czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 28

Szłam długim i jasnym korytarzem. Bałam się, bo mimo dobrej energii, którą było można tu wyczuć było strasznie. Nagle zauważyłam dziewczynę podobną do Sophie. 
- Soph? - podeszłam do niej. 
- Violet? Co ty tu robisz? Jesteś dużo za wcześnie. - powiedziała. 
- Gdzie jesteśmy?
- W niebie. Nie możesz jeszcze umrzeć. Musisz żyć. Masz dla kogo. 
- Jak mogę wrócić?
- Nie miałaś wyboru?
- Jakiego wyboru? 
- Akurat ja nie miałam wyboru, bo mnie pocięli. Ale, kiedy umierasz zadają ci pytanie czy jesteś gotowa na śmierć. 
- Dlaczego więc jestem tutaj. 
- Co ci się stało?
- To znaczy?
- Jak umarłaś?
- Postrzelili mnie. Tutaj. - wskazałam na miejsce, gdzie trafiła kula. 
- Może trochę zaboleć ale tym sposobem trafisz na ziemię. Obudzisz się. Nie będziesz wiedziała gdzie jesteś, więc od razu mówię ci, ze jestes w szpitalu. Przy tobie siedzi Kyle, a za drzwiami czekają osoby, które cierpią, bo cię potrzebują. Zaleczę twoje rany. - powiedziała przykładając dłoń w miejsce rany.
- Stój! - krzyknęła kobieta.
Podeszła do nas wolno i położyła dłoń na ramieniu Sophie.
- Mamo... - przytuliłam ją. 
- Nie zatrzymuj jej. Nie ma czasu! - krzyknęła do niej Soph.
- Jesteś pewna, że chcesz wracać? Jeszcze wiele wycierpisz. Tu będziesz bezpieczna. Na zawsze. - szepnęła mi do ucha.
- Co z ciebie za matka? Chcesz by twoje dziecko było martwe. - Soph wciąż do niej krzyczała.
- Sophie, może ona ma racje. 
- Tam w szpitalu siedzi Kyle. Pomyśl o nim. Pomyśl o tym jak cierpi bez ciebie. 
Obie miały racje. Miałam dla kogo żyć i przez moją śmierć Kyle załamałby się ale z drugiej strony w końcu i tak umrę, a póki będę oddychać będę cierpieć na każdym kroku. 
- Kończy ci się czas, Viol... - Sophie szepnęła chwytając mnie za rękę. 
- Chcę żyć.
- Zacznij myśleć o powrocie tak bardzo mocno, że w końcu się obudzisz. Myśl, że jesteś tam i otwierasz oczy. Wymyśl coś ale pamiętaj o każdym szczególe. 
Zamknęłam oczy i zaczęłam coś wymyślać.
- Nie możesz, Violet! - krzyknęła moja matka. 
- Ugh! - wrzasnęłam. - Czuję się tu jak w jakimś chorym śnie ale nie mogę sie obudzić. Chcę znów położyć się w łóżku i spokojnie iść spać!  Pozwól mi na to!
- Tu będzie ci wystarczająco dobrze. - pogłaskała mnie po policzku na co się wzdrygnęłam. 


w tym samym czasie
Kyle PO'V

- Violet. Rozumiem, ze jesteś leniwa ale obudź się. - jęknąłem. 
Zamknąłem oczy i położyłem głowę na jej brzuchu. Lekarze wciąż kręcili się po sali co strasznie mnie denerwowało. 
Nagle usłyszałem ciche piszczenie. Lekarze podbiegli i kazali mi wyjść. Nie wiedziałem o co chodzi póki nie spojrzałem na EKG. Jej serce nie biło. Próbowali wznowić bicie ale to nic nie dawało. 
- Zgon nastąpił o 14:30. - powiedział jeden z lekarzy do drugiego patrząc na zegarek. 
- Musicie ją ratować. Przecież ona nie umarła. - krzyknąłem do nich. 


- Czas minął - powiedziała matka całując mnie w czoło.
Odeszła kilka kroków ode mnie i przeczesała włosy Sophie.
- Zabiłaś ją. - powiedziała dziewczyna.
- To nie ja ją zabiłam. Zabił ją jej ojciec. - matka starała się udowodnić, że nie jest niczemu winna. 
Zamknęłam oczy i znów zaczęłam wyobrażać sobie, że jestem w szpitalu. Otwieram oczy i widzę nad sobą wielu lekarzy i Kyla. Jestem obolała i nie do końca wiem co się dzieje. Chcę mi się płakać, gdy w końcu odczuwam ból. Chłopak stoi i uśmiecha się do mnie po czym zaczyna mnie całować i przytulać mówiąc jak bardzo mu mnie brakowało. Żyję. 
- Nie możecie jej dać umrzeć. - usłyszałam głos Kyla. 
Na prawdę wróciłam i żyłam. Poruszyłam delikatnie dłonią, a po chwili syknęłam z bólu. 
- Viol. Kochanie. - chłopak podbiegł do mnie i pocałował mnie w dłoń. 
Lekarze od razu też podeszli i zaczęli się przy mnie kręcić. 
- Ile tu jestem? - spytałam cicho przez ból w gardle. 
- 2 tygodnie lub tydzień. nie wiem. Dla mnie to była wieczność. 
- Spałeś w ogóle. - zauważyłam jego zapuchnięte oczy. 
- Starałem się spać chociaż dwie godziny dziennie. Wtedy była tu April. 
- Wiesz, że nie musiałeś.
- Ale chciałem. - uśmiechnął się delikatnie. 
- Musi pan wyjść. Musimy zrobić badania, a ona musi odpocząć. - powiedział jeden z lekarzy. 
- Przyjadę za dwie godziny, ok? 
- Zostań w domu. Odpocznij i przyjedź jutro, ok? 
- No dobra. - powiedział otwierajac drzwi. - Kocham Cię. - uśmiechnął się i wyszedł.


---------

W związku z tym, że trochę pomieszałam z rozdziałami i zamieniłam je kolejnością także 25 był za 26 zamiast odwrotnie, więc zmieniłam to i możecie przeczytać teraz te dwa rozdziały tak jak powinno być.
Postanowiłam również, że posty będą się pojawiać w czwartki chyba, że nabijecie tak wiele wyświetleń jak pod ostatnimi postami (jeden z nich dobił 205 wyświetleń, wow) to będą się ukazywały szybciej ;) 
Do tego to ostatni post w tym roku i chciałabym Wam życzyć by 2016 upłynął tak jak sobie zaplanowaliście. Byście byli cały czas szczęśliwi i by spełniły się Wasze wszystkie marzenia :*

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 27

Po 3 miło spędzonych dniach na plaży trzeba było wrócić do rzeczywistości.
Wróciliśmy w piątek rano.
- I jak było? - Spencer przytuliła mnie na przywitanie.
- Było, było super. - uśmiechnęłam się patrząc na chłopaka wnoszącego bagaże.
- Jesteś gotowa? - Felix podał mi broń.
- Tak. - sięgnęłam po pistolet.
- Kiedy was nie było zadzwoniłem do Cece. Jest silna i może nam pomóc.
- Cece? - Kyle stanął.
- Kto to? - spytałam nie bardzo rozumiejąc jego zdziwienie.
- Taka seksowna blondynka, której jeszcze nie znasz. - powiedział Alex na co Rosie uderzyła go w ramię.
- Nie jest taka seksowna. - szepnęła mi do ucha na co wybuchnęłam śmiechem.
- Dlaczego to zrobiłeś? Wiesz, że to zły pomysł. - powiedział Kyle do Felixa.
- Jest nas mało. Nie wiadomo ile jest ich. Każda pomoc się nam przyda.
- A ja jestem świetna. - powiedziała szczupła blondynka schodząc po schodach i podchodząc do Kyle.
Chciała się do niego przytulić ale ten się odsunął.
- Nie dotykaj mnie. - warknął.
- Ktoś mi to wytłumaczy? - krzyknęłam.
- Hejka. Jestem Cece. Była dziewczyna Kyla. Chociaż teraz, gdy wróciłam to może zostanę i odbudujemy nasze relacje. A ty kim jesteś, dziewczynko? - powiedziała biorac do ręki pasmo moich włosów.
- Nie dotykaj jej. - Kyle szarpnął ją za ramię.
- Hejka. Jestem Violet. Dziewczyna Kyla. Teraz, gdy wróciłam z kilkudniowych wakacji jako dowódca tego wszystkiego wywalę cie za te drzwi. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Oh, kochanie. Musisz się pogodzić z tym, że jestem lepsza od ciebie i on będzie wolał mnie.
- Chyba sobie zartujesz. - zaczął się śmiać. - Ciebie? Ciebie to bym nawet kijem nie ruszył.
- Nadal nie rozumiem kim ona jest. - pokręciłam głową.
- Była tu bardzo dawno. Od zawsze była szmatą. Kiedy Kyle tu przyszedł upatrzyła go sobie i owinęła wokół palca. Wszyscy chcieliśmy się jej pozbyć ale nie mieliśmy dowódcy, który by nam pomógł. Pewnego dnia usłyszeliśmy krzyki dochodzące z salonu. Felix kazał jej się wynosić, a ona płakała i przepraszała go. Do dziś nie wiemy co się stało. - powiedziała Aria.
- Dobra. Nie mamy czasu. Musimy iść. - popędził nas Dylan.

***

Ja, Dylan i Felix staliśmy w umówionym miejscu. Nikt jeszcze nie przyszedł. Pozostali stali ukryci w śród drzew i krzaków. Nagle w nasza stronę zaczął iść mężczyzna i zatrzymał się kilka metrów od was. 
- Cieszę się, że widzę rodzinę prawie w komplecie. Przykro mi, Violet. To nie tak miało się skończyć. 
- Thompson. Dawno się nie widzieliśmy. - odezwał się Felix. 
- Dlaczego to robisz? - Dylan przerwał im rozmowę. 
- Co robię? Wysłałem wam tylko list z prezentem. 
- A co z wybuchem domu? Z uwięzieniem mnie i Kyla? Z zabiciem Van?
- Jestem odpowiedzialny tylko za prezent i imprezę urodzinową. - powiedział kładąc rękę na sercu. 
Zmarszczyłam brwi. 
- Jeśli nie ty to kto? - zapytał Felix.
- Ktos kto chce was zniszczyć. Znam go bardzo dobrze. Miła osóbka. 
- Po co chciałes się spotkać. - spytałam. 
- Przykro mi ale jedna osoba dziś zginie. I będzie to kobieta. Najsilniejsza ze wszystkich. Bardzo piękna i mądra. 
- Schlebiasz mi. - powiedziała Cece wychodząc zza drzewa. 
- Cece? Ile to lat już minęło? 
- Dokładne cztery. - uśmiechnęła się.
- Nie chodziło o ciebie, moja droga. Chodziło mi o dziewczynę, która uśmiechem powali każdego. Na której widok aż sam mi staje. - powiedział przygryzając wargę. - Violet... Jesteś za piękna by umierać ale tak zdecydowali. 
Przeszedł mnie dreszcz. 
- Puść mnie! - usłyszałam krzyki Hyley. 
nagle kilku mężczyzn zaczęło wyprowadzać wszystkich z ich kryjówek. Przyszło także dwóch i złapało Dylana i Felixa. 
- Nie wiedziałem, że będziesz. - powiedział do Cece. - Ale ty nie jesteś żadnym zagrożeniem. 
Wyciągnął pistolet w moją stronę. 
Cece stała w miejscu oglądając swoje paznokcie. 
- Dlaczego wszyscy uważają, że ona jest lepsza? Jest... Zwykła. - powiedziała po chwili. 
- Oh spójrz na nią. Jest ideałem. 
Odwróciłam głowę i spojrzałam na Kyla, który był trzymany przez jednego z mężczyzn. 
Nawet nie zdążyłam odwrócić się by znów patrzeć na mężczyznę, gdy padł strzał. 

KYLE PO'V

Patrzyła na mnie. Chciałem jej pomóc ale ten facet był ode mnie dużo większy i silniejszy. Sadziłem, że Cece jej chociaż pomoże ale ona stała poprawiając swoje włosy. 
Padł strzał.
Violet upadła, a mężczyzna mnie puścił. 
Thompson odszedł razem ze swoimi gorylami. 
Podbiegłem do niej i położyłem jej głowę na swoich kolanach. 
- Dzwoń po karetkę! - krzyknęła Rosie do Arii. 
- Violet. Dasz radę. Nie umrzesz. - szeptałem do niej mając nadzieję, że mnie usłyszy. - Proszę, Violet. Otwórz oczy. 
Miałem nadzieję, że zaraz się poruszy i zacznie się śmiać pokazując mi kamizelkę. Ale tak się nie stało. Leżała wykrwawiając się. 
Wytarłem łzy i znów zacząłem gładzić jej bladą twarz. 
- Wszystko będzie dobrze. Znów będziemy razem. Kiedy się obudzisz wezmę cię znów nad morze i zostaniemy tam już na zawsze, ok? - uśmiechałem się do niej jakbyśmy byli teraz w domu i myśleli o naszej przyszłości. 
Karetka podjechała i przybiegli dwaj lekarze. Położyli ja na noszach i włożyli do pojazdu odjeżdżając z piskiem opon. 
- Kyle. - podeszła do mnie zapłakana April i przytuliła się do mnie. 
Przytuliłem ją mocno i zacząłem głośno płakać. 
- Nie mogę jej stracić. Ona jest jedyną osobą, która mi została. - jęknąłem. 
- " Nie potrzebuję nikogo. Sama sobię dam radę. Jestem jak Superman, jestem najlepsza". - zaśmiała się cytując słowa Violet. 
Zaśmiałem się. 
- Jedźmy już do szpitala. Musimy być przy niej. - powiedział Felix.
W jego głosie było można wyraźnie usłyszeć ból. Mimo, ze nie byli blisko bolała go myśl straty jej. 
Mnie bolało to o wiele bardzie. Myśl, ze nigdy nie będę mógł patrzeć na to jak biega po domu i udaje "wesołego świstaka" czy, że nigdy nie usłyszę jej wspaniałego śmiechu podczas oglądania filmów. 

***

Trzymałem ją za rękę. Była już po operacji ale lekarze nadal nie mogli stwierdzić czy będzie żyła. Nie powiedzieli mi nic co mogłoby mi dać nadzieję.
Była bardzo zimna i jeszcze bledsza niż na co dzień. Zawsze jej mówiłem, że będę ją bronił by nic jej się nie stało, że będzie bezpieczna. Ale teraz... Teraz nie mogłem zrobić nic. 
Nagle do pomieszczenia wszedł lekarz. 
- Proszę o opuszczenie sali. Musimy wykonać badania. - powiedział.
- Przeżyje?
- Nie wiadomo. Rana jest poważna. Możemy nie dać rady jej uratować.
Wyszedłem z sali zamykając za sobą drzwi.
- Gdzie Cece? - spytałem cicho.
- Na dworze. Poszła zapalić. - powiedziała Hayley wycierając pojedynczą łzę. 
Wyszedłem ze szpitala i podszedłem do blondynki.
- Możemy pogadać? - chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem w stronę samochodu. 
- Chcesz się pieprzyć? - spytała opierając się o drzwi pojazdu. 
- Jasne. Najważniejsza dla mnie osoba właśnie umiera, a ja myślę tylko o tym by  się z tobą pieprzyć. 
- To co jest?
- Mogłaś ją uratować. Dlaczego tego nie zrobiłaś? 
- Zasłużyła na śmierć. 
- Ona może umrzeć. Mogłaś jej pomóc do cholery, a ty stałaś i tylko patrzyłaś jak on ją zabija. - krzyknąłem zaciskając dłonie na jej szyi.
Byłem wściekły. Jedyne o czym teraz myślałem to o tym by zapłaciła za to co jej zrobiła. 
- Zrobiłam to dla nas. Moglibyśmy byc szczęśliwi. Jak kiedyś
- Nic się nie zmieniłaś. Wciąż jesteś niezłą suką, Cece.
Zacisnąłem dłonie jeszcze bardziej. 
Zaczęła krzyczeć i próbowała się wyrwać. 
Po chwili przestała i w tym momencie doszło do mnie co zrobiłem. 
Zabiłem ją. 
Musiałem gdzieś ją ukryć. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem w jakąś alejkę, którą głownie nikt nigdy nie chodzi. Wrzuciłem ją do kontenera na śmieci i wróciłem do szpitala.
- Gdzie ona jest? - spytała Spencer.
- Tak gdzie jej miejsce.
- To znaczy?
- W śmieciach. 
- Cos ty zrobił, Kyle?! 
- Zasłużyła na to. Jesli Viol umrze to tylko przez nią. Nie pomogła jej. - powiedziałem i znów wszedłem na salę. 
Usiadłem na krześle i znów chwyciłem jej dłoń. 
- Zabiłem ją, kochanie. Zabiłem ją za to, że pozwoliła ci umrzeć. Mogła cię obronić ale myślała o sobie i nie zrobiła tego. - pocałowałem ją w dłoń. - Dlaczego mnie zostawiasz? Obiecałaś, że nigdy tego nie zrobisz. - znów zacząłem płakać. - Błagam, nie umieraj, Violet. 
- Kyle... Czy mogę? - spytała April wchodząc cicho i stając obok mnie.
- Tak. - otarłem łzy, pocałowałem Violet w skroń i wyszedłem. 
- Lekarze ci coś mówili? - spytała Aria, gdy usiadłem obok niej. 
- Powiedzieli, że umrze. Że rana jest zbyt duża i głęboka. Że nie dadzą rady jej uratować.  
- Nie wierz w to, Kyle. Ona jest jak Wolverine. Rany znikną, a ona znów będzie biegać radośnie po domu. 
- Była jedyną radością w tym budynku. Jej uśmiech rozjaśniał każde miejsce. Teraz bez niej znów będzie ciemno. - powiedział cicho Felix. 
- Bez niej wszyscy zginiemy. - odezwał się Dylan, który od czasu postrzału siedział cicho. 
- Jeśli ona umrze to obiecuję, że się zabiję. Nie wytrzymam bez niej ani sekundy. - przeczesałem włosy.

Rozdział 26

Była 14:30. 3 godziny po tym jak zabiłam Chlöe. Od godziny siedziałam w aucie. Ojciec pozwolił nam wyjechać. Stwierdził, że przyda mi się chwila spokoju i dobrej zabawy. Siedziałam oparta o siedzenie i od czasu do czasu zerkałam na chłopaka. Położyłam dłoń na jego udzie na co delikatnie się do mnie uśmiechnął.
- Czemu jesteś taka cicha? - spytał po chwili. 
- Nie mam nic do powiedzenia. Chce już być ba miejscu. Położyć się na plaży i słuchać szumu fal. 
- Jeszcze jakieś 15 minut i będziemy. - wziął łyk kawy patrząc nadal na drogę. 

Po kilkunastu minutach zaparkował pod niewielkim domkiem. 
- No to jesteśmy. - wysiadł z auta i podszedł do bagażnika po walizki. 
Wysiadałam i podeszłam do drzwi frontowych. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go kilka razy. Nacisnęłam na klamke i weszłam do środka. Zdjęłam buty i przeszłam do salonu. Stała tam sofa, a na przeciwko niej duży telewizor. Była tam tez ława na której leżało kilka książek. Na środku salonu stał duży fortepian i gitara opierająca się o niego. Podeszłam do fortepianu i przejechałam palcami po klawiszach. 
- Grasz? - Kyle postawił walizki i położył dłonie na moich biodrach. 
- Na gitarze. Na fortepianie nie umiem.
- Nauczę cię ale pózniej. Chodź, oprowadzę cię. - uśmiechnął się podając mi ręke, którą od razu chwyciłam. 
- Tu jest taras. Kiedy na niego wyjdziesz jesteś od razu na plazy. - wskazał na morze i piasek za szybą. Chwile pózniej pociągnął mnie dalej. - Tu jest kuchnia. - oznajmił i znów zaciągnął mnie gdzie indziej. - Tu jest łazienka. - wskazał na drzwi. - Tutaj jest nasza sypialnia. - uśmiechnął się wchodząc do naszego pokoju w którym stało duże dwuosobowe łóżko. 
Była tam też komoda i toaletka. 
- Podoba ci się. - pocałował mnie delikatnie. 
- Bardzo. - uśmiechnęłam się przez pocałunek. - Kyle… - szepnęłam. 
- Co jest? 
- Dziękuję. - znów go pocałowałam. 
Włożyłam dłonie pod jego koszulkę, ktora chwile pózniej leżała już na ziemi. 
- Chcesz to zrobić teraz? - spytał zachrypniętym głosem. 
- Tak.
Odpięłam pasek od jego spodni, które zdjął i kopnął gdzieś na drugi koniec pokoju. 
Zdjęłam ubrania. 
Chłopak popchnął mnie na łóżko i zaczął całować po szyi w dół. W końcu dotarł do moich piersi i zerwał ze mnie stanik, a chwile później majtki. 
- Może trochę zaboleć. Jeśli będzie boleć bardzo - mów. 
- Dobrze. - pokiwałam głową na znak, że rozumiem. 
Delikatnie we mnie wszedł. Zabolało ale ból nagle zastąpiła przyjemność. 
- Ok? - spytał patrząc w moje oczy. 
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. 
Kyle zaczął się we mnie poruszać. Jęknęłam kładąc dłonie na jego karku. Poruszał się coraz szybciej i mocniej co powodowało, że jęczałam głośniej. Nagle poczułam to cudowne uczucie które rozluźniło napięcie w moim podbrzuszu. 
Chłopak opadł na mnie by chwile pózniej położyć sie, przykryć nas i zasnąć. 
Nie mogłam spać. Coś mi przeszkadzało w tym, więc postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam po cichu z sypialni i poszłam na plaże. 

Stanęłam stopami w wodzie. Woda była bardzo przyjemna, nie była zimna. Patrzyłam w fale marząc o tym by było już tak zawsze. Bym nie musiała się niczym przejmować. 

Nagle poczułam dłonie na swoich biodrach.
- Obudziłam cię? - spytałam nie odrywając wzroku od wody.
- Mam płytki sen. 
W końcu odwrociłam się w jego strone i spojrzałam mu w oczy. 
- Bolało? - spytał nie odrywając dłoni od moich bioder. 
- Na początku. Pózniej już było przyjemnie. 
- A teraz? Boli cie?
- Tylko, gdy chodzę. Teraz nie. - uśmiechnęłam się delikatnie gładząc jego policzek. - Zimno mi, wracamy do środka?
Wziął mnie na ręce i zaniósł do środka. Położył mnie na fioletowej sofie. 
- Zagraj mi. - rozkazałam wskazując na fortepian.
- Jeśli ty zagrasz pierwsza. - podał mi gitarę. 
Wzięłam ją w dłonie i przejechałam palcami po jej strunach. Zaczęłam grać melodię. 
- " You can be the prince and I can be your princess. You can be the sweet tooth I can be the dentist. You can be the shoes and I can be the laces. You can be the heart that I spill on the pages." 

- Brawo! - krzyknął głośno klaszcząc, gdy skończyłam. 
- Teraz ty. - znów wskazałam na instrument. 
- Może pózniej. - uklęknął przy mnie kładąc dłonie na moich kolanach. - Kocham Cię. 
- Ja ciebie też. - nachyliłam się do niego i pocałowałam go.

Rozdział 25

Otworzyłam oczy. Było bardzo ciemno czyli była jeszcze noc. Chwyciłam mój telefon i spojrzałam na godzinę - 3:30. Odłożyłam telefon, położyłam się i chciałam przytulić się do Kyla. Zaczęłam szukać go ręką ale nigdzie go nie było. Znów chwyciłam telefon i włączyłam latarkę. Wyszłam z pokoju i zbiegłam na dół po schodach by sprawdzić czy nie ma go w kuchni. Pusto. Obeszłam cały dół dookoła i ani śladu chłopaka. Weszłam do góry i poszłam do łazienki, która też była pusta. Chciałam zacząć go wołać ale nie chciałam obudzić pozostałych. Nagle usłyszałam odgłosy dochodzące z drzwi, które zawsze były zakluczone i nikomu nie było można tam wchodzić. Podeszłam bliżej i przyłożyłam ucho do drzwi by lepiej słyszeć. 
- Oh, Kyle. Kocham cię, jesteś cudowny. - jęczała jakaś kobieta. 
Poczułam ukłucie w sercu. Bałam się jednak chciałam sprawdzić czy to co się tam dzieje jest tym samym o czym myślę. Otworzyłam delikatnie drzwi. Nie myliłam się. On mnie zdradzał z jakąś dziewczyną, którą pierwszy raz w życiu widziałam na oczy. Przyłożyłam dłoń do ust by nie było słychać mojego łkania jednak po chwili oboje odwrócili głowy w moją stronę.
- Violet. To nie tak! - krzyknął chłopak odsuwając się od dziewczyny.
Odwróciłam się i zaczęłam biec. W pokoju Felixa świeciło się światło, więc wbiegłam tam.
Na kanapie siedział mój ojciec wraz z Dylanem. 
- T-Tato. - płakałam podchodząc do niego i przytulając go.
- Co się stało? - przytulił mnie mocniej. 
- Kyle. On był w zakluczonym pokoju z jakąś dziewczyną. O-Oni..
- Tak mi przykro. - pogłaskał mnie po plecach. 
Dylan stał z założonymi rękoma i przyglądał się nam. 
- Z powodu tego co zaraz się stanie, córeczko. - powiedział ściskając mnie bardziej. 
- Co znowu do cholery? - spojrzałam na niego dusząc się łzami. 
- Będzie bolało ale tylko chwilkę. - uśmiechnął się.
Poczułam jak wbija mi nóż w plecy. Upadłam na kolana. Po chwili leżałam w kałuży własnej krwi patrząc na ojca, który mnie zabił. Zabił mnie. Właśnie umierałam i to przez niego. Bolało strasznie. Nie wiem czy bolało mnie bardziej to, że własny ojciec wbił mi nóż w plecy czy to, że nóż zranił moje wnętrzności powodując mi ogromny ból. 
Moje powieki stały się ciężkie. Dylan uklęknął przy mnie i pogładził po policzku. 
- Mówiłem mu żeby tego nie robił ale i tak ktoś by zranił cię bardziej. Teraz nikt cię już nie zrani.
Odszedł ode mnie i wyciągnął nóż z moich pleców. Ostatkami sił krzyknęłam.

- Violet! Viol! Obudź się! - Kyle zaczął mną szarpać.
Otworzyłam oczy i natychmiastowo usiadłam. Spojrzałam na swoje dłonie, a potem na chłopaka. Zaczęłam płakać, więc Kyle przytulił mnie do siebie.
- Krzyczałaś i kręciłaś się cały czas. Miałaś koszmar ale to już koniec. Jestem przy tobie.
- To było straszne. - jęknęłam czując ból, który czułam w momencie, gdy Felix wbijał we mnie nóż.
Nie płakałam już przez to co mi się śniło. Płacz był spowodowany bólem.
- Shhh... Już dobrze. - chłopak gładził moje włosy.
- To boli. Bardzo boli.
- Co cię boli? - spytał.
Położyłam rękę w miejscu w którym bolało najbardziej.
Chłopak sięgnął do szafki, wyjął z niej dwie tabletki i podał mi je.
- Weź je. Pomogą ci. - powiedział w momencie, gdy łykałam pigułki. - Powiesz mi co ci się śniło?
Uspokoiłam się i położyłam głowę na jego ramieniu czekając aż ból zniknie.
Kiedy już minął zaczęłam mówić.
- Obudziłam się, było ciemno, a ciebie nie było. Szukałam cię po całym domu, a w końcu usłyszałam jakieś jęki z tego zamkniętego pokoju na końcu korytarza. Weszłam tam i zobaczyłam ciebie kochającego się z jakąś laską. Zaczęłam biec i wbiegłam do sypialni Felixa. Przytulił mnie i uspokajał. Po chwili po prostu wbił nóż w moje plecy i wyszedł pozwalając mi umrzeć.
- Cholera. - krzyknął wystraszony. - To okropne ale to tylko sen. Nic ci nie grozi. Śpij, jeśli chcesz ja nie zasnę i będę pilnował cię. Jeśli znów zaczniesz krzyczeć to obudzę cię.
- Musisz spać.
- To tak samo jak ty.
Położyłam głowę na poduszkę i zamknęłam oczy.

***

Gdy wszyscy siedzieli w salonie oglądając film postanowiłam udać, że źle się czuję i muszę odpocząć by pójść do tamtego pokoju. Miałam wrażenie, że ktoś tam jest. Musiałam to sprawdzić. Podeszłam cicho do drzwi i włożyłam w zamek wsuwkę przekręcając ją kilka razy. Drzwi się otworzyły.
- Dziś nie przyjmuję. - powiedziała blondynka, a po chwili odwróciła się w moją stronę. - Jesteś dziewczyną. Dlaczego tu jesteś? - spytała, gdy zamknęłam drzwi.
- Jak się nazywasz? - spytałam.
- Chloe, a ty pewnie jesteś Violet.
- Śniłaś mi się. Śniło mi się, że uprawiasz seks z moim chłopakiem.
- Twoim chłopakiem? Ktoś w tym domu jest zajęty?
- Kyle Peters.
- Dawno go nie widziałam. Dawno nie widziałam tu nikogo poza Felixem. Czasami przychodzi i jest cudownie. - uśmiechnęła się szeroko.
- Czy ty jesteś dziwką? - spytałam.
- Dziwką? Oh, wypraszam sobie. Pomagam chłopakom w razie potrzeby. Pomagałam Kylowi i Mattowi ale przestali przychodzić. Teraz przychodzi tylko Felix.
- Dlaczego się na to godzisz? Mogłaś być kimś więcej.
- Mogłam umrzeć. Felix mnie uratował i zatrudnił. Podoba mi się to co robię.
- Nigdy nie wychodzisz?
- Nie, po co? Mam tu wszystko. Co drugi dzień Felix robi mi zakupy.
- Spałaś kiedyś z Kylem?
- Oczywiście. Oh, dziewczyno! Jeśli jeszcze się nie bzykaliście to musicie zacząć. On jest super!
- Przestań tak mówić. To obrzydliwe.
- Kochana, mówię prawdę.
- Dobra, dam ci już spokój. Nie mów nikomu, że tu byłam.
- Dobrze. Odwiedź mnie jeszcze kiedyś. - uśmiechnęła się, a ja wyszłam.
Zbiegłam po schodach.
- Kyle musimy porozmawiać. Czekam do góry.
Powiedziałam wracając na górę do sypialni. Chłopak po chwili siedział obok mnie.
- Co jest?
- Jak długo?
- Ale co?
- Jak długo się z nią pieprzyłeś?
- Z kim?
- Z Chloe. Nie udawaj, że nie wiesz.
- Weszłaś tam.
- Nie zmieniaj tematu.
- Raz. Wypiłem za dużo i poszedłem do niej. Byłem zły na siebie, że to zrobiłem.
- Boże, Kyle. - wstałam. - Jak mogłeś. Myślałam, że jesteś inny.
- Jestem. Byłem nawalony, a ona nagle wyszła z pokoju i wciągnęła mnie tam. Zaczęła rozbierać i jakoś się stało.
- Kiedy to było?
- Tydzień po tym jak się tu wprowadziłaś.
- Dwa tygodnie po tym jak zaczęliśmy ze sobą chodzić. Zdradziłeś mnie. Mój sen był prawdziwy. Jeszcze brakuje tu ojca z nożem, który mnie zabije.
- Viol. - podszedł do mnie i chwycił za rękę.
- Nie chce cię widzieć. - próbowałam się wyrwać ale jego uścisk był mocniejszy.
- To wszystko jej wina. Chciałem iść i położyć się spać ale przedtem byłem u ciebie by zobaczyć czy śpisz i czy nic się nie dzieję. Kiedy wychodziłem ona stała naprzeciwko. Wiedziała, że jestem pijany i zrobię wszystko co mi powie. Wykorzystała to. Ona nie jest tak miła jak wygląda. Jest podstępna i wredna.
- Ok, Kyle. Wybaczam. Mogłeś popełnić jeden błąd. Jeszcze jeden i koniec.
- Boże, Violet. Dziękuję. - uśmiechnął się szeroko i mnie przytulił.
- Idź oglądać film, a ja zaraz przyjdę.
Chłopak wyszedł. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej ostry nóż.
Wyszłam z pokoju i znów udałam się do sypialni Chloe.
- Znów ty. - powiedziała obojętnie stojąc do mnie plecami.
Podeszłam bliżej ściskając nóż mocniej. Odwróciła się w moją stronę, a ja wbiłam nóż prosto w jej brzuch. Krzyczała przez chwilę ale chwilę później upadła i leżała w kałuży krwi. Wyciągnęłam nóż i zaczęłam wbijać go w każdy kawałek jej ciała.

KYLE PO'V

Zdążyłem na koniec filmu. Usiadłem i wziąłem ostatni łyk mojego piwa. 
- Poważna rozmowa? - spytał Matt.
- Miała dziś koszmar w którym Felix ją zabił. Jest oszołomiona tym wszystkim. 
- Ej słyszeliście? - przerwała nam Spencer. 
Z góry można było usłyszeć damski krzyk. 
- Kurwa. - krzyknąłem biegnąc na górę do pokoju Chloe. 
Wszyscy biegli za mną. Byli ciekawi co się stało.
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Violet siedzącą okrakiem na Chloe, a raczej tym co po niej zostało. 
- Przestań. - krzyknąłem podbiegając do niej i odciągając ją od ciała. 
Jej twarz, ubranie, ręce, włosy i nogi były we krwi. Nie płakała. Była wściekła. 
- Zasłużyła sobie. - powiedziała rzucając nożem w głowę martwej dziewczyny. 
- Hayley, pomóż mi. - powiedziałem podnosząc Violet z ziemi. - Zaprowadzimy ją do łazienki, a wy zawołajcie Felixa. Musi się dowiedzieć. 

Chwilę później skończyłem myć włosy Violet i pomogłem wyjść jej z wanny. Przykryłem ręcznikiem i zaprowadziłem do sypialni by się ubrała. Kiedy to zrobiła poszedłem z nią do biura Felixa. 
- Masz ciekawe sny. - zaczął, gdy weszliśmy do środka.
Dylan pomógł Violet usiąść, a chwilę później zajął miejsce obok niej. Stałem za nią trzymając ręce na jej ramionach. 
- Należało się jej. - mruknęła.
- Nie będę cię wyzywał czy dawał jakiejkolwiek kary. Jesteś już duża i sama odpowiadasz za to co robisz. Ciało wynieśliśmy i zakopaliśmy w lesie nie daleko. Teraz musisz tylko zapomnieć. 
- To nie będzie takie trudne. 
- Musisz się przygotować. Jest poniedziałek. Zostały cztery dni do spotkania. Nie możesz być kłębkiem nerwów. 
- Spokojnie. Mam plan. Mogę iść już?
- Tak. Idź. 
Dziewczyna wstała i wyszła. Poszedłem za nią. Szła do kuchni. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej butelkę wody. 
- Przepraszam. - westchnęła.
- Za co?
- Za to, że ją zabiłam.
- Dlaczego przepraszasz mnie?
- Mam dziwne wrażenie, że jesteś wściekły za to co zrobiłam, że boisz się mnie. 
- Spokojnie, nie boję się ciebie. - podszedłem bliżej. - Boję się o ciebie. Jeszcze trochę i nie będziesz kontrolować tego co robisz. Postaram się ubłagać twojego ojca by pozwolił nam wyjechać na trzy dni. Wrócilibyśmy w czwartek lub piątek wcześnie rano. Potrzebujesz odciąć się od tego wszystkiego. - pocałowałem ją delikatnie w czoło. 
- Dziękuję, że starasz się doprowadzić mnie do normalnego stanu. - zaśmiała się. 
- To mój obowiązek.
- Nie. Sama muszę się sobą zająć. 
- Nie myśl teraz o tym. Wyobraź sobie mnie i ciebie w domku na plaży daleko od tego bałaganu. 
Violet zamknęła oczy i uśmiechnęła się najładniej jak potrafiła.

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 24

- Ugh, jestem zmęczona. - powiedziałam wchodząc znów do środka.
- Nie dziwię ci się. - Matt poczochrał mnie włosach.
- Nie rób tak, Matt. Nie mam sześciu lat. - spojrzałam na niego z powagą na co ten zaśmiał się i poszedł do góry.
Od czasu śmierci Van prawie cały czas siedzi w pokoju, a jak już jest z nami to siedzi cicho.
- Przyda ci się gorąca kąpiel. Jesteś spięta. - Kyle położył dłonie na moich ramionach.
- Nie mam siły. - westchnęłam czując jak chłopak zaczyna delikatnie ściskać moje ramiona.
- Zaniosę cię, naleję wody, zrobię pianę, zdejmę z ciebie ubrania i włożę do wanny. - szepnął mi do ucha. - Co ty na to?
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy, że nie mam ochoty na romantyczną kąpiel przy świecach.
- No weź, będzie super. - uśmiechnął się odgarniając włosy, które opadły mi na twarz.
- To samo powiedziała mi mama, gdy w czwartej klasie wysłała mnie na obóz harcerski. Nie, nie było fajnie.
- Dostałaś ospy i uczulenia od jakichś pyłków, pamiętam to. - Kyle zaczął się śmiać.
- Dzięki, że przypomniałeś. - odwróciłam się na pięcie i zaczęłam powoli wchodzić po schodach na górę.
- Przepraszam, nie bądź zła. - złapał mnie za nadgarstek, gdy byłam już do góry.
- Może masz racje z tą kąpielą. - powiedziałam by w końcu dał mi spokój. - Nalej wodę, a ja zaraz przyjdę. - ziewnęłam.
Kyle poszedł do łazienki i po chwili było można usłyszeć wodę lecącą do wanny. Spojrzałam na mój zegarek - była dopiero 18:30, a już miałam ochotę iść spać. Po chwili przyszło mi na myśl, że może codziennie idę spać tak wcześnie co jest skutkiem odstawienia tabletek.
Mimo, że nie biorę ich już dłuższy czas nadal czuję skutki odstawienia.
W końcu poszłam do łazienki. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Podniosłam, głowę i zauważyłam przed sobą Kyle bez koszulki. Chłopak spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. Czułam jak się rumienię.
- Było gorąco, wiesz. - podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
- Nadal nie przywykłam do widoku ciebie bez koszulki. - związałam włosy.
- A kompletnie nie przywykłaś do widoku mnie nagiego. - zaczęłam się śmiać.
Chłopak położył dłonie na moich biodrach i delikatnie pocałował mnie w szyję.
- To jak? Pomóc ci? - szepnął mi do ucha.
Zdjęłam z siebie koszulkę po czym zsunęłam spodnie. Stałam przed nim w samej bieliźnie przez co czułam się dziwnie.
- Wstydzisz się? - spytał patrząc na moje ręce, które skrzyżowałam na brzuchu.
- N-Nie. - jęknęłam delikatnie się uśmiechając.
- Dlaczego zakrywasz brzuch? Chyba nie sądzisz, że jesteś gruba? - podszedł bliżej mnie i chwycił za ręce.
- No coś ty? - zaśmiałam się jeszcze raz i ominęłam go podchodząc do wanny.
- Nie musisz mnie okłamywać.
- Nie okłamuję.
- Wiesz, że zawsze jestem przy tobie i mogę ci pomóc. Wiesz o tym, prawda?
- Nie możesz mi we wszystkim pomóc, Kyle. - mruknęłam odpinając stanik. - Chcesz zostać?
- Jeśli mogę. - dobrze, że zrozumiał, że nie mam ochoty ciągnąc tego tematu.
- Możesz. Jasne, że możesz.
Kyle zdjął spodnie i chwile później siedział już w wannie.
Violet, ogarnij się. Przecież to nie ostatni raz, gdy zobaczy cię nagą. 
Pomyślałam i zdjęłam majtki.
Weszłam do wanny i usiadłam pomiędzy nogami chłopaka. Oparłam się o jego tors i zamknęłam oczy delektując się tą chwilą.
Kyle położył dłonie na moim brzuchu. Palcami jednej ręki zaczął jeździć góra dół. Po chwili jego dłoń zamiast po brzuchu jeździła po moim udzie przez co wydałam z siebie cichy jęk.
- Spokojnie, zrelaksuj się. - szepnął i zaczął całować moją szyję. - Nie zrobię nic czego nie będziesz chciała.
Dobrze wiedział, że zaproszenie do wspólnej kąpieli nie oznaczało "przeleć mnie, jestem naga i napalona". Rozumiał, że chcę poczekać.
- Dlaczego się denerwujesz? - spytał po chwili.
- Chciałabym jednego dnia obudzić się we własnym łóżku, zejść na dół, przywitać się z mamą, wyjść z domu, pójść do ciebie i obejrzeć z tobą cały sezon serialu na który miałabym ochotę, a nie dostawać przyjaciółkę w częściach jako prezent urodzinowy.
- Znajdziemy go i zabijemy. Nie skrzywdzi cię.
- Nie chodzi tu o mnie. Boję się o ciebie, o April, o Dylana, a nawet o tego dupka Alexa.
- Właśnie... Ostatnio zaprzyjaźniłaś się z Alexem.
- Rozmawiamy.
- To już dużo.
- Chcę go poznać. Chcę wiedzieć dlaczego zabija, dlaczego jednak postanowił się do nas przyłączyć.
- To może być niebezpieczne.
- Przesadzasz.
- Tylko mówię.
Uśmiechnęłam się i znów zamknęłam oczy.

***

Ubrałam dresy i bluzę Kyle, którą akurat chwyciłam. Zeszłam na dół do kuchni chcąc napić się wody. 
- Co znowu? - zauważyłam, że wszyscy stali przy stole.
- On chce się spotkać. W piątek w parku o 16;00. Z tobą, Dylanem i ewentualnie Felixem. 
- Dlaczego chce się spotkać w miejscu publicznym i to jeszcze o takiej godzinie, gdzie będzie tam dużo ludzi? - do kuchni wszedł Kyle.
Cały czas dziwiło mnie to, że wchodził zawsze, kiedy rozmawialiśmy o jakiejś sprawie. Zawsze wiedział o co chodzi i kiedy przyjść. 
Podszedł do mnie i pocałował w czoło. 
- Czyżby udana kąpiel? - Aria spojrzała na nas z uśmiechem. - Było dosyć cicho. 
- NIc się nie wydarzyło. - pokręciłam głową. - A co do sprawy to mamy 5 dni na przygotowanie się także na razie spokojnie. Porozmawiamy o tym jutro rano po śniadaniu. - mruknęłam odstawiając szklankę na blat. - Dobranoc. - pokiwałam wszystkim wychodząc z kuchni. 

środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 23

Nie spałam całą noc. Oczy mnie strasznie piekły. Poczułam jak Kyle odgarnia włosy z mojej twarzy i delikatnie całuje mój policzek.
- Wszystkiego najlepszego, skarbie. - szepnął mi do ucha.
Sama zapomniałam, że dziś mam urodziny. Teraz mnie to nie obchodzi. To tylko kolejny rok, który udało mi się przeżyć.
- Dzięki. - mruknęłam chowając dłonie pod poduszkę.
- Śniadanie jest już pewnie gotowe. Chodźmy.
- Nie jestem głodna.
Chłopak wstał i zdjął ze mnie kołdrę.
- Przykryj mnie. - spojrzałam na niego.
- Musisz jeść.
- Nie wydaje mi się.
Chwycił mnie i wyciągnął z łóżka. Otworzył drzwi i kazał mi wyjść pierwej by wiedział, że nie zamknę drzwi i nie zakluczę się w pokoju.
Zeszliśmy na dół do kuchni.
- Najlepszego! - krzyknęli wszyscy, gdy weszliśmy.
Spojrzałam na nich dając im znak, że nie chcę obchodzić urodzin.
Znalazłam wzrokiem mojego brata wraz z ojcem. Siedzieli razem przy stole popijając kawę.
- Dziś rano przywieźli paczkę dla ciebie. - powiedziała Hayley wskazując na duże pudło owinięte papierem.
Podeszłam do prezentu i wyciągnęłam liścik schowany za wielką kokardą doczepioną do pudła.
- " Wszystkiego Najlepszego, Violet! Oh uwielbiam urodziny, a szczególnie twoje! Jesteś już taka duża. Mam nadzieję, że spodoba ci się prezent. Położysz sobie na komodzie czy może nawet powiesisz. Wiem, że trochę śmierdzi ale to przejdzie." 
Felix podszedł do nas, gdy skończyłam czytać list.
- Znam skądś ten zapach tylko nie wiem skąd. - powiedział przyglądając się prezentowi.
Sięgnęłam po nóż z blatu i wbiłam w pudło i otworzyłam je.
- O boże! - krzyknęłam czując jak robi mi się nie dobrze.
Pozostali podeszli i spojrzeli do środka.
- Violet...- Kyle przytulił mnie zasłaniając mi oczy bym dłużej nie musiała na to patrzeć.
- Nikt nie jest już bezpieczny. - powiedział Jason patrząc na zawartość.
Czułam, że będzie teraz coraz gorzej.
W pudle znajdowała się odcięta głowa Sophie bez oczu i języka. To znajdowało się w słoikach postawionych obok.
Wyrwałam się z uścisku Kyla, podbiegłam do zlewu i zwymiotowałam.
- Wynieście to stąd. - rozkazał Kyle.
Dylan i Matt chwycili pudło po czym je wynieśli.
Słyszałam jak Jason pociesza zapłakaną April.
Też płakałam ale już mniej niż dawniej. Poczułam jakby to było coś do czego jestem przyzwyczajona od małego i tak było.
Zamknęłam oczy i powoli wypuściłam powietrze.
- Violet... Obiecuję, że już nigdy nie będziesz musiała patrzeć na śmierć bliskich. - powiedział Kyle przeczesując moje włosy.
- Nie możesz tego obiecać. Moi rodzice mieli być ostatnimi, a tu naglę głowa Soph. - zaśmiałam się sarkastycznie.
- Przepraszam. - szepnął.
- Za co? Za to, że on musi być moim ojcem?- wskazałam na wchodzącego do kuchni Felixa.
- Tu jest coś jeszcze. - powiedziała Spencer odwracając karteczkę, którą wcześniej przeczytałam. - " Wyprawię ci wspaniałe przyjęcie, jutro o 14:30 tam gdzie ostatnio." 
- Zaprasza nas to pojedziemy. - klasnęłam w dłonie.

***

-Dlaczego musiałam ubrać sukienkę? - spytała Spencer wychodząc z auta. 
- Bo to jest przyjęcie i musimy ładnie wyglądać. - Hayley zamknęła lusterko i schowała je wraz z błyszczykiem  do torebki.
- Chodźmy już. - chwyciłam Kyla pod ramię i weszliśmy do środka.
W pomieszczeniu był duży stół na 17 osób, balony, dużo jedzenia i bilbord z napisem "Wszystkiego Najlepszego!" 
- Będzie ich dwóch. - szepnęłam.
Podeszłam do Dylana. 
- Masz broń? 
- Mam. - kiwnął głową.
Odeszłam do niego i powiedziałam.
- Usiądźmy. 
Podeszliśmy do stołu. Były tam plakietki z imionami. Każdy zajął miejsce. Dylan usiadł obok mnie czego się nie spodziewałam.
- Wiem, że pewnie tak nie myślisz ale ja chcę cię chronić. Jesteś moją siostrą. Nie pozwolę cię skrzywdzić. - szepnął mi do ucha. 
Kiwnęłam głową i spojrzałam na Alexa siedzącego przede mną. 
Nagle do pomieszczenia weszła kobieta, a za nią mężczyzna. Mieli maski, więc nie mogliśmy ich rozpoznać. 
- Miło, że przybyliście na nasze przyjęcie. Zorganizowaliśmy je dla ciebie, Violet. Uwielbiamy cię i chcemy byś świętowała tak jak należy. - powiedziała wesoło kobieta po czym usiadła obok mężczyzny. 
 - Dziękuję bardzo. Miło z waszej strony. - uśmiechnęłam się sztucznie.
Na stół położono ogromny tort. Przyniosła go oczywiście osoba w masce.
Było ich tu więcej. Mogą mieć przewagę. Może to być nasz ostatni posiłek. 
Mężczyzna nałożył każdemu kawałek tortu.  
                            ****
Otworzyłam oczy. Bardzo bolał mnie kark. Podniosłam głowę i spojrzałam na Dylana siedzącego obok mnie i trzymającego za ręke. 
- Co my tu robimy? - zapytałam przecierając nadgarstkiem wolnej ręki oczy.
- Coś było w naszym piciu lub torcie. Jesteśmy tu sami. Wszystkie drzwi i okna są zamknięte. - powiedział cały czas kucając przy mnie. 
Nagle wstał i podał drugą dłoń bym mogła wstać. 
Moja sukienka była podarta i miała na sobie plamy błota i prawdopodobnie krwi. 
- Co tu się jeszcze działo? 
- Prawdopodobnie zanim straciliśmy przytomność staraliśmy się bronić ale tego nie pamiętamy. - powiedział odgarniając włosy z mojej twarzy na co zrobiłam krok do tyłu. - Nie chcę cię całować. Tamto było głupie. 
- Dlaczego byłeś przy mnie i trzymałeś mnie zamiast próbować uciec? 
- Nie wiem. Może dlatego, że bałem się o ciebie? Trzymając cię czułem twój puls co oznaczało, że żyjesz. 
Zdjęłam szpilki i wyłamałam obcasy. 
- Chcesz mnie zabić? 
- Nie. 
Z obcasów wyciągnęłam dwa ostrza i jedno podałam bratu. 
- Otworzymy jakoś te drzwi. - podeszłam do drzwi i wbiłam nóż w mały otwór w nich. 
Dylan zrobił to samo. Zaczęliśmy przecinać drzwi aż w końcu odnieśliśmy wrażenie, że nigdy ich nie otworzymy.
- Violet, to nie ma sensu. 
- Nie mów tak! To się uda! - krzyknęłam cicho szlochając.
- Dlaczego płaczesz? - położył dłonie na moich ramionach. 
- Nie wiem. Jestem zbyt wrażliwa, a wrażliwość to porażka, rozumiesz? Płacząc okazuję swoją słabość, a ja nie mogę być słaba, rozumiesz? Nie mogę. Muszę być silna i nas stąd wydostać. - potrząsnęłam głową by się ogarnąć. 
- Płacz nie jest zły. Nawet najlepsi płaczą. Nikt nie jest ze stali. 
- Te drzwi są. - zaśmiałam się. 
Chłopak wziął rozbieg i uderzył w drzwi, a te upadły. 
- Wow. - powiedziałam. 
- Nie wiedziałem, że to może się udać. Chodźmy. - podał mi ręke. 
Wyszliśmy przed budynek. 
- Chyba musimy iść pieszo. - powiedziałam widząc, że nikt na nas nie czekał. 
- Nie masz butów. - wskazał na moje bose stopy. 
- Oh, to nic. - uśmiechnęłam się trzymając jego dłoń. - Idziemy. - zaczęłam go ciagnąć jak często robiłam z Kylem. 
Szliśmy rozmawiając o tym co się działo w naszym życiu zanim dowiedzieliśmy się o Felixie. Okazało się, że Dylan grał na gitarze w zespole założonym z kolegami i był kapitanem szkolnej drużyny koszykowej. 
- Skoro lubisz śpiewać to może zrobimy duet? Też coś tam śpiewam. W domu mam gitarę. 
- Czemu by nie. - powiedziałam widząc nasz dom. 
Weszliśmy do środka. Wszyscy chyba szykowali się by wyjechać po nas. 
Gdy weszliśmy przenieśli wzrok na nas. Kyle patrzył na moją dłoń, którą cały czas trzymałam dłoń Dylana. 
- Kochanie... - powiedział po chwili i przytulił mnie. - Nic ci nie jest? - spojrzał mi w oczy. 
- Nie, Dylan nas uratował. 
Kyle spojrzał na niego i po chwili powiedział
- Dzięki. Gdyby nie ty… Mogłoby się jej coś stać, wam mogłoby się coś stać. 
- Nie musisz mi dziękować. 
- Idę się przebrać. Dylan… Gdy wrócę to chce usłyszeć jak grasz! - powiedziałam wchodząc na pierwszy stopień schodów.
- Nie ma sprawy ale ty śpiewasz! - zaśmiał się. 
Wbiegłam na górę i szybko się przebrałam. Zbiegłam na dół i zobaczyłam jak wszyscy siedzą na kanapie tylko Dylan siedzi przed nimi na krześle trzymając gitarę.
- A wy co? - spytałam siadając na krześle obok nich. 
- Chcemy was posłuchać. - powiedział Felix.
- Już dawno obiecałaś, że coś zaśpiewasz. - powiedziała Aria. 
- Co grać? - spytał Dylan. 
- Umiesz California King Bed? Rihanny. 
- Oczywiście. - powiedział delikatnie przejeżdżając palcami po strunach. 
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. 
- " Chest to chest. Nose to nose. Palm to palm. We were always just that close..." - zaczęłam.
Gdy skończyliśmy wszyscy wstali i zaczęli bić brawo. 
- nie wiedziałam, że żyjemy pod jednym dachem z przyszłymi gwiazdami. - powiedziała Spencer. 
- Może w dalekiej przyszłości. - powiedziałam. 
- Viol, chodź. Możemy porozmawiać? - spytał Kyle. 
- Tak. - wstałam i poszłam za chłopakiem na taras. 
- " Gdy poczułam, że daję sobie z nami spokój, odwróciłeś się i ostatni raz mnie dotknąłeś. To sprawiło, że wszystko wydało się lepsze. Mimo to moje oczy stały się mokre. Tak zagubiona, chcę zapytać cię czy mnie kochasz ale nie chcę wyjść na słabą." - zacytował ostatnią zwrotkę piosenki. - Gdy to spiewałaś… Patrzyłaś na mnie, widziałem w twoich oczach ból. Jakbyś chciała mi powiedzieć, że to koniec, że już nie dajesz rady byc ze mną. - pogładził mnie kciukiem po policzku. - Wiem, że jest z nami coraz gorzej ale nie kończmy tego. 
- Kyle… Nie chcę tego kończyć ale sam widzisz jak jest. Kocham Cię, oczywiście, że cię kocham. Mam tylko wrażenie, że ty jesteś ze mną tylko dlatego, że widzisz to jak cierpię i nie chcesz tego pogarszać.
- Kocham Cię. Mógłbym to wykrzyczeć to całemu światu. 
- Więc to zrób. - wzruszyłam ramionami. 
- Kocham Cię. - szepnął mi do ucha. 
- Miałeś to wykrzyczeć całemu światu. 
- Ty jesteś całym moim światem, Violet. - spojrzał mi w oczy. 
Uśmiechnęłam się. Nie wiem czemu cały czas myślałam o naszym końcu. O tym, że już nie ma między nami tego co było kiedyś. On mnie kochał i pokazywał to codziennie tylko te wszystkie problemy utrudniały mi zobaczenie tego. 
- Jesteś głupi. - powiedziałam po chwili. 
- Ty też. - zaśmiał się. - Czasami mam wrażenie, że jesteś tak bardzo znudzona mówieniem "kocham cię" że każde inne słowo jest dla ciebie dobrym zamiennikiem. 
- Bo tak jest, głupku.
- Jesteś cudowna, skarbie. 
- Oh, psujesz uroki tej sytuacji. - westchnęłam. 
- Uroki tej sytuacji? I to ja jestem dziwny? 
- Tak? - zaśmiałam się przeczesując jego włosy. 
Pocałował mnie delikatnie w nos. 
- Ustalmy jeden zamiennik "kocham Cię" bo mam dość domyślania się czy mnie kochasz czy jesteś na mnie wściekła. 
- To nie jest teraz ważne. - szepnęłam przykładając swoje czoło do jego. - Teraz liczy się tylko ta chwila. Ty i ja. My.