czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 40

Obudziłam się pod drzwiami. Czyli zasnęłam przy nich, a to wszystko to nie był sen. Wiedziałam co chcę teraz zrobić. Nie potrafiłam być pod jednym dachem z osobą, którą kochałam i mnie skrzywdziła.
Kochałam, tak, kochałam go. I tak bałam się to przyznać ale tak było. A teraz, teraz, gdy okazało się, że zabił Kyla i Jasona oraz próbował zabić Tylera nie potrafię opisać co do niego czuję. Nienawiść? Nie wiem.
Wstałam spod drzwi i podeszłam do szafy. Przebrałam się, a następnie wyciągnęłam z niej dużą walizkę, w której przyniosłam rzeczy, gdy się tu przeprowadzałam. Rzuciłam ją na łóżko, a następnie zaczęłam wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy. Kiedy to zrobiłam zapięłam ją, od kluczyłam drzwi i je delikatnie otworzyłam. Moim oczom ukazał się blondyn leżący na ziemi. Też spał pod drzwiami. Poczułam ukłucie w sercu. Przeszłam nad nim i zeszłam po cichu na dół. Weszłam do kuchni. Wszyscy najwidoczniej jeszcze spali. Wyjęłam z szafki notes i długopis i napisałam krótką notkę.
"Bardzo Was przepraszam ale nie potrafię już tu dłużej mieszkać. Nie chcę Was zostawiać ale mam dość tego, że cały czas cierpię. Wyjeżdżam i nie wrócę. Nie zmienię też numeru, więc dzwońcie jeśli będziecie czegoś potrzebowali. Może kiedyś Was odwiedzę ale na razie muszę zostać sama ze swoimi myślami. Kocham Was, Violet."
Odłożyłam długopis i wyszłam z kuchni. Ubrałam buty i kurtkę, wzięłam kluczyki i wyszłam z domu, a następnie wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Odpaliłam silnik ale nie odjechałam. Nie potrafiłam. To było zbyt ciężkie dla mnie. Nagle zauważyłam, że drzwi od domu otwierają się i na zewnątrz wychodzi Bill. Zaczęłam cofać.
- Violet! - krzyknął i zaczął biec w stronę auta ale zdążyłam wjechać na główną drogę.
Przez chwilę biegł za mną ale po kilku minutach przestał.
Zostawiłam ich samych. Czułam się winna tego, że są osłabieni ale ja już miałam dość.
Jechałam przed siebie.
Nie wiedziałam dokąd ale wiedziałam, że im dalej odjadę tym lepiej dla mnie.

--------------------------------------------------------

To najkrótszy rozdział w historii rozdziałów na całym świecie.
A więc tak: TO KONIEC.

Ale koniec pierwszej części także spokojnie.
Na razie robię sobie miesięczną przerwę od AP. Popracuję trochę nad Photograph i Where Are You When I Love You?
Ale wrócę. Podczas przerwy będę pisała rozdziały, które będą dobrze dopracowane i będą dużo ciekawsze, bo mam już w głowie pomysł, który sporo osób uważa za dobry.
W drugiej części nie będzie wielu rozdziałów. Przewiduję max 15 ale może coś przyjdzie mi do głowy i wyjdzie dłuższy.
Kolejny rozdział już 1 maja 2016r.
Do zobaczenia i kocham Was :*

czwartek, 17 marca 2016

Rozdział 39

Wzięłam łyka kawy przygotowanej przez April przeglądając gazetę.
- Znowu nic nie jesz? - Rosie usiadła obok mnie dając mi buziaka w policzek.
- Kawa mi wystarczy.
- Na cały dzień?
- Dokładnie. - pokiwałam głową odkładając gazetę.
- To nie zdrowe. - stwierdził Alex przechodząc obok nas.
- Alex, weź ją na pizze. - powiedziała Rosie.
- Ubieraj się, młoda.
- Nie, wolę zostać tu.
- Nie masz nic do gadania. Wychodzimy.

