie wiesz? - spytał, gdy wychodziliśmy z sushi bar.
- Czego? - spytałam biorąc łyk Berry Hibiscus.
- Tego dlaczego jesteś traktowana inaczej. - schował jedną dłoń w kieszeń.
- Nie, powiedź mi. 
- Nie mogę. Myślałem, że już o tym wiesz. Wyszłaś od Spenc jak sparaliżowana. Myślałem, że ci powiedziała.  Ja nie mogę ci o tym powiedzieć. 
- Słyszałam wiele złych rzeczy i to na pewno nie może być gorsze od kilku z nich. 
- Ale jest. To może tobą wstrząsnąć. 
- Powiedź mi, proszę. 
- Felix musi ci o tym powiedzieć sam. - krzyknął.
- A więc dobrze, spytam mu się.
- Viol... Ty serio nie chcesz o tym wiedzieć. 
- Kto jeszcze o tym wie? - spytałam.
- Wszyscy. Nawet Sophie i April. 
- Chodź szybciej. - przyspieszyłam. 
***
Weszłam do domu.
- Felix! - zaczęłam krzyczeć. 
- Kochana, nie tak głośno. - powiedział wychodząc ze swojego biura. - Co się stało? 
- Musisz mi odpowiedzieć na pytanie. Co takiego wszyscy przed mną ukrywacie? Dlaczego traktujesz mnie inaczej niż pozostałych? 
- Może wejdźmy do mojego biura. - w jego oczach pojawiło się zakłopotanie i strach, a jego twarz zbladła. 
- Nie, skoro i tak już wszyscy wiedzą  to po co mamy o tym rozmawiać w biurze? 
- Bo jest jeszcze coś.  
- Zacznij mówić do cholery. - krzyknęłam.
- Violet... W wybuchu zginęła tylko twoja matka. - powiedział po kilku minutach.
- Jak to? Przecież znaleźli też ciało mojego ojca. 
- Ten mężczyzna nigdy nie był twoim ojcem. On cię tylko wychowywał, bo twoja matka nie chciała by robił to twój prawdziwy ojciec. Twierdziła, ze mogę cię wpakować w kłopoty i coś ci się stanie. Po tym jak się wyprowadziłaś i nikt nie wiedział gdzie jesteś matka wiedziała, że cię znalazłem. 
- Czekaj, mówisz, że... Ze ty jesteś moim ojcem? To nie możliwe. 
- Poznałem twoją matkę, gdy przyjechałem wraz z kolegami do Malibu. Zakochaliśmy się w sobie. Postanowiłem tam zostać ale potem, gdy zaszła w ciążę i dowiedziała się o mojej pracy znienawidziła mnie i uciekła. Nie było dnia bym was nie szukał, Viol. W końcu usłyszałem, że mieszkacie w LA. Przeprowadziłem się tu, zebrałem ekipę. Znalazłem Kyla, bo wiedziałem, że się przyjaźnicie. Musiałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna. 
- Coś jeszcze chciałeś powiedzieć. - powiedziałam wycierając łzy, które spływały po moich policzkach strumieniami. 
- To cię może zabić, Violet. - szepnął podchodząc bliżej mnie. 
- Po prostu mi powiedź. Dosyć z tajemnicami, Felix. Znaczy... Tato. - przełknęłam głośno ślinę. 
Na te słowa Felix się uśmiechnął.
- Gdy znalazłem Kyla i dowiedziałem się, że jesteście przyjaciółmi chciałem mieć was obojgu ale nie chciałem byście byli razem. Nie możecie być razem. Ten głupi zakaz o którym już pewnie słyszałaś. Wprowadziłem go, gdy byliście już tu we dwoje. Wiedziałem, że nie dojdzie do ślubu, że powiem wam o tym jeszcze przed tym jak zrobicie coś głupiego. Wczoraj zadzwoniłem do ciebie, a ty najwidoczniej przez przypadek odebrałaś. Słyszałem jak mówicie o tym, że chcecie uciec i mieć normalne życie jako normalna para ale nie możecie być razem. 
- On mnie nie skrzywdzi. Wiem, że się o mnie martwisz ale jestem szczęśliwa. - mruknęłam.
- Nie o to chodzi, Violet. 
- A o co?
- Kyle to również moje dziecko.
- Chyba sobie z nas żartujesz, Montgomery. - usłyszałam głos Kyla. 
- Przykro mi. 
Czułam jak kręci mi się w głowie i powoli upadam na ziemie. 
***
Otworzyłam powoli oczy. Leżałam na swoim łóżku. Zauważyłam, że Kyle chodzi w kółko po sypialni. 
- Nie wierzę mu. - powiedziałam siadając.
- Musisz leżeć. - powiedział podchodząc do mnie.
Położyłam się, a chłopak usiadł obok mnie i zaczął odgarniać włosy z mojej twarzy. 
- Też mu nie wierzę. Nie możemy być rodzeństwem. - mruknął po dwóch minutach ciszy. - Moi rodzice są moimi prawdziwymi rodzicami, wiem to. Ty jesteś jego dzieckiem ale nie ja. 
Chwyciłam jego dłoń. 
- Na pewno cię z kimś pomylił. 
- Zrobimy testy. We trójkę. - powiedział podając mi białą kopertę. - Felix to miał na wypadek gdybyś mu mu nie wierzyli. Ja i Felix już pobraliśmy nasze DNA,zostałaś ty.
Wyciągnęłam w koperty patyczek. 
- Co mam z tym zrobić? - spytałam.
- Daj mi to. - zaśmiał się biorąc ode mnie patyczek. - Otwórz buzię.
Otworzyłam buzię, a Kyle zaczął jeździć patyczkiem po moim języku śmiejąc się. 
- Ślina nie zaschnie? - spytałam, gdy chłopak pakował patyczek do foliowej torebeczki i zaklejał kopertę. 
- Teraz będziemy mieć dowody na to, że to nie prawda. - powiedział całując mnie w czoło.
- Po tym jk na was patrzę też zaczynam mieć nadzieję, że się pomyliłem i ty Kyle nie jesteś moim synem. 
- Jak długo już nas obserwujesz? - spytałam.
- Od początku. - mruknął.
- Boisz się, że w ramach buntu zrobimy sobie szybko dziecko? - Kyle podszedł do niego podając mu kopertę. 
- Kyle, chciałbym byś był moim synem. Mamy podobne charaktery ale nie chciałbym by moje dzieci były w sobie zakochane. 
- Czekajcie. - wtrąciłam siadając. - Co jeśli by się okazało, że oboje jesteśmy jednak twoimi dziećmi. Co by było z nami, Kyle? 
- Nie zostawiłbym cię. I tak w tym domu jest duża patologia. Nikt by nie musiał wiedzieć, że jesteśmy rodziną. 
- To byłoby trochę chore. - powiedział Felix. 
- Nie ma nic bardziej chorego od ciebie. - Kyle sidał obok mnie i objął mnie ramieniem. - Takim jak my prawdziwa miłość zdarza się tylko raz i lepiej dla ciebie by okazało się, że nie jestem twoim synem. - powiedział, a ja położyłam mu głowę na ramieniu. 
- Dobrze, więc idę wysłać ten test. - powiedział Felix wychodząc z sypialni i zamykając za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz