Dzis wychodziłam ze szpitala. W końcu mogłam jechac do domu.
Wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Chłopak zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Wjechaliśmy na drogę.
- Nareszcie będę spała w swoim łóżku.
- Niekoniecznie. - mruknął.
W tym momencie zauważyłam, że ominął zakręt prowadzący do naszego domu.
- Gdzie jedziemy? - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na chłopaka.
- Kiedy byłaś nieprzytomna to ci coś obiecałem, a ja obietnic dotrzymuję. - położył dłoń na moim udzie i delikatnie się do mnie uśmiechnął.
- Myślisz, że cokolwiek słyszałam?
- Myślisz, że bez powodu przywiozłem ci dziś twoją ulubioną sukienkę i kazałem ci się w nią ubrać?
- Myślałam, że chcesz bym wyglądała ładnie. - skrzyżowałam ręce.
- Ty zawsze wyglądasz ślicznie, kochanie. - wcisnął pedał gazu.
- Nie tak szybko. Dopiero co wyszłam ze szpitala. Nie chcę do niego wracać.
- Spokojnie. Jeździłem szybciej.
- Mój ojciec wie, że nie wrócę? - spytałam po chwili ciszy.
- Wie. Powiedział, że to dobry pomysł jak na razie. Będziemy tam tak długo aż nie powie mi, że mamy wracać. Muszą coś załatwić.
- Chcą walczyć z Thompsonem?
- Nie.
- Kyle, bądź ze mną szczery, proszę.
- Tak. Ale spokojnie. Nic im nie będzie. Odpocznij.
Westchnęłam i oparłam głowę o szybę zamykając oczy.
- Jesteśmy. - chłopak delikatnie pogładził mnie po plecach.
Przeciągnęłam się i spojrzałam na domek w którym jeszcze kilka tygodni temu byliśmy. Otworzyłam drzwi i wysiadłam. Poszłam do środka i stanęłam przy drzwiach od tarasu.
Kyle przyniósł walizki i włączył muzykę z dużego radia stojącego obok telewizora.
- Obiecałem, że tu wrócimy. - odwrócił mnie w swoją stronę i uniósł mój podbródek tak bym na niego patrzyła.
Uśmiechnęłam się delikatnie opierając głowę na jego torsie. Przytulił mnie mocno i zaczął nami delikatnie kołysać w rytm muzyki.
- Umiesz tańczyć. - spytałam cicho podnosząc głowę.
- Nie. - zaśmiał się.
- To dobrze, bo ja też nie.
- Kocham cię - szepnął opierając swoje czoło o moje. - Chcę cię całować każdego dnia. Przywracać uśmiech na twojej twarzy, gdy zbiera ci się na płacz. Nie chcę cię stracić. Chcę, żebyśmy śmiali się aż do bólu, aż do utraty tchu. Nikt nigdy nie kochałby cię tak jak ja, Viol. Jesteś moim przeznaczeniem.
- Kocham cię tak, że nie wiedziałam nawet, że to możliwe. Nie wiedziałam, że potrafię tak kochać, i nie wiem czy na ciebie zasługuję.
- Jesteś cudowna. - pochylił głowę i pocałował mnie delikatnie.
- To się nigdy nie skończy. - odsunęłam się i pokręciłam głową. - Nigdy nie będzie dobrze.
- Teraz jest dobrze, jutro i pojutrze też będzie. Może, gdy wrócimy będzie już po wszystkim i nie będziemy musieli się tym wszystkim przejmować. Zapomnij o tym co jest tam, myśl o tym co jest tu.
Odeszłam od niego i wyszłam na taras.
- Co robisz? - spytał kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Masz fajki? - odwróciłam głowę w jego stronę.
Westchnął ciężko i podał mi pudełko.
Wyciągnęłam jednego papierosa, włożyłam do buzi i zapaliłam.
- To ci zaszkodzi.
- Mam to w dupie.
- Boże, co z tobą! - krzyknął. - Przed chwilą byłaś taka szczęśliwa, mówiłaś jak bardzo mnie kochasz, a teraz? A teraz zachowujesz się jak zwykła suka!
Wzruszyłam ramionami.
- Sorki, że jestem taką suką. Chole by nie była.
- Gdyby mi na niej zależało to byłaby tu teraz ze mną ale jesteś ty.
- A co z Cece? Twoje kochanie.
- Cece nie żyje. Zabiłem ją dla ciebie, kurwa, Violet. Dlaczego nie możesz się cieszyć, że jesteśmy tu razem i mamy spokój. Czy nie możesz choć raz być zadowolona z tego co dla ciebie robię?
Wyrzuciłam papierosa i podeszłam do Kyle kładąc mu dłonie na ramionach.
- Przepraszam, że nie potrafię być szczęśliwa. Przepraszam, że jestem suką i przepraszam, że nie jestem taka jaka mam być. - uśmiechnęłam się, ominęłam go i weszłam do środka.
KYLE PO'V
Weszła do środka. Po chwili usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Wszedłem do salonu i usiadłem na sofie. Po chwili jednak postanowiłem zobaczyć co z nią. Wstałem i wszedłem do sypialni.
Siedziała z twarzą schowaną w dłoniach. Płakała.
- Violet, przepraszam. Nie chciałem krzyczeć. - ukucnąłem przy niej i położyłem ręce na jej kolanach.
- Nie wiem co się ze mną dzieję. - szepnęła wycierając łzy. - W ciągu sekundy potrafię zmienić się z najszczęśliwszej osoby na świecie w największą sukę jaka żyje. Nie chcę by tak było.
Usiadłem obok niej i przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem delikatnie w skroń i chwyciłem za podbródek tak by patrzyła mi w oczy.
- Dali ci za dużo leków w szpitalu.
- Tak było jeszcze wcześniej.
- Ale w tedy brałaś prochy. Po porostu proszki źle na ciebie wpływają.
- Masz rację. - położyła głowę na moim ramieniu. - Zaraz mi przejdzie. - szepnęła.
- Chcesz odpocząć?
- Nie jestem zmęczona. Chociaż jestem. Tak, chcę spać. - puściłem ją, a ona przykryła się kołdrą.
- Jesteś strasznie dziwna. - mruknąłem kręcąc głową.
- Wiem i za to cię przepraszam.
Woo, przeprosiła mnie. Myślałem, że powie coś w stylu "wiem ale za to mnie kochasz" ale ona przeprosiła. Kiedyś trzeba ją było zmusić do przeproszenia kogoś, a teraz? A teraz przeprasza z własnej woli.
- Nie musisz mnie przepraszać.
- Muszę. Wiem, że jestem ciężka do zniesienia i sprawiam dużo problemów ale taki mam charakter. Nie potrafię się zmienić mimo, że bardzo chcę.
- Znam cię od dawna i potrafię z tobą wytrzymać. Nie musisz się o to bać. - uśmiechnąłem się.
- A teraz chodź tu. Ty pewnie też jesteś zmęczony. - odkryła kołdrę i wskazała mi wolne miejsce.
Położyłem się i przyciągnąłem ją do siebie.
- Nienawidzę siebie za to jaka jestem.
- Kocham cie za to jaka jesteś.
- Jestem najgorsza na świecie.
- Jesteś najlepszą osobą jaką poznałem.
- Jesteś głupi, bo nie potrafisz zauważyć jaka jestem okropna.
- Jesteś głupia, bo nie potrafisz zauważyć jaka jesteś wspaniała.
- Wal się.
- Kocham cię.
Uśmiechnęła się i pokazała mi język po czym zamknęła oczy i zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz