czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 32

- Nie śpisz? - spytałam wchodząc do kuchni. - Jest trzecia w nocy.
- Prowadzę raczej życie nocne. - powiedział Bill biorąc łyk wody z butelki stojącej na stole przy którym siedział. - A ty czemu nie śpisz?
- Od dłuższego czasu mam koszmary, które utrudniają mi spanie. - usiadłam obok niego.
- Też je miałem kiedy mieszkałem w Brooklynie. Wtedy najczęściej chodziłem na spacery.
- Nie bałeś się wyjść na dwór w nocy mieszkając w Brooklynie? - zaśmiałam się.
- To osoby, które tam mieszkały powinny bać się mnie. - przeczesał włosy śmiejąc się. - Jeśli chcesz możemy przejść się dookoła domu.
- Jestem w piżamie. - spojrzałam na swoją koszulkę z jakimś tekstem po angielsku i na za duże dresy. Miałam na sobie też ciepłe skarpetki i bluzę z polarem. Nie lubię, gdy jest mi zimno, więc zawsze wieczorem ubieram się grubo.
- I co z tego? Ja też. Idziemy. - wstał, chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Ubraliśmy buty i wyszliśmy.
- Palisz? - spytał wyjmując z kieszeni swoich dresów paczkę papierosów.
- Tak. - powiedziałam biorąc jednego. - Ale ani słowa Kylowi.
- Ah tak, bardzo się o ciebie martwi. - odpalił najpierw mojego papierosa, a następnie swojego.
- Jakbym tego nie wiedziała. - zaśmiałam się wypuszczając dym. - Gdzie idziemy?
- Przed siebie. - mruknął. - Opowiedz mi coś o sobie. Słyszałem, że nieźle śpiewasz i w ogóle jesteś super. - oparł się o samochód przy którym właśnie staliśmy.
- Jestem super. To prawda. - przytaknęłam.
- Zaśpiewaj mi. Kiedy nie mogłem spać słuchałem muzyki. Nie mam tu ani telefonu ani słuchawek.
- Nie śpiewam acapella.
- Musisz zrobić wyjątek. Znam fajną ławkę 5 minut stąd na której nawet możesz posadzić swoje szanowne cztery litery. - uśmiechnął się łobuzersko i zaczął iść w stronę lasu.
- Ej! - krzyknęłam biegnąc za nim. - Moja dupa jest super. Tak jak ja.
- No nie wiem. Musiałbym na nią spojrzeć i dotknąć by stwierdzić czy jest aż taka super.
- Zboczeniec? - zmarszczyłam brwi na co parsknął śmiechem i usiadł na ławce.
- Masz jakąś playlistę czy zaśpiewasz mi to co ci powiem.
- Możesz powiedzieć, a ja poszukam w playliście. - usiadłam obok niego.
- Hymm... Coś Gagi. Wiesz, ostatnio strasznie uwielbiam słuchać jej piosenek.
- Oki, coś się znalazło. - uśmiechnęłam się i związałam włosy w kucyk. - Gotowy?
- Jak jeszcze nigdy.
- "Hello hello baby you called I can't hear a thing. I have got no service in the club, you say? Say Wha-wha-what did you say huh? You're breaking up on me? Sorry I cannot hear you I'm kinda busy. K-kinda busy. K-kinda busy. Sorry I cannot hear you I'm kinda busy "
- Wow. - zaczął klaskać. - Mieli racje. Masz więcej talentu niż rozumu.
- Kto tak powiedział? - uderzyłam go w ramię.
- Twój brat. Ale nie bądź zła za to, że mówi prawdę.
- Dupek. - mruknęłam wstając i poszłam w kierunku domu.
- Ej, mała. - podbiegł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Zostaw mnie. - zdjęłam jego rękę z mojego ramienia i wyprzedziłam go.
- Nie bądź zła. - krzyknął za mną. - Jesteś mądra. Przecież żartowałem z tym, że ma racje.
Stanęłam w miejscu i obróciłam się w jego stronę.
- Dziękuję za spacer ale jestem już zmęczona. - uśmiechnęłam się i znów ruszyłam w stronę domu.
- Jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć. - krzyknął.
Weszłam do środka i położyłam się na kanapie w salonie. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Rano obudził mnie hałas. Przetarłam oczy i usiadłam po turecku.
- Co jest? - spytałam ziewając.
- Nic, szykują się. - powiedziała April, która siedziała obok mnie.
- Gdzie?
- No nie wiem. Chyba na jakieś spotkanie czy coś.
- Czemu mnie nikt nie obudził? - szybko wstałam przez co zakręciło mi się w głowie.
- Nie jedziesz. - powiedział stanowczo Dylan.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić.
- Viol, zostań. Wrócimy za godzinę, góra dwie. - Kyle podszedł i przytulił mnie.
- Dlaczego mam zostać? - pokręciłam głową.
- Bo Felix nie chce cię jeszcze narażać. Po twoim ostatnim pobycie w szpitalu nie chce ryzykować. - chłopak schylił się i delikatnie mnie pocałował. - Kocham cię. - uśmiechnął się i odszedł.
- Tonie fair. - krzyknęłam kopiąc przy tym w doniczkę, która stałą przy drzwiach.
Jednak dzięki strasznemu bólowi stwierdziłam, że to był okropny pomysł. Poszłam do gabinetu Felixa i usiadłam na fotelu czekając aż zamknie laptopa i mnie posłucha.
- Tak, Violet? - po kilku minutach spojrzał na mnie i pogładził swoje wąsy.
- Też chcę brać udział w wyjazdach.
- Do końca miesiąca nie możesz.
- Ale jest trzeci! - skrzyżowałam ręce na piersi i zrobiłam minę pt. "zabrali mi lody, to nie fair".
- Robię to, bo cię kocham i martwię się.
- Ja muszę być tam z nimi i pilnować by nic im się nie stało.
- Słuchaj. Podczas twojej nieobecności sporo zrobiliśmy. Zabiliśmy Thompsona także po części jest lepiej. I tak mamy straty w ludziach. Nie możemy stracić i ciebie.
- Straty w ludziach?
- Jason chciał się zemścić za Sophie. Dostał nożem trzy razy w brzuch i dwa w głowę.
- O boże. - zakryłam twarz dłońmi. - To straszne.
- Bill go znalazł. To musiało być okropne dla niego.
- Po tym jak zobaczyłam Sophie w kawałkach nie mogłam spać przez tydzień. Do teraz mam koszmary.
- Takie w których cię zabijam? - mruknął obojętnie przekładając gazetę z jednego końca biurka na drugi.
- Nie. Wczoraj topiłam się w krwi Hayley, a przedwczoraj Dylan próbował mnie nakarmić wnętrznościami Alexa. - wzdrygnęłam się.
- Może chciałabyś bym umówił cię na wizytę u lekarza. Istnieje cień szansy, że ci pomoże.
- Nie, dzięki. - wstałam i podeszłam do drzwi. - Chciałabym znów normalnie iść do miasta i porobić coś normalnego.
- Zrób to. Idź i miej jeden normalny dzień. Tylko musisz mieć kogoś ze sobą.
- Kyle chętnie pójdzie.
- Nie, Kyla będę potrzebował. Weź Billa jest tak samo silny jak Kyle.
- Poczekam na czasy kiedy Kyle nie będzie ci potrzebny.
- Violet. Daje ci taką możliwość do końca jutrzejszego dnia.
- Jesteś okropny.
- Mamy to samo nazwisko i ten sam charakter.
Zaśmiałam się i wyszłam. Usiadłam na kanapie obok Rosie.
- Dlaczego spałaś w salonie? - spytała po chwili.
- Nie mogłam spać, zeszłam na dół, poszłam z Billem na spacer i byłam zbyt zmęczona by iść do góry.
- Mhm. - oparłam głowę o jej ramię. - Nie możesz spać. Też tak często miałam.
- I jak sobie z tym poradziłaś?
- Miałam Alexa i tylko przy nim nie mam koszmarów.
- Czyli mam spać z twoim facetem by nie mieć koszmarów?
- Masz Kyla. On powinien wypędzać złe sny. Powinien być tym czymś co wiesza się nad łóżkiem i łapie złe sny.
- Chyba się zepsuł.
- Musisz znaleźć nowy.
- Kocham go. - podniosłam głowę i zmarszczyłam brwi patrząc na nią. - Nie wymienię go.
- Żartowałam.
- To nie było śmieszne.
- Dobra, przepraszam. - westchnęła. - Słyszałaś o Jasonie?
- Tak, przed chwilą. To straszne.
- Wiem. - szepnęła.
Drzwi się otworzyły.
- Wróciliśmy. Było nudno. Dziękuję idę spać. - powiedziała Hayley wchodząc pierwsza.
Za nią wszedł Kyle, który uśmiechnął się do mnie i poszedł do biura Felixa. Czekałam aż wejdzie Bill, gdy w końcu go zobaczyłam podeszłam do niego.
- Mam prośbę.
- Tak?
- Felix pozwolił mi mieć normalny dzień. Mogę wyjść i robić co chcę ale musi mnie ktoś pilnować i padło na ciebie. Wchodzisz w to?
- Pilnowanie ciebie? To musi być strasznie trudne. Nie wiem czy dam radę.
- Proszę cię. Jest trzynasta. Mamy dużo czasu.
- No dobrze. - wywrócił oczami.

***

- To co będziemy robić? - włożył dłonie w kieszenie bluzy.
- Żyć. To czego nie robiłam od dawna.
- Przecież żyjesz. Oddychasz i te sprawy.
- Ale w końcu robię to na co mam ochotę.
- Dobra, rozumiem. Tylko ja nie chcę chodzić po sklepach jak ci wszyscy faceci, którzy tylko idą za laską z jej torbami w którzy są rzeczy kupione za ich kasę.
- Spoko. Sama będę płacić. Ty tylko będziesz szedł za mną z moimi torbami.
- Nie chcesz iść może na jakiś obiad i do kina? Zakupy są nudne.
- Dlaczego akurat dziś Kyle musi być zajęty.
- A no tak. Idealny Kyle. Musi być ci przykro, że nie jest teraz z tobą.
- O co ci chodzi. "Idealny Kyle" cały czas to powtarzasz.
- Bo to prawda, co nie?
- Nie jest idealny. Nikt nie jest.
- On jest.
- Bill, o co ci do cholery chodzi.
- O nic. Uwielbiam gościa. Jest super. Masz wielkie szczęście.
Wzruszyłam ramionami i poszłam w kierunku sklepu do którego koniecznie musiałam iść.
Strasznie chciałam się dowiedzieć o co mu chodzi z "Idealnym Kylem". Nienawidzę jak ktoś coś przede mną ukrywa. To okropne wiedzieć, że nie wie się wszystkiego.

czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział 31

- Nie lubię tego miejsca. - mruknął kiedy zaparkowaliśmy pod domem.
Dziś rano zadzwonił Felix i kazał nam jak najszybciej wracać. Mówił, że wszystko jest załatwione i jesteśmy bezpieczni. Trudno było mi w to uwierzyć ale wróciliśmy.
Wysiadłam z auta i poszłam do domu.
- Jest i ona. - krzyknęła Aria i podbiegła do mnie. - Tęskniłam. - przytuliła się do mnie.
Zaczęłam się rozglądać po domu. Nic się nie zmieniło. Wszyscy jak zwykle siedzieli na kanapie i jedli słodycze. Obok Dylana siedział jakiś chłopak. Nie znałam go ale pewnie Felix nie mógł sobie sam poradzić i musiał go prosić o pomoc.
- Bill! - krzyknął Kyle wchodząc do środka.
Blondyn podszedł do niego i uścisnęli sobie dłonie.
- Wróciłeś?
- Tak. Chyba. Jeszcze nie wiem czy chcę tu zostać. - mruknął chłopak wzruszając ramionami.
- To jest Violet. - Kyle wskazał na mnie przerywając ciszę.
Blondyn uśmiechnął się do mnie i podał mi dłoń, którą delikatnie uścisnęłam.
- Jestem Violet. - odwzajemniłam uśmiech dokładnie przyglądając się chłopakowi
Był wysoki, miał blond włosy i delikatny zarost. Miał kilka kolczyków: w brwi, dwa w dolnej wardze i septum. Miał też kilka tatuaży na rękach ale najbardziej interesujący był na lewej dłoni. Miał na niej wytatuowane kości i jakieś liczby.
- Jestem Bill. - uśmiechnął się jeszcze szerzej i puścił moją dłoń nie odrywając wzroku ode mnie.
- Idę rozpakować nasze rzeczy. - Kyle pocałował mnie w skroń i poszedł na górę.
- Ok. - szepnęłam.
Patrzyłam jak chłopak wnosi walizki po schodach po czym znów spojrzałam na Billa.
- Mieszkałeś tu już kiedyś. Dlaczego odszedłeś? - spytałam.
Chłopak zaśmiał się.
- Wiesz... Jeśli dają ci odejść to dlaczego by się nie zgodzić. Tu można zwariować. Nie wiem dlaczego wszyscy zostali ale ja już tak dłużej nie potrafiłem. Chciałem mieć normalne życie, a nie martwić sie o to czy jutro będę jeszcze oddychał. Chyba mnie rozumiesz, nie?
- Tak. Też bym wolała odejść. Jednak mi nigdy nie dadzą takiego wyboru. - wzruszyłam ramionami. - Już zawsze będę musiała w tym siedzieć.
- Nie myślałaś o ucieczce?
- I tak by mnie znaleźli. Felix ma wszędzie ludzi.
- Masz racje. Przykro mi.
- Dlaczego wróciłeś? - pokręciłam głową.
- Zadzwonił do mnie z prośbą o pomoc. Zabicie Thompsona było czymś o czym zawsze marzyłem. Zgodziłem się ale potem, gdy Hayley opowiedziała mi wszystko stwierdziłem, że muszę wrócić, bo Thompson wam nie zagrażał. To ktoś inny. Silniejszy.
- Dzięki. Pocieszyłeś mnie. - uśmiechnęłam się słabo.
- Poradzimy sobie z tym kimś. Każdego idzie pokonać. - położył rękę na moim ramieniu.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.
- Montgomery! - usłyszałam głos Alexa.
Podszedł do nas i zaczął mnie czochrać po włosach.
- Zostaw mnie, Alex. - krzyknęłam śmiejąc się.
- Wiesz jak mi ciebie brakowało?
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć. - skrzyżowałam ręce na piersi patrząc jak Bill idzie do góry.
- Nie miałem kogo denerwować. Boże to było straszne.
- Wróciłam. Masz już komu psuć życie.
- Psuć życie? Nie nazwałbym tak tego. Ja po prostu pojawiam się i zaczynam cię denerwować.
Rosie podeszła do nas i przytuliła się do Alexa.
- Daj jej spokój. - zaśmiała sie na co chłopak ją pocałował.
- Tłumaczę jej czym się różni denerwowanie od psucia życia. 
- Nie widzę różnicy. - ominęłam go i poszłam do góry do sypialni.
Kyle kończył rozpakowywać rzeczy.
- Tęskniłam za tym łóżkiem. - położyłam się i schowałam twarz w poduszki.
Uslyszałam cichy śmiech chłopaka, a po chwili poczuła jego ręce na moich plecach.
- Mamy już spokój. - nachylił się i szepnął mi do ucha.
- Nie żyje Thompson. To nie on stał za tym wszystkim.
- Jest ktoś jeszcze?
- I jest jeszcze silniejszy. - obróciłam się na plecy i spojrzałam mu w oczy. - Ale będzie dobrze. - pocałowałam go w nos.
- Wierzę ci. - uśmiechnął się.
- Idę wziąć prysznic. - wyślizgnęłam się spod niego i podeszłam do szafy po rzeczy.
- Iść z tobą?
- Nie. Dam sobie radę. Nie jestem dzieckiem.
- W to wątpię. Pamiętasz jak bawiłaś się w piasku, a potem w berka?
- Miałam fajne dzieciństwo i chciałam do niego wrócić. - uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z sypialni.
Chwyciłam klamkę od łazienki i nacisnęłam na nią.
- Przepraszam. - krzyknęłam kiedy wpadłam na Billa, który właśnie z niej wychodził.
- Spokojnie. - uśmiechnął się szeroko. - Nic się nie stało.
Miał ręcznik owinięty wokół bioder. Mogłam teraz zobaczyć dokładnie wszystkie jego tatuaże. Miał gwiazdkę na prawym biodrze, realistycznie wyglądające serce na lewej piersi, palmę na wysepce na brzuchu, wielki napis na boku i jakiś znak na klatce piersiowej. Na rękach miał ich jeszcze więcej. Miałam ochotę spytać mu się co one wszystkie znaczą ale jednak stwierdziłam, że to głupi pomysł.
- Już wychodzę. Możesz wejść. - powiedział nadal się uśmiechając i ominął mnie.
Weszłam do środka i położyłam rzeczy obok zlewu. Związałam włosy i rozebrałam się.
Weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam gorącą wodę.

Wyszłam i wytarłam się dokładnie ręcznikiem. Ubrałam się i wyszłam z łazienki. Odłożyłam rzeczy i zeszłam do salonu. Usiadłam na kolanach Kyla i cmoknęłam go w policzek.
- Masz nadzwyczajnie dobry humor. - zaśmiał się.
Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po kawałek pizzy, która leżała na stole.
- Tęskniłam za wami, wiecie? - westchnęłam i oparłam głowę o ramię Kyla.
- My też tęskniliśmy za wami. Bez was było tu nudno. - Matt uśmiechnął się do nas.
- Tak myślałam. - zaśmiałam się. - Beze mnie zawsze jest nudno.
- Wiecie co ja przeżywałem? - wtrącił Kyle. - Miałem ochotę ją gdzieś utopić. Była nie do wytrzymania.
- Dzięki. - zmarszczyłam brwi i wstałam z jego kolan.
- Teraz przynajmniej znów możesz wrócić do oglądania seriali.
- Nareszcie. - krzyknęłam unosząc ręce do góry.
Spojrzałam na Billa, który nie odrywał ode mnie wzroku od kiedy zeszłam.
- Może pójdę zacząć już teraz. - przeciągnęłam się ziewając.
- Zaśniesz. - powiedziała Hayley.
- Chcę spać... Bardzo. - westchnęłam i zaczęłam się śmiać.

Poszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki butelkę wody.
- Podasz mi jedną? - usłyszałam głos Billa i spojrzałam na chłopaka opierającego się o blat kuchenny.
- Tak. - znów otworzyłam lodówkę, wyjęłam wodę i rzuciłam mu ją.
- Dzięki. - uśmiechnął się do mnie.
- Intrygujesz mnie. - podeszłam do niego.
- Ja? - zaśmiał się. - Jestem zwykły.
- Nie. Ukrywasz coś, czuję to.
Chłopak przełknął ślinę i oblizał wargę.
- Źle czujesz. Niczego nie ukrywam.
- Słuchaj, znam się na ludziach. Kłamałam tyle razy, że widzę kiedy kłamiesz. Tak jak teraz. - wzruszyłam ramionami. - I wyciągnę to z ciebie.
Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł Kyle.
- O czym rozmawiacie? - spytał obejmując mnie w talii.
- O niczym. - cmoknęłam go w policzek i poszłam do salonu.
Zamknęłam drzwi i przyłożyłam do nich ucho by usłyszeć o czym rozmawiają.
- Ona wie, że coś ukrywam i powiedziała, że się dowie co. - powiedział Bill.
- Spróbuję ją odsunąć od tematu. Nie może wiedzieć. - odpowiedział Kyle po czym usłyszałam kroki w stronę drzwi.
Szybko pobiegłam na kanapę i przytuliłam się do Spencer.

-------------------------------------------------

Nie jestem zbyt zadowolona z końca tego rozdziału, bo miał być zupełnie inny ale stwierdziłam, że to jeszcze za wcześnie, więc szybko zmieniłam tak by można było dziś dodać. Musze zmienić też kolejne rozdziały, które były już napisane na kolejne tygodnie ale postanowiłam, że będą rozdziałami 51 i 52 by w 50 zrobić to co było zaplanowane na ten rozdział. Być może napiszę to wcześniej tylko mam nadzieję, że nie będziecie mnie nienawidzić za to co się tam wydarzy :)  

czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 30

Siedziała oparta plecami o moje ramie. Bawiła się piaskiem śmiejąc się do tego jak dziecko. Albo zakopywała mi nogi albo robiła zamki.
- Czemu ty nie chcesz się pobawić? - spytała patrząc na mnie. 
- Może wyrosłem z tego jakieś dziesięć lat temu. 
- Skoro nie chcesz budować to możemy pobawić się w berka. Siedzenie na plaży jest przyjemne ale tyłek mnie już boli. - wstała otrzepując piasek.
Podała mi rękę, którą chwyciłem i wstałem. 
- Berek! - krzyknęła uderzając mnie lekko w ramię. 
Zaczęła biec. Nie wiedziałem, że dziecięce zabawy dają jej tyle radości. 
- Hej, jesteśmy tu po to by się bawić! Sam tak powiedziałeś! - zatrzymała się. 
- Myślałem o innej formie zabawy i to w sypialni. - zaśmiałem się i zacząłem biec w jej stronę. 
Goniliśmy się pół godziny póki nie stanęła i zaczęła patrzeć w fale. 
Podszedłem do niej, położyłem dłonie na jej talii i zacząłem łaskotać. 
- Przestań. - zaśmiała się i obróciła w moją stronę.
Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej i delikatnie pocałowałem.
- Violet.
- Kyle. - podniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Mam coś dla ciebie. - uśmiechnąłem się i odsunąłem się od niej.
- Boję się. - zaśmiała się.
Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i wyciągnąłem z niej pudełko.
- Proszę. - podałem jej pudełko.
Otworzyła je i szeroko się uśmiechnęła.
 - Nie musiałeś. - powiedziała oglądając prezent.
- Ale chciałem. - uśmiechnąłem się biorąc od niej łańcuszek po czym zapiąłem go na jej szyi.
Patrzyła przez chwilę na serduszko, które było na łańcuszku.
- Śliczny. - podeszła do mnie i pocałowała mnie.
- Tak jak ty.
- Teraz kłamiesz.
- Nie.
Mruknąłem przytulając ją mocniej.
Spojrzałem na nią. Patrzyła na fale. Od jakiegoś czasu chodzi zamyślona. Chciałbym móc wiedzieć co dzieje się w jej głowie. Chciałbym wiedzieć o czym myśli i co czuje.
- Chodź. Pokażę ci coś.
Poszliśmy do auta, wsiedliśmy i wyjechaliśmy na drogę główną. 
- Nie martw się. Tam też nikt nas nie znajdzie. 
- Aż się boję, Peters. - zaśmiała się.
- Nie ma o co, Montgomery. - położyłem dłoń na jej kolanie i zmusiłem się do uśmiechu. 
Chwilę później zaparkowałem w lesie, wysiadłem i otworzyłem jej drzwi. 
- Księżniczko. - wyciągnąłem rękę w jej stronę. 
Zaczęła się śmiać i wysiadła omijając mnie. 
- Żartujesz sobie ze mnie? Wywiozłeś mnie do lasu? I co teraz? Przywiążesz mnie do drzewa i będziesz kazał mi czekać na Tarzana, który mnie uratuje przed śmiercią? 
- Kurwa, nie pomyślałem o Tarzanie. Teraz muszę cię utopić. 
- Arielka! - krzyknęła. 
- Arielka już nie jest syrenką, kochanie. Zapomniałaś? 
- Kurczę! No to już po mnie. A tak serio to gdzie mnie zabierasz? 
Chwyciłem ją za rękę i zacząłem ciągnąć ją w głąb lasu. 
W końcu znalazłem ogromną skałę i usiadłem na niej. 
- Ty serio robisz sobie ze mnie żarty. - usiadła obok mnie ale nie mogła opanować śmiechu. - Co to jest do cholery? 
- To jest skała przemyśleń. Kiedy byłem z Cece często tu uciekałem. 4 godziny jazdy i siedzenie tu 2 godziny serio uspokajało. Myślałem o wszystkim i o niczym. Teraz ty możesz zrobić to samo. 
Zamknęła oczy i wciągnęła powietrze. 
Po chwili leżała na moich kolanach. 
Spędziliśmy tak 3 godziny w ciszy. 
- Chyba wszystko przemyślałam. Dwie godziny myślenia i godzina snu mi pomogły. - zapięła pas, gdy wsiadałem na miejsce kierowcy. 
- I co z tych przemyśleń wynikło? 
- Że chcę uciec z tobą za granicę, wziąć potajemny ślub i mieć dwójkę dzieci. 
- Domek w mieście czy na odludziu? 
- Odludzie. 
- Porsche czy mercedes? 
- Jeep. 
- Spoko. Irlandia czy Meksyk?
- Myślałam o czymś egzotycznym ale Irlandia brzmi ok. - pokiwała głową. 
Powstrzymywałem się od wybuchnięcia śmiechem.
- Mówię jak najbardziej serio. - spojrzała na mnie.
- Za miesiąc, ok? Góra dwa i się zaręczymy, weźmiemy ślub, będziemy mieć dzieci i pomyślimy o przeprowadzce. Niech Dylan i Felix mają ten zaszczyt przyjścia na ślub jedynej kobiety w ich rodzinie i niech zobaczą młode. Wiesz, dzieci są super. 
- Wiem, że ty sobie ze mnie żartujesz i to mnie uraża. 
- Teraz mówię serio. Też chcę uciec. - zaparkowałem pod domkiem.
- Więc zróbmy jakiś krok w przód.
- Właśnie robimy. Jesteśmy tutaj. Jesteśmy 4 godziny od domu. Małymi kroczkami, Violet. 
- Dobrze. Dziękuję. - uśmiechnęła się, pocałowała w policzek i wysiadła. 
Otworzyłem drzwi i wyskoczyłem z samochodu idąc za dziewczyną. Dziewczyną, która była całym moim światem. Sensem mojego życia, tą z którą wiązałem przyszłość. 
Stałem i patrzyłem jak męczy się z od kluczeniem drzwi. Zaproponowałem pomoc ale w odpowiedzi usłyszałem, że nie jest głupia i sobie poradzi. Uwielbiałem jej poczucie humoru, które nie zawsze rozumiałem. Nie rozumiałem czy jest szczęśliwa, czy smutna, czy wkurzona. Czy mówi serio czy z sarkazmem. Nie wiedziałem czy płacze czy się śmieje. Nie wiedziałem nic oprócz tego, że jest dla mnie idealna. Wiedziałem, że jest tym brakującym kawałkiem mojego serca. Uzupełnia mnie w każdym możliwym miejscu. Sprawia, że jestem szczęśliwy i mam ochotę oddychać. Bez niej wszystko byłoby inne - szare. Teraz świat posiada kolorowe barwy, które potrafię dostrzec. Z Cece było tak samo. Budziłem się, zjadłem coś, pojechałem kogoś zabić, chwila rozmowy z Mattem, szybki seks i spanie. I tak w kółko. Z Violet codziennie dzieje się coś innego, coś co sprawia mi zawsze radość. Uwielbiam ją za to. 
- Wchodzisz czy pozwolisz swojej seksownej dupie marznąć? - wyrwała mnie z myślenia. 
Poradziła sobie z drzwiami i stała w nich trzymając w dłoniach kubek z napojem.
Uśmiechnąłem się, podszedłem do niej i pocałowałem w czubek nosa. 
- Trzymaj swoje zarazki z dala ode mnie, oblechu. - odsunęła się. 
Zacząłem się śmiać. Zatrzasnąłem drzwi i zdjąłem buty. Poszedłem za nią do salonu i położyłem dłonie na jej ramionach. 
- A ty swoje możesz rozprzestrzeniać? - zapytałem.
- Moje nie grożą społeczeństwu. 
- Ok, mogę trzymać je z dala. Co znaczy, że zero przytulania, zero pocałunków i zero kochania się. 
- Hola, hola. Nie tak daleko, kowboju. 
- Boże, twoje teksty są straszne. 
- Strasznie śmieszne? - uśmiechnęła się i pocałowała mnie. 

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 29

- Wsiadaj. - mruknął Kyle.
Dzis wychodziłam ze szpitala. W końcu mogłam jechac do domu.
Wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Chłopak zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Wjechaliśmy na drogę.
- Nareszcie będę spała w swoim łóżku.
- Niekoniecznie. - mruknął.
W tym momencie zauważyłam, że ominął zakręt prowadzący do naszego domu.
- Gdzie jedziemy? - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na chłopaka.
- Kiedy byłaś nieprzytomna to ci coś obiecałem, a ja obietnic dotrzymuję. - położył dłoń na moim udzie i delikatnie się do mnie uśmiechnął.
- Myślisz, że cokolwiek słyszałam?
- Myślisz, że bez powodu przywiozłem ci dziś twoją ulubioną sukienkę i kazałem ci się w nią ubrać?
- Myślałam, że chcesz bym wyglądała ładnie. - skrzyżowałam ręce.
- Ty zawsze wyglądasz ślicznie, kochanie. - wcisnął pedał gazu.
- Nie tak szybko. Dopiero co wyszłam ze szpitala. Nie chcę do niego wracać.
- Spokojnie. Jeździłem szybciej.
- Mój ojciec wie, że nie wrócę? - spytałam po chwili ciszy.
- Wie. Powiedział, że to dobry pomysł jak na razie. Będziemy tam tak długo aż nie powie mi, że mamy wracać. Muszą coś załatwić.
- Chcą walczyć z Thompsonem?
- Nie.
- Kyle, bądź ze mną szczery, proszę.
- Tak. Ale spokojnie. Nic im nie będzie. Odpocznij.
Westchnęłam i oparłam głowę o szybę zamykając oczy.

