czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 36

Zeszłam powoli po schodach i skierowałam się do kuchni. Usiadłam przy stole pomiędzy Rosie, a April i przetarłam oczy.
- Chcesz naleśniki? - spytał Matt nakładając jedzenie na talerze.
- Nie, dzięki.
- A chociaż kawy? - zaczął podstawiać talerze pod twarze pozostałych.
- Nie chce nic, dzięki. - pokręciłam głową i położyłam głowę na stole.
- Nie wyspałaś się? - Rosie szturchnęła mnie łokciem.
- Wyspałam i to bardzo ale słabo się czuję.
- Co jest? - mówiła biorąc łyk soku pomarańczowego.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami i wyprostowałam się.
- zabiorę cię dziś na wycieczkę. - po chwili odezwał się Bill.
- Proszę... Nie. - jęknęłam.
- Musisz się ruszyć z domu. - odezwał się Dylan.
- Chodź. - Bill podszedł do mnie, odsunął moje krzesło i pomógł mi wstać.
- Jestem w ubraniach domowych. - spojrzałam na swoje dresy i za dużą bluzę.
- Nic nie szkodzi. - podał mi moje buty po czym sam zaczął zakładać swoje.
Westchnęłam i włożyłam buty po czym przeczesałam włosy. Blondyn uśmiechnął się do mnie i chwycił mnie za rękę. Poszliśmy do auta, otworzył mi drzwi i zapiął pas, a następnie zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik.
- To... Gdzie jedziemy? - pokręciłam głową.
- Niespodzianka.
- Znamy się już jakiś miesiąc z dniami, więc powinieneś wiedzieć, że nienawidzę niespodzianek.
- Przestań. Każdy lubi niespodzianki.
- Nie, ja nie.
- Czas to zmienić. - położył dłoń na moim udzie i pokazał mi język.
Przez resztę drogi siedzieliśmy w ciszy. Po kilkudziesięciu minutach zaparkował w lesie.
Jednocześnie wyszliśmy z samochodu.
- Idziemy myśleć? - spytałam. - Zaraz będzie padało.
- I co z tego? - zmarszczył brwi i ruszył w kierunku kamienia.
Stałam oparta o samochód przez kilka minut póki nie zaczęło mi się nudzić i pobiegłam do niego.
Leżał na głazie patrząc w niebo. Podeszłam bliżej, usiadłam na nim okrakiem i przytuliłam się.
- Co jest?
- Zimno mi.
- To mogłaś zabrać kurtkę. Wiesz jaka jesteś ciężka? - usiadł przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Chciałam się przytulić. - zrobiłam smutną minę i poczułam krople deszczu na swoim ramieniu.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął i odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Możemy wracać? Będę chora. - mruknęłam marszcząc brwi, gdy zaczęło padać mocniej.
Nie odezwał się. Patrzył na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem.
- Jeśli zrobię coś głupiego, nie będziesz na mnie zła? - spytał.
- Zależy jak głupiego.
Chwycił moją twarz i pocałował mnie. Poczułam dziwnie przyjemne uczucie w brzuchu jednak odsunęłam się od niego i wstałam z jego kolan.
- Przepraszam, Violet. To było bardzo głupie, wiem.
- Nie, Bill. Nie jestem zła. Po prostu to jeszcze za wcześnie. Wiem, że Kyle nie żyje już od prawie dwóch miesięcy ale nie czuję, że jestem gotowa na nowy związek.
- Wracajmy już. - wstał, ominął mnie i poszedł do auta.

Przez całą drogę powrotną siedzieliśmy w ciszy. Kilka razy widziałam jak zbiera się do tego by coś powiedzieć jednak nie odezwał się. Po powrocie poszedł do swojego pokoju. Usiadłam w salonie i zaczęłam myśleć nad tym wszystkim. Po kilku minutach wstałam i pobiegłam do pokoju Billa. Zapukałam dwa razy i weszłam do środka. Leżał na łóżku z twarzą w poduszce. Powoli podeszłam do niego i przytuliłam go.
- To było strasznie głupie, wiem.
- Daj spokój.
- Nawet gdybyś była gotowa nie chciałabyś się ze mną umawiać. Przecież jest tylu fajnych gości. Nie wiem co mogłem sobie pomyśleć.
- Ten pocałunek... Skłamałabym gdybym powiedziała, że mi się nie podobał i że nic nie poczułam. Poczułam to co podczas pierwszego pocałunku z Kylem, a coś czego nie poczułam, gdy całowałam innych facetów. Tylko, że przy tobie to uczucie było większe, bardziej odczuwalne, przy nim było słabe.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spojrzał na mnie.
- Że mogłabym się w tobie zakochać.
- A jeśli nigdy nie będziesz gotowa?
- Przestań pieprzyć, Peters. - zmarszczyłam brwi nachylając się nad nim i delikatnie go całując w czoło.
- Jestem złym gościem, Violet. Nie wiem czy byś sobie ze mną poradziła. Moje życie jest jeszcze bardziej pojebane niż twoje.
- Wszyscy jesteśmy źli. Zabijamy ludzi.
- Nie wiesz wszystkiego.
- Oh, już wiem. Jesteś okropnym mordercą, który zabił kobietę w ósmym tygodniu ciąży po czym wymordował całą jej rodzinę, zgadłam?
- Byłaś blisko. - zaśmiał się poprawiając włosy.
Wstałam i zaczęłam tańczyć przed nim.
- Violet, wszystko ok?
- He is a loser, he's a bum, bum, bum. He lies, he bluffs, he's unreliable. He is a sucker with a gun, gun, gun, gun. - zaczęłam śpiewać.
- Kompletnie zwariowałaś? Co ty robisz?
- But mama I'm in love with a criminal and this type of love isn't rational, it's physical. - kontynuowałam podchodząc do niego i ciągnąc go za ręce tak by wstał. - Dawaj. Napewno znasz tą piosenkę.
- Nie znać piosenki Britney to tak jak tańczyć nie mając nóg.
- Jesteś wrednym dupkiem.
- All reason aside, I just can't deny, love the guy. - zanucił przyciągając mnie bliżej.
- Masz głos.
- Ty też. Matt, Spenc i pozostali też mają głos.
- Wiesz o co mi chodzi, głupku.
- Nie chciałem się chwalić ale cóż, ma się ten talent. - poprawił włosy wywracając oczami.
- Kyle strasznie fałszował ale uwielbiałam z nim śpiewać.
- Przestań pieprzyć, Darling. - podniósł mój podbródek i zbliżył swoje usta do moich.
Do pokoju weszła Hayley.
- Nie chce wam przeszkadzać ale jedziemy. - powiedziała najpoważniej jak tylko potrafiła.
Odchrząknęłam odchodząc od blondyna i poprawiając koszulkę i włosy.
- Gdzie jedziemy?
- Felix powiedział tylko, że jakieś magazyny, nic więcej nie wiem.
- Zaraz będziemy. - dziewczyna odeszła.
Poczułam ciepły oddech Billa na karku.
- To może poczekać.
- Nie, Bill, to co robimy nie jest odpowiednie. Nie jestem gotowa na związek, zrozum to.
Zbiegłam po schodach na dół i stanęłam obok Matta, który rozmawiał z Dylanem.
- Możemy ruszać. - pokiwałam głową.



Trzasnęłam drzwiami od samochodu i spojrzałam czy mój pistolet jest na miejscu.
- Wchodzimy i sprawdzamy czy jest czysto. - związałam włosy.
- A co potem? - Bill stanął obok mnie.
- Spróbujemy przeżyć. - spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami. - Idziemy. - krzyknęłam do pozostałych.
Otworzyliśmy drzwi od jednego z magazynów i wbiegliśmy do środka.
- Pusto. - krzyknął Matt rozglądając się.
Po pomieszczeniu rozniósł się dym.


-----------------------------

Mam taką małą informacje. Oficjalnie ruszyłam z nowym opowiadaniem i serdecznie zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba. Oczywiście nie zaniedbam tego American Psychopath, bo jest moim pierwszym opowiadaniem, który ma tyle wyświetleń za które oczywiście Wam bardzo dziękuję :) Posty tu będą pojawiały się co czwartek - czyli bez zmian - a tam co piątek. Miłego czytania i do kolejnego rozdziału.
Link do bloga - http://photographfanfiction.blogspot.com/2016/02/rozdzia-1.html
Nie jest jeszcze tak rozwinięty jak ten. Nie ma szablonu ani zwiastunu ale wszystko w swoim czasie.

czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 35

Usłyszałam pukanie do drzwi. Drzwi się powoli otworzyły i Matt wszedł do środka po czym zajął miejsce obok mnie.
-  Trzymasz się? - objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Już wiem jak było ci ciężko. Przepraszam, że nie starałam się ci pomóc. - oparłam głowę o jego ramię.
- Spokojnie. Ja i Van nie byliśmy tak zżyci.
- Chciałam pochować Van ale kiedy wróciliśmy do magazynu nie było już jej ciała.
- Możemy już o tym nie rozmawiać?
- Przepraszam. - odsunęłam się od niego i usiadłam po turecku.
- Co u ciebie? - położył dłoń na moim udzie.
- W porządku. Bill często do mnie przychodzi i próbuje wyrwać mnie z domu bym kompletnie nie zwariowała.
- To dziwne, że Kyle zginął akurat wtedy, gdy pojawił się Bill, a on teraz cały czas jest przy tobie.
- Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi.
- On go znalazł. Nie wiadomo kto go zabił.
- Bill by tego nie zrobił!
- Dlaczego go bronisz?
- Nie bronię. Nie sądzę by mógł zabić kogoś bliskiego. - skrzyżowałam ręce na piersi.
Nagle po pokoju rozniosło się pukanie do drzwi.
- Proszę. - mruknęłam przysuwając się bliżej do Matta.
Do pokoju wszedł Bill.
- Nie chciałem przeszkadzać.
- Miałem zamiar już wychodzić. - Matt wstał i wyszedł z pokoju po drodze uderzając blondyna w ramię.
- O co mu chodzi? - usiadł na łóżku.
Wzruszyłam ramionami i wstałam po czym podeszłam do toaletki po telefon.
- Potrzebujesz czegoś? - spytałam opierając się o biurko.
- Chciałem ci coś powiedzieć.
- Mów. - nie odrywałam wzroku od ekranu telefonu.
Usłyszałam jak wstaje i idzie w moją stronę.
- Co jest? - podniosłam głowę.
Stał bliżej niż zwykle. Wyciągnął urządzenie z moich rąk i włożył do kieszeni swoich spodni.
- Nic. - wzruszyłam ramionami. - To co chciałeś mi powiedzieć?
- Zrobiłem co chciałaś. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łóżka.
- Dużo chcę.
- Pojechałem do rodziców.
- I jak?
Usiadłam po turecku i związałam włosy w kucyk.
- Nie powiedziałem im o Kylu, bo od razu ojciec zaczął krzyczeć, że miał nadzieje, że nigdy nie wrócę, bo nie chcieli mnie. Także było super. - wzruszył ramionami i schował ręce pomiędzy uda.
- Przykro mi. - przytuliłam go.
- Też mi było ale już jest ok. - pogładził mnie po plecach.
- Chcesz porozmawiać?
- O czym? - odsunął się ode mnie.
- Nie wiem. Może coś ci leży na sercu i chcesz to zrzucić.
- Nie ale gdyby coś takiego się znalazło to ci powiem. - uśmiechnął się i położył głowę na moim ramieniu.
Nagle jego telefon zaczął wibrować. Wyciągnął go z kieszeni bluzy i wyszedł z pokoju by odebrać.
Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nagle zobaczyłam kratkę przez którą zawszę wychodziłam na dach. Przyciągnęłam krzesło, otworzyłam otwór w suficie i wyszłam na dach. Poszłam trochę dalej i usiadłam przy krawędzi. Pomyślałam sobie o tym by zsunąć się i spaść na ziemie jednak czyjeś kroki wypędziły ten pomysł z mojej głowy.
- Dobrze się czujesz? Chyba nie chcesz się zabić?
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Nie zamknęłaś.
- Bill... Dlaczego cały czas jesteś ze mną. Dlaczego nie zajmujesz się swoim życiem.
- Nie wiem. Lubię z tobą rozmawiać ale jeśli ci przeszkadzam to powiedź.
- Nie. - pokręciłam głową patrząc na moje nogi.
Chłopak usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Wszyscy są teraz dla mnie tacy mili. Starają się mi pomóc.
- To chyba dobrze, nie?
- Ale za jakiś czas będzie już normalnie. Zapomną o mnie.
- Przecież zawsze byłaś najważniejsza w tym domu.
- Ta. - zaśmiałam się. - Zawsze byłam potrzebna, gdy musieliśmy zaplanować wyjazd czy coś takiego. Nawet April nie przychodziła do mnie. Teraz przychodzi codziennie. Wtedy miałam tylko Kyla.
- Wiesz, że ciągle mówiąc o nim, nie zapomnisz?
- Nie chcę zapominać. Kochałam... Kocham go najbardziej na świecie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że już na zawsze będziesz zakochana  w nim i nie pokochasz nikogo innego.
- Nie wiem. Nie myślę o tym. - westchnęłam.
Wstałam i zaczęłam chodzić w kółko.
- Co ty robisz? Jeszcze zakręci ci się w głowie i spadniesz.
- W sumie to powinnam ci podziękować, nie? Jesteś ze mną i opiekujesz się mną.
- Nie musisz dziękować.
- Nie często dziękuję, więc powinieneś się cieszyć.
Uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie.
- Najchętniej zabrałbym cię stąd i wyjechał.
- Najpierw muszę złapać tego, który zabił Kyla.
- Po co? To i tak nie zwróci mu życia.
- Jesteś jego bratem. Myślałam, że też chcesz zemsty.
- Chciałem ale przemyślałem sobie to wszystko. Może nam coś zrobić. To niebezpieczne.
- Wiesz, ze i tak zrobię to co będę chciała?
- Wiesz, że ja w odróżnieniu od Kyla zdołam cię powstrzymać?
- Nie dasz. - zaśmiałam mu się w twarz i ominęłam go.
Zeszłam na dół i położyłam się na łóżku.
- Chcesz coś do picia? - po chwili stał przy mnie.
- Nie. - ziewnęłam. - Ale chodź tu. - poklepałam wolne miejsce obok siebie.
- Moje łózko jest dużo wygodniejsze, więc dzięki.
- Koszmary są jeszcze gorsze. Pamiętasz jak spałam z nogami na twoich kolanach? Wtedy wyspałam się jak jeszcze nigdy.
Wywrócił oczami i położył się obok. Przyciągnął mnie do siebie i okrył nas kołdrą.
- Mam dziś dobry dzień, więc wyświadczę ci tą przysługę. - mruknął delikatnie się uśmiechając.
- Dziękuję. - wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy. 

czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 34

Dylan kończył zakopywać dół. Stałam tam próbując nie płakać. Nie spałam całą noc.
- Chodźmy do środka. Zaraz będzie padać. - powiedziała Spencer.
Wszyscy ruszyli do środka. Tylko ja zostałam. Patrzyłam na miejsce, gdzie leżał Kyle. Tak bardzo chciałam go teraz przytulić. Poczułam pierwszą kroplę deszczu na ramieniu. Brakowało mi go bardzo. Znaliśmy sie od małego. Zawsze był przy mnie.
- Był moim jedynym przyjacielem. - powiedział cicho Bill.
Spojrzałam na blondyna.