- Co tam u Billa? - spytał, gdy usiedliśmy przy stoliku.
- Nie wiem. Nie gadamy ze sobą za bardzo od kiedy wróciłam ze spotkania.
- Trzy dni. Sporo. - zaśmiał się.
- Trudno mi uwierzyć by mógł zabić swojego brata.
- Dlaczego? Jest z Brooklynu. Oczywiście, że bym go podejrzewał. Żądny zemsty starszy brat zabija młodszego brata za to, że przez niego trafił do domu dziecka. To genialne! - klasnął w dłonie.
- To głupie. - pokręciłam głową.
- Wiem, że uważasz mój pomysł za genialny ale jesteś zbyt dumna by to przyznać.
- Masz rację, myliłam się. To ty jesteś głupi.
- Jesteś genialny. - puścił do mnie oczko, gdy kelnerka kładła pizzę na naszym stoliku.
Chłopak od razu wziął kawałek i włożył go sobie do buzi.
- Słuchaj, jeśli nie chcesz to mogę zjeść całą ale no weź. Jak można nie zjeść pizzy?! - oburzył się widząc, że nie mam ochoty jeść. - Jesteś na jakiejś diecie czy coś?
- Nie, coś ty. - zaśmiałam się biorąc kawałek pizzy do ręki.
- Mam nadzieję, że po zjedzeniu nie pobiegniesz do łazienki i nie wsadzisz sobie palców do buzi.
- Ty serio jesteś głupi. - ugryzłam kawałek.
Dawno nie jadłam pizzy. Co ja mówię, dawno niczego nie jadłam. Od kilku tygodni karmię się stresem i popijam go kawą.

Po zjedzeniu całej pizzy wróciliśmy do domu. Poszłam do swojej sypialni, w której siedział Bill.
- Co ty tu robisz?
- Brakuje mi ciebie. - szepnął wstając z łóżka i podchodząc do mnie.
- Wyjdź, proszę. - położył dłonie na moich biodrach i przysunął mnie bliżej siebie.
- Wciąż sądzisz, że ja ich zabiłem.
- To nie prawda.
- To dlaczego jesteś zła.
- Nie wiem, już nic nie wiem.
- Wierzysz mi?
- Chyba tak. - westchnęłam na co delikatnie się uśmiechnął i przybliżył usta do moich.
- Tylko to chciałem usłyszeć. - zetknął nasze nosy i czoła ze sobą. A teraz powiedź, że chcesz bym wyszedł.
- Nienawidzę cię. - szepnęłam.
- Zrobię wszystko co mi powiesz.
- A jeśli nie powiem nic?
- To zrobię to co będę chciał.
- A co chcesz?
- To. - złączył nasze usta ze sobą.
Od razu pogłębiłam pocałunek przez co chłopak przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie aż w końcu położył mnie na łóżku.
Po chwili zjechał pocałunkami na moją szyję. Wydobyłam z siebie cichy jęk.
- Przestań. - poprosiłam na co chłopak odsunął się ode mnie. - Wiem do czego to zmierza.
- Oboje dobrze wiemy, że ty kochasz mnie, a ja kocham ciebie. Czemu boisz się do tego przyznać.
- Nie wiem czy to jest miłość.
- Dla mnie jest.
- Daj mi jeszcze trochę czasu.
- Daję ci go tylko dlatego, że na prawdę mi na tobie zależy.
- A teraz połóż się obok mnie, bo jestem zmęczona.
Blondyn zaśmiał się i chwilę później leżał już obok mnie.

Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Było jeszcze ciemno, a Billa nie było w łóżku. Spojrzałam na ekran telefonu - 2:56. Wyszłam z łóżka, a następnie z pokoju.  W całym domu panowała ciemność. Nagle usłyszałam krzyki kłótni. Zaczęłam iść w kierunku pokoju z którego się wydobywały. Otworzyłam powoli drzwi, a moim oczom ukazał się Bill próbujący podciąć gardło Tylerowi.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam.
- Violet. - blondyn odrzucił nóż na ziemię i puścił bruneta.
- Jaxon miał rację. Zabiłeś ich!
- Nie! Daj mi to wytłumaczyć.
Zaczęłam biec w stronę swojej sypialni. Zatrzasnęłam drzwi i zsunęłam się po nich na ziemię. Zakryłam sobie usta dłonią by mój płacz nie był słyszalny. Jedyne co słyszałam to Billa próbującego dobić się do pokoju.

czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 38

Wstałam powoli z łóżka. Przez tydzień zdążyłam wrócić do siebie. Chwyciłam do ręki swój telefon.
Jedna nieodebrana wiadomość
Przejechałam palcem po ekranie odblokowując go przy tym i weszłam w wiadomości.
Witaj, Violet. Mam lekkie problemy z pisaniem listów. Zauważyłaś, że były strasznie oklepane? Teraz wszyscy piszą te "smsy". Można zwariować! Wracając do tematu. Było mi bardzo przykro, że nie przyjechałaś na poprzednie spotkanie. Nie mogłaś zobaczyć co stało się z twoim ukochanym. Chcę byś przyjechała dziś o 16:30 do magazynów na Highland Avenue. Weź ze sobą góra trzy osoby. Nie mam ochoty na walkę, sama rozumiesz. Pozdrawiam ;)."
Odłożyłam telefon z powrotem  na stolik i podeszłam do szafy wyciągając z niej grubą bluzę i legginsy. Związałam włosy w kok i ubrałam tenisówki.
Podeszłam do drzwi i szybkim ruchem je otworzyłam.
- Właśnie chciałem zobaczyć jak czuje się moja królewna. - powiedział blondyn z cwaniackim uśmieszkiem.
- Bill, wychodzę. - ominęłam go i zeszłam po schodach na dół.
- Niby dokąd?
- Czy to ważne? Wychodzę. - wzięłam kluczyki i wyszłam z domu.
- Jadę z tobą. - szedł za mną.
- Jadę sama. - mruknęłam zajmując miejsce kierowcy i zapinając pas.
- Nie ma mowy. - usiadł na siedzeniu obok mnie i również zapiął pas.
Odpaliłam silnik i wjechałam na drogę główną.
- To gdzie jedziemy?
- Highland Avenue.
- Po co aż tam? To na drugim końcu miasta.
- Jedziemy na spotkanie. - wdepnęłam pedał gazu mocniej.
- Pojebało cię, Violet?! - krzyknął wyrzucając ręce w górę.
- Nie krzycz. - powiedziałam spokojnie patrząc na drogę.
- Nie pozwolę ci tam wejść.
- Nie potrzebuję twojej zgody, Peters.
- Sądziłem, że dobrze rozumiesz, że nie jestem Peters.
- Możesz w końcu się zamknąć? - zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
Zaparkowałam pod magazynami i wysiadłam trzaskając drzwiami.
- Poczekaj. - krzyknął na co się zatrzymałam.
- Proszę, nie próbuj mnie powstrzymać.
- Nie zamierzam... Po prostu chcę mieć pewność, że wiesz co robisz.
- Wiem. - pokiwałam głową i weszłam do środka.
Szłam według czerwonych migających strzałek.
- Tu jest strasznie. - mruknął niezadowolony Bill.
- Czego się spodziewałeś?
- Że chociaż dostanę szklankę wody na wejściu.
- Bądź już cicho i chodź. - w końcu weszłam do oświetlonego pokoju.
- Jesteś, Violet! - starszy mężczyzna, jakoś w wieku Felixa wstał z fotela i podszedł do nas. - Nazywam się Jaxon Khan. Miło mi was gościć w moich skromnych progach.
- Inaczej sobie ciebie wyobrażałam.
- Silnie umięśnionego dwudziestoletniego mężczyznę o bujnych blond włosach?
- Tak, dokładnie tak.
- Cóż, mam już swoje lata, włosy wypadły i mięśnie już nie są takie jak kiedyś.
- Powiedź mi jedno.
- Tak?
- Jak mogłeś zabić Vanessę, Jasona i... K-Kyla. - zająkałam się.
- Mój przyjaciel zabił Vanessę by was nastraszyć i pokazać wam do czego jestem zdolny ale Jasona i twojego ukochanego nie dotknąłem.
- Kto to zrobił?
- Jeden z moich pomocników. Ktoś bliski także tobie. - uśmiechnął się łobuzersko i podrapał się po siwej brodzie.
- Powiedź mi kto. Nie mam ochoty bawić się w jakieś zagadki.
- Violet, on i tak nie powie ci prawdy. - wtrącił Bill kładąc rękę na moim ramieniu.
- Bill, nie powiedziałeś jej?
- Czego mi nie powiedział?
- To on zabił twoich przyjaciół. To on jest moją prawą ręką.
Zakryłam twarz rękoma, gdy poczułam, że łzy zbierają się w moich oczach.
- Bill... - jęknęłam i wybiegłam  z magazynu.
Stałam oparta o maskę samochodu i starałam się opanować oddech.
- Violet... - poczułam dłonie na obu ramionach.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam.
- To nie prawda. Powiedział to, bo wiedział, że to cię zaboli. Chcę byś była słaba. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.
Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w jego oczy.  Było widać w nich wyraźny ból. Nie potrafiłam mu nie wierzyć.
Przytuliłam się mocno do niego i zaczęłam łkać w jego ramię.
- Shhhh... Violet. Już dobrze. Wracajmy do domu. - chwycił moją twarz i pocałował delikatnie w czoło.

Siedziałam okryta kocem na fotelu pijąc gorącą herbatę.
- Siostro...- usłyszałam głos Dylana.
- Nie ważne co chcesz powiedzieć. Idź sobie. - spojrzałam na niego na co się zaśmiał i usiadł obok mnie.
- Wiesz, że cię bardzo kocham, prawda?
- Nie koniecznie.
- Słuchaj, wiem, że między nami jest słabo ale chciałbym by było lepiej. Chcę spędzać z tobą więcej czasu i móc pocieszać cię w trudnych sytuacjach, których teraz w twoim życiu jest wiele. Jeśli ten kretyn cię rani... po prostu powiedź mi to, a to załatwię. Nie pozwolę mu ciebie krzywdzić.
- To słodkie, Dylan. Będę o tym pamiętać. - uśmiechnęłam się do niego.
- Czy wy jesteście w ogóle razem?
- Nie, zdecydowanie nie.
- Wygląda to inaczej.
- Może coś do siebie czujemy ale ja nie jestem gotowa do związku.
- Cztery miesiące. Minęły już cztery miesiące, Viol.
- To i tak cholernie boli, wiesz? Codziennie chodzę w miejsce gdzie go pochowaliśmy i rozmawiam z nim. Wiem, że tego nie słyszy ale wyobrażam sobie, że siedzimy tam razem i rozmawiamy. Mówię mu jak bardzo go kocham i że potrzebuję go. Opowiadam mu też o tym jak mi teraz trudno i jak wiele złych rzeczy przytrafia mi się od kiedy go nie ma. Codziennie śni mi się też on, kiedy zobaczyłam go martwego w aucie. Tylko w moim śnie potem otwieram oczy i on leży obok mnie i rozmawiamy. Dziwne jest to, że zawsze mówi mi o czymś co opowiadałam mu w ciągu dnia, wiesz, tam na jego grobie. Biorę to za znak tego, że mnie słucha, że jest ze mną. - otarłam łzy. - Dziwne jest też to, że, gdy siedzę tam w ogródku czuję co jakiś czas zapach jego perfum i czuję ciepło, które czułam przy tym jak mnie przytulał lub czuję jak trzyma mnie za rękę. To chore, co nie? Wiem, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle ale nie przeszkadza mi to.
- On jest z tobą. Przecież obiecał ci, że cię nigdy nie zostawi, prawda?
- Kiedy na początku chciałam skoczyć z dachu lub po prostu się powiesić, bo miałam dość i nie wytrzymywałam bez niego to coś w mojej głowie mówiło "nie! Musisz żyć. Oni nie dadzą sobie rady bez ciebie" ale obiecałam sobie, że jak wy wszyscy będziecie mieć już normalne życie to skończę to czego nie chcę już ciągnąć i po prostu spotkam się z moim skarbem.
- Na szczęście my nigdy nie będziemy mieć normalnego życia.

---------------------------------------

Zbliżam się coraz bardziej do końca przez co zaczęłam pracować nad dwoma nowymi opowiadaniami.
Photograph, który możecie zobaczyć wyżej i wejść na niego klikając w okładkę i Where Are You When I Love You?, którego okładki już nie mogę dodać, więc dodaje tutaj link http://waywily.blogspot.com/
Miłego czytania i do czwartku ;*

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 37

Kaszlnęłam powoli otwierając oczy. Siedziałam przywiązana do krzesła.
- Wspaniale, powtórka z rozrywki. - pomyślałam przypominając sobie dzień po moich urodzinach kiedy byliśmy zaproszeni na przyjęcie do magazynu.
- Violet, wszystko w porzątku? - usłyszałam głos Billa.
- Dlaczego ty też tu jesteś? - zauważyłam, że był tak samo przywiązany jak ja.
Tym razem stał dalej przez co nie mogliśmy pomóc sobie się uwolnić.
- Nie wiem. Wszystko oki? Coś cię boli?
- Chyba jest ok. - pokręciłam głową.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na ścianach zauważyłam napisy.
- "Nie uciekniecie stąd, nie tym razem", "Zginiecie tu jak on", "To zemsta" - przeczytałam na głos.
- Spokojnie, będzie dobrze. Nie pozwolę im cię skrzywdzić.
- Cholera, Bill! Jesteś przywiązany do krzesła kilka metrów ode mnie. Jak chcesz mi pomóc?
Nagle do pokoju weszła kobieta z nożem w ręku.
- Dzień dobry, widzę, że się wyspaliście. - uśmiechnęła się zatrzymując wzrok na Billu. - Jestem Andrea i będę spędzać z wami czas póki nie umrzecie.
- Co zrobiliście z resztą? - syknęłam.
- Wynieśliśmy ich i zostawiliśmy Felixowi wiadomość gdzie ich szukać. Musi się spieszyć, bo za godzinę zginą.
- Co im zrobiliście? - łagodnie zapytał Bill.
- Są w miejscu, które za jakiś czas wybuchnie. Tyle powinno ci wystarczyć.
- Wypuść nas, szmato. - krzyknęłam na co kobieta bardzo się zdenerwowała.
- Szmatą jesteś ty. - zaczęła iść w moją stronę.
Stanęła nade mną i chwilę mi się przyglądała po czym ukucnęła.
- Masz ładne nogi. - przejechała ostrzem po moim udzie.
Syknęłam z bólu i odchyliłam głowę tak by nie patrzyć na krew.
- Nie sądzisz, że masz za duży dekolt? Może rozpraszać mężczyzn. - tym razem przejechała ostrzem po mojej piersi.
Krzyknęłam próbując powstrzymać się od płaczu. Dzwoniło mi w uszach. Nie rozumiałam już co mówi do mnie kobieta. Ostatnim co usłyszałam to głos Billa, który krzyczał na Andre, że ma przestać. Dostałam z pięści w twarz, przewróciłam się razem z krzesłem na ziemię i mocno uderzyłam głową o kamienną podłogę. Wszystko co widziałam było rozmazane, a głosy nie wyraźne. Zdawało mi się, że umieram i miałam taką nadzieję, bo ból był coraz silniejszy.
- Miałaś jej nic nie zrobić! - słowa chłopka stały się bardziej zrozumiałe. - Nie nadajesz się do niczego! Idź stąd za nim zacznie wracać do normalności. - krzyczał.
Zaczęłam próbować wydostać ręce spod lin jednak na marne.
- Violet! - znów krzyknął i podbiegł do mnie. Odwiązał wszystkie więzły i położył moją głowę na swoich kolanach. - Violet, nie zamykaj oczu. Patrz na mnie. Zaraz stąd wyjdziemy i zawiozę cię do szpitala.
- Nie chcę do szpitala. - szepnęłam. Miałam sucho  gardle przez co mówienie sprawiało mi mały ból. - Zawieź mnie do domu, Spencer mi pomoże. - czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe.
- Już jedziemy. - wstał trzymając mnie na rękach. - Tylko nie zamykaj oczu, błagam cię.
Poczułam chłód powietrza na moich pół nagich nogach. Jednak to był słaby pomysł zakładać shorty i koszulkę na ramiączkach na wyjazd.
Położył mnie na tylnym siedzeniu, a sam szybko wsiadł na miejsce kierowcy i odpalił silnik.
- Nie zasypiaj. - co chwilę odwracał się i sprawdzał czy żyję.
Moje powieki same się zamknęły.

- Będzie dobrze? - usłyszałam głos.
- Bill, nie przejmuj się tak. Ona poleży tak dzień, góra dwa i znów będzie zachowywać się normalnie.
- Dziękuję, Spencer, że się nią tak dobrze zajęłaś.
Drzwi się otworzyły, a po chwili zamknęły. W pokoju było można usłyszeć tylko kroki. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam blondyna chodzącego nerwowo w kółko.
- Co mi jest? - szepnęłam.
- Violet. - uśmiechnął się i podbiegł do mnie po czym ukucnął przy moim boku. - Jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli.
- Ta laska z magazynu pocięła ci nogę i dekolt i uderzyła cię przez co upadłaś i rozbiłaś głowę.
- Rozmawiałeś z nią. Kazałeś jej iść. Znasz ją. - wciąż patrzyłam w ścianę przed sobą.
- Nie znam jej. Pewnie coś ci się przewidziało.
- Jak się uwolniłeś?
- Kiedy upadłaś podeszła do mnie. Kopnąłem ją dzięki czemu upadła i upuściła nóż. Przewróciłem się na krześle i przeciąłem linę przy rękach, a potem przy nogach.
- Aha. - mruknęłam i spojrzałam na niego. Widziałam troskę i smutek w jego oczach. - Może masz racje i może to tylko mi się przewidziało. - dotknęłam ręką tyłu głowy.
- Masz bandaż na całej głowie, nodze i oczywiście biuście. Wszystkie rany są zszyte. Spencer jest dobrym lekarzem.
- Jest. - ziewnęłam.
- Lepiej już pójdę, powinnaś się wyspać. - pocałował mnie w policzek i wstał.
- Czekaj. - zatrzymałam go. - Zostań ze mną. Śpij ze mną, na fotelu, dywanie, gdziekolwiek byle byś był tu ze mną, proszę.
- Dobrze, mała. - uśmiechnął się słabo i chwilę później leżał obok mnie mocno mnie przytulając.
- Myślałam, że umrę i szczerze mówią to miałam taką nadzieję.
- Dlaczego chciałaś umrzeć?
- To wszystko tak strasznie bolało i chciałam w końcu mieć spokój od tego wszystkiego. Mam dość tego życia.
- Ucieknijmy.
- Nie. - pokręciłam głową.
- Dobrze ale obiecaj mi, że nie zaplanujesz śmierci przed pięćdziesiątką, ok?
- Pięćdziesiąt lat to dużo?
- Nie ale jeśli wtedy nadal będziesz chciała umrzeć i nie będziesz szczęśliwa to ci pozwolę.
- Dlaczego wtedy?
- Bo do tego czasu mam jeszcze kilkanaście lat by sprawić byś była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.