- Jesteśmy. - chłopak delikatnie pogładził mnie po plecach.
Przeciągnęłam się i spojrzałam na domek w którym jeszcze kilka tygodni temu byliśmy. Otworzyłam drzwi i wysiadłam. Poszłam do środka i stanęłam przy drzwiach od tarasu.
Kyle przyniósł walizki i włączył muzykę z dużego radia stojącego obok telewizora.
- Obiecałem, że tu wrócimy. - odwrócił mnie w swoją stronę i uniósł mój podbródek tak bym na niego patrzyła.
Uśmiechnęłam się delikatnie opierając głowę na jego torsie. Przytulił mnie mocno i zaczął nami delikatnie kołysać w rytm muzyki.
- Umiesz tańczyć. - spytałam cicho podnosząc głowę.
- Nie. - zaśmiał się.
- To dobrze, bo ja też nie.
- Kocham cię - szepnął opierając swoje czoło o moje. - Chcę cię całować każdego dnia. Przywracać uśmiech na twojej twarzy, gdy zbiera ci się na płacz. Nie chcę cię stracić. Chcę, żebyśmy śmiali się aż do bólu, aż do utraty tchu. Nikt nigdy nie kochałby cię tak jak ja, Viol. Jesteś moim przeznaczeniem.
- Kocham cię tak, że nie wiedziałam nawet, że to możliwe. Nie wiedziałam, że potrafię tak kochać, i nie wiem czy na ciebie zasługuję.
- Jesteś cudowna. - pochylił głowę i pocałował mnie delikatnie.
- To się nigdy nie skończy. - odsunęłam się i pokręciłam głową. - Nigdy nie będzie dobrze.
- Teraz jest dobrze, jutro i pojutrze też będzie. Może, gdy wrócimy będzie już po wszystkim i nie będziemy musieli się tym wszystkim przejmować. Zapomnij o tym co jest tam, myśl o tym co jest tu.
Odeszłam od niego i wyszłam na taras.
- Co robisz? - spytał kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Masz fajki? - odwróciłam głowę w jego stronę.
Westchnął ciężko i podał mi pudełko.
Wyciągnęłam jednego papierosa, włożyłam do buzi i zapaliłam.
- To ci zaszkodzi.
- Mam to w dupie.
- Boże, co z tobą! - krzyknął. - Przed chwilą byłaś taka szczęśliwa, mówiłaś jak bardzo mnie kochasz, a teraz? A teraz zachowujesz się jak zwykła suka!
Wzruszyłam ramionami.
- Sorki, że jestem taką suką. Chole by nie była.
- Gdyby mi na niej zależało to byłaby tu teraz ze mną ale jesteś ty.
- A co z Cece? Twoje kochanie.
- Cece nie żyje. Zabiłem ją dla ciebie, kurwa, Violet. Dlaczego nie możesz się cieszyć, że jesteśmy tu razem i mamy spokój. Czy nie możesz choć raz być zadowolona z tego co dla ciebie robię?
Wyrzuciłam papierosa i podeszłam do Kyle kładąc mu dłonie na ramionach.
- Przepraszam, że nie potrafię być szczęśliwa. Przepraszam, że jestem suką i przepraszam, że nie jestem taka jaka mam być. - uśmiechnęłam się, ominęłam go i weszłam do środka.

KYLE PO'V

Weszła do środka. Po chwili usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Wszedłem do salonu i usiadłem na sofie. Po chwili jednak postanowiłem zobaczyć co z nią. Wstałem i wszedłem do sypialni. 
Siedziała z twarzą schowaną w dłoniach. Płakała. 
- Violet, przepraszam. Nie chciałem krzyczeć. - ukucnąłem przy niej i położyłem ręce na jej kolanach. 
- Nie wiem co się ze mną dzieję. - szepnęła wycierając łzy. - W ciągu sekundy potrafię zmienić się z najszczęśliwszej osoby na świecie w największą sukę jaka żyje. Nie chcę by tak było. 
Usiadłem obok niej i przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem delikatnie w skroń i chwyciłem za podbródek tak by patrzyła mi w oczy. 
- Dali ci za dużo leków w szpitalu.
- Tak było jeszcze wcześniej. 
- Ale w tedy brałaś prochy. Po porostu proszki źle na ciebie wpływają. 
- Masz rację. - położyła głowę na moim ramieniu. - Zaraz mi przejdzie. - szepnęła. 
- Chcesz odpocząć? 
- Nie jestem zmęczona. Chociaż jestem. Tak, chcę spać. - puściłem ją, a ona przykryła się kołdrą. 
- Jesteś strasznie dziwna. - mruknąłem kręcąc głową. 
- Wiem i za to cię przepraszam. 
Woo, przeprosiła mnie. Myślałem, że powie coś w stylu "wiem ale za to mnie kochasz" ale ona przeprosiła. Kiedyś trzeba ją było zmusić do przeproszenia kogoś, a teraz? A teraz przeprasza z własnej woli. 
- Nie musisz mnie przepraszać. 
- Muszę. Wiem, że jestem ciężka do zniesienia i sprawiam dużo problemów ale taki mam charakter. Nie potrafię się zmienić mimo, że bardzo chcę. 
- Znam cię od dawna i potrafię z tobą wytrzymać. Nie musisz się o to bać. - uśmiechnąłem się. 
- A teraz chodź tu. Ty pewnie też jesteś zmęczony. - odkryła kołdrę i wskazała mi wolne miejsce.
Położyłem się i przyciągnąłem ją do siebie. 
- Nienawidzę siebie za to jaka jestem. 
- Kocham cie za to jaka jesteś. 
- Jestem najgorsza na świecie. 
- Jesteś najlepszą osobą jaką poznałem. 
- Jesteś głupi, bo nie potrafisz zauważyć jaka jestem okropna. 
- Jesteś głupia, bo nie potrafisz zauważyć jaka jesteś wspaniała.
- Wal się. 
- Kocham cię. 
Uśmiechnęła się i pokazała mi język po czym zamknęła oczy i zasnęła.