- Nie miałam nikogo poza nim. Teraz jestem sama.
- A ci wszyscy w środku? Oni cię kochają.
- Ale nie rozumieją.
- Co masz na myśli?
- Rozmawiają ze mną jakby nigdy nic. Kyle widział, że jestem chora i dlatego uważał na wszystko co mówi i rozumiał o co mi chodzi. Zawsze.
Chłopak przeniósł wzrok na mnie.
- Chora?
- Jestem psychiczna. To miejsce mnie do tego doprowadziło. Moje nastroje potrafią zmienić się w ciągu sekundy. Teraz mogę płakać, a za chwilę będę się śmiać tak bardzo, że nie będę potrafiła oddychać. on wiedział jak mi pomóc. On znał mnie jak nikt inny.
- Może nie chciałaś by inni znali cię tak jak on. Chodzi mi o to, że kiedy inni chcieli ci pomóc to ty nie chciałaś, bo oni przecież nie byli nim. Nie rozumiałaś, że ktokolwiek inny może pomóc ci tak jak on. A on? A on ci nie pomagał. Po prostu mówił ci coś, a ty to brałaś za pomoc, bo nikomu innemu nie pozwoliłaś się wypowiedzieć. Może taka Spencer powiedziałaby ci dużo więcej niż on. Ona by ci pomogła.
- Czy ty go właśnie obrażasz?
- Nie, nie o to mi chodzi. Próbuję ci właśnie pomóc. Jak on ci pomagał?
- Zostawiał mnie samą bym mogła pomyśleć. Przytulał mnie lub kazał odpocząć.
- Rozmawialiście?
- Czasami.
- Rozmowa daje dużo.
- Nie znasz mnie.
- Więc chcę cię poznać. Moim życiowym celem będzie ci pomóc.
- To nie jest śmieszne.
Spojrzałam na niebo. Ciemna chmura przeszła i znów było jasno.
- Mówię serio. Chce ci pomóc. Kyle chciałby bym spróbował. Wychowaliśmy się razem. Mówił mi o tobie. Mówił, że jesteś wspaniała. Pozwól mi cię poznać.
- Zawieziesz mnie gdzieś?
- Chcesz mi coś zrobić?
- Nie. Ale jeśli mnie nie zawieziesz to zmienię zdanie, rozumiesz?
- Muszę iść po kluczyki. Czekaj przy aucie, ok?
- Mam kluczyki. Możemy skończyć zadawać pytania?
- To zabawne, nie uważasz?
- Skończ już, bo cię uderzę.
- Dobra, dobra. - podniósł ręce w geście obronnym.
Poszliśmy do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy.
- Gdzie jechać? - odpalił silnik.
- Przy pierwszym zakręcie musisz skręcić w prawo. Potem cały czas prostu aż do lasu.
- Zaczynam się ciebie bać. - wjechał na główną drogę po czym skręcił w prawo.
- Możesz zadawać pytania. - powiedziałam biorąc ze schowka kilka gum do żucia i włożyłam je sobie do buzi.
- Straciłaś matkę, teraz Kyla. Jak ty jeszcze normalnie funkcjonujesz?
- Jakoś daję radę. Nie wiem jak ale daję. Po stracie matki brałam prochy. Przed też ale nie aż tak dużo. Kyle to zauważył i wszystko wyrzucił karząc mi przestać.
- Teraz, gdy go już nie ma. Wrócisz do prochów?
- Nie. Obiecałam mu, że przestanę. Odejdziesz czy zostaniesz z nami?
- Myślałem, że to ja zadaję pytania. Ale tak, zostanę. Chcę ci pomóc. Potem może zniknę. Chciałaś chodzić do szkoły ale ci nie pozwolili czy sama z siebie zrezygnowałaś?
- Sama z siebie. Po części oni mi kazali przestać chodzić na zajęcia ale w większości ja postanowiłam to olać. Tak po prostu znikniesz? Pomożesz mi i zostawisz mnie?
- Mogę cię zabrać ze sobą. Ale najpierw ci pomogę. Chcę być dobrym przyjacielem, więc będę cię chronić tak jakby chciał tego Kyle. To tutaj? - wskazał palcem na miejsce w którym kilka dni temu zostawiliśmy samochód.
- Tak. - pokiwałam głową.
Chłopak zaparkował auto i oboje wysiedliśmy z auta.
- Chciałaś pooddychać świeżym powietrzem?
- Nie, chodź. - powiedziałam i ruszyłam w stronę kamienia.
Po kilku minutach przedzierania się przez krzaki znalazłam wielki kamień i usiadłam na nim.
- Chciałaś posiedzieć na kamieniu? - usiadł obok mnie. - A więc lubisz kamienie.
- Nie. To skała przemyśleń. Kyle mi ją pokazał. Siedzisz tu i myślisz. Spróbuj.
Chłopak zamknął oczy i zaczął myśleć. Po kilku minutach ciszy stwierdziłam, że zrobię to samo. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o jego ramię. Zaczęłam myśleć o wszystkim co miałam z Kylem. O naszych planach. O tym jak bardzo chciałabym by był. O tym jak bardzo go kocham i nie potrafię żyć bez niego. Zaczęłam płakać.
- Hej, Viol... - powiedział to tak spokojnie jak Kyle za każdym razem, gdy wpadałam w furię.
Podniosłam głowę z jego ramienia i przetarłam oczy rękawami od bluzy.
- To chyba nie jest dobry pomysł. Nie powinnaś myśleć, bo myślisz o nim. - wstał i podał mi dłoń.
Wstałam i otrzepałam spodnie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Tak bardzo chcę by tu był. - płakałam w jego ramię.
- Wiem, Violet. Ja też bardzo bym tego chciał.
- Nie potrafię żyć bez niego. Potrzebuję go.
- Znalazłem go. Próbowałem wszystkiego ale dostał prosto w serce. Nie dało się nic zrobić. - pociągnął nosem jeszcze mocniej mnie przytulając.
Też płakał. Znał Kyla tak samo długo jak ja. Wychowali się razem.
- Co powiemy jego rodzinie? Przecież jego mama dzwoniła do niego co tydzień.
- Musisz tam pojechać i im powiedzieć. Mogę cię zawieść.
- Nie, to by ich zabiło. Skoro znasz go od małego to wiesz jaki był ważny dla swoich rodziców.
Chłopak puścił mnie i zaczął iść w stronę auta.
- Gdzie idziesz?! - krzyknęłam biegnąc za nim.
- Wracamy do domu, Violet.
- Dlaczego zmieniasz temat?
- Nie ważne, ok? Nie chcę ciągnąć tego tematu. Wiem, że Kyle był ważny. Najważniejszy na całym świecie. Był tym cholernym oczkiem w głowie. Jego rodzice by umarli na zawał, gdyby się dowiedzieli. Masz racje. Zoe też by się załamała. Strata starszego brata? To okropne, nie sądzisz?
- Co z tobą? - stanęłam tak by nie mógł otworzyć drzwi od auta.
- Przecież ci powiedziałem.
- Jak mam ci pozwolić mnie poznać skoro ja nie znam ciebie. Sekret za sekret.
- A co ty możesz zrozumieć? - zaśmiał się. - Byłaś chowana w idealnej rodzinie. Bez kłótni. Wszyscy mieliście tak cholernie świetne życie.
Zaczęło padać.
- Świetne, tak? Chowałam się bez biologicznego ojca, a ojczym znęcał się nade mną. Może na zewnątrz wyglądało to idealnie ale w środku? Krzyczał na mnie, bił mnie. Nigdy nie miał dla mnie czasu. Mój prawdziwy ojciec też ma mnie w dupie, bo ma Dylana. Swojego idealnego synka. Pewnie nawet nie ruszyło go to, że mnie postrzelili i że mogłam umrzeć. Moją matkę straciłam przez wybuch bomby o czym świetnie wiesz. Ale tak, masz rację. Miałam świetne życie.
- Nie wiedziałem, że było aż tak źle. Przepraszam, Violet.
- Teraz twoja kolej.
- To ciężkie dla mnie.
- To też było dla mnie ciężkie.
- Możemy wsiąść?
- A opowiesz mi co się takiego stało?
- Dobra, powiem ci.
Obeszłam samochód dookoła i wsiadłam do środka zapinając pas.
- Urodziłem się przed Kylem. Kilka miesięcy po moim urodzeniu matka zaszła znów. Kiedy urodziła pojawiły się problemy z pieniędzmi. Nie starczało na dwójkę, więc jedno było trzeba oddać. Kyle był za mały, a poza tym od razu po urodzeniu rodzice zauważyli w nim "to coś". Trafiłem do domu dziecka. Rodzice przez kilka pierwszych lat mnie odwiedzali. Obiecali, że wezmą mnie do domu, gdy z pieniędzmi będzie już dobrze. Kyle też mnie odwiedzał. Bawiliśmy się razem. Z kasą się polepszyło, mieli mnie wziąć do domu ale matka zaszła z Zoe. Zapomnieli o mnie. Nikt mnie nie chciał adoptować, więc siedziałem tam. Kiedy skończyłem siedemnaście lat twój ojciec przyszedł po mnie razem z Kylem. Wziął mnie pod swój dach. Cieszyłem się, że w końcu będę miał rodzinę. Byłem mu strasznie wdzięczny. Potem dał mi wybór. Nie chciałem odchodzić ale czułem,  że tak będzie lepiej. I odszedłem.Potem Felix znów po mnie zadzwonił i tu jestem.
- Kyle nigdy nie mówił mi, że ma brata.
- Zmieniłem nazwisko i stwierdziliśmy, że nie będziemy nazywać siebie braćmi.
- Przykro mi.
- Dlatego nie chcę jechać. Wiem, że oni bedą winić mnie, bo tam byłem i mogłem go uratować. Obwiniali by mnie za to, że nie dałem się zastrzelić za niego. Nie chcę ich nawet znać.
- Bill, powinieneś z nimi porozmawiać. Nie będą cię przecież za to winić. Powiedź im co leży ci na sercu. - położyłam dłoń na jego ramieniu i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie dzisiaj. Teraz wracamy do domu i idę spać. - westchnął i odpalił silnik.

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 33

- I jak się bawiłaś? - spytał Bill podczas naszej drogi powrotnej do domu.
- Myślałam, że będzie gorzej.
- A ja nie myślałem, że twoje rzeczy będą aż tak ciężkie. - jęknął.
Dzisiaj przez caly dzień chodziliśmy od sklepu do sklepu. Felix dał mi dużo kasy dzięki czemu mogłam zaszaleć.
- Sam zaproponowałeś, że ponosisz.
- Zaproponowałem to jak miałaś jedną torbę.
- Ale ja ci mówiłam, że jeszcze pójdę do kilku sklepów.
- Byłaś wszędzie.
- Właśnie.
- Nie wiem jak Kyle z tobą wytrzymuje. - pokręcił głową.
- Masz dziewczynę? - spojrzałam na niego.
- Co? - zaczął się śmiać. - Nie.
- Dlaczego?
- Nie mam czasu.
- Ale masz czas by chodzić ze mną na zakupy. - uśmiechnęłam się lekko.
- To inna sprawa. Kyle nie mógł iść, a ty strasznie chciałaś wyjść. Sama rozumiesz.
- Mogłeś się teraz umówić z jakąś dziewczyną. Spencer jest fajna.
- Jest fajna ale nie w moim guście.
- A jaki jest twój gust?
- Nie wiem. Ty jesteś fajna. - uśmiechnął się spuszczając głowę w dół.
- A Aria? Co sądzisz o niej?
- Możemy już nie gadać o dziewczynach? Nie chcę być uwiązany. - spojrzał na mnie.
- Dobra. - mruknęłam przewracając oczami.
- Dziękuję. - westchnął. - Przypomnij mi czemu idziemy pieszo?
- Bo tak zdrowo. I Felix nie dał kluczyków. Ale już jesteśmy. - spojrzałam na budynek który był naszym domem.

- Gdzie to postawić? - spytał Bill, gdy zamykałam drzwi.
- Nie wiem. Obojętnie. - wzruszyłam ramionami.
- Dobrze się bawiłaś, kochanie? - Kyle stał oparty o ścianę i przyglądał się nam.
- Bardzo. - podbiegłam do niego i mocno przytuliłam.
Chłopak pocałował mnie w czoło na co szeroko się uśmiechnęłam.
- Dzięki, że ją pilnowałeś. - powiedział do Billa, który ominął nas z delikatnym uśmiechem i poszedł do góry.
- Chcę jeść. Teraz, natychmiast. - mruknęłam.
- Mam cię nakarmić?
- Zanieść do kuchni. - poruszyłam zabawnie brwiami przez co chłopak wybuchł śmiechem.
- Jak sobie życzysz, królewno. - przerzucił mnie przez ramię i zaniósł do kuchni po czym posadził na blacie. - Coś jeszcze?
- Daj jeść. - podszedł do mnie, a ja położyłam mu ręce na ramionach.
- A może daj buzi?
- Jedzenie jest fajne, ty nie. - pokręciłam głową.
- Ok. - odsunął się. - To żegnam. - pokiwał do mnie i wyszedł z kuchni.
- Ej! - krzyknęłam wyrzucając ręce w górę.
Wstałam i poszłam za nim.
- Nie dałeś mi jeść.
- Nie dałas mi buzi.
- Powiedziałeś jej? - spytał Matt przechodząc obok nas.
- O? - zmarszczyłam brwi.
- Chodź. - Kyle pokręcił głową i pociągnął mnie w stronę pustego pokoju. - Jutro rano jedziemy na spotkanie tym całym szefem tego wszystkiego. Dostaliśmy dziś informacje.
- Świetnie. Nie mogłam się doczekać.
- Ty zostajesz. Nie minął miesiąc.
- Przestań, nie puszczę was samych.
- Violet, nie idziesz i koniec.
- Boję się o ciebie.
- A ja o ciebie przez co się denerwuję, tak będę spokojny.
- Proszę, Kyle. - powiedziałam błagalnym głosem.
- Przykro mi, kochanie. - pogładził mój policzek.
Obróciłam się na pięcie i poszłam do salonu po czym położyłam się na kanapie i przykryłam kocem.

Obudziły mnie ciche kroki.
- Bill, rozumiem, że prowadzisz nocne życie no ale weź... - przetarłam oczy.
- Cicho. Obudzisz ich jeszcze. - szepnął. - Chcesz herbaty? - usiadł przy mnie z dwoma kubkami herbaty.
- Miałeś w planach mnie obudzić czy zrobiłeś dwie dla siebie?
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Chodź. - szepnął i poszedł do frontowych drzwi po czym wyszedł.
Szybko wstałam i poszłam za nim. Siedział na schodach. Usiadłam obok niego, a on podał mi kubek.
- Dzięki. - mruknęłam.
- Miałaś zły sen.
- Skąd wiesz?
- Wierciłaś się strasznie.
- Śniło mi się, że zabili Kyla, a moje sny w 68% się zawsze sprawdzają.
- Masz jeszcze 32% szans, że to tylko kolejny zły sen.
- Nienawidzę złych snów. Rosie mówi, że kiedy śpi z Alexem złe sny znikają i przy Kylu powinnam mieć tak samo.
- Może nie włączyłaś jeszcze tej opcji?
- Wiesz jak to zrobić?
- Zmienić faceta.
- Śmieszne. - przewróciłam oczami i wzięłam łyk herbaty.
- Sorki. Jestem strasznie zmęczony, a za trzy godziny jedziemy na spotkanie.
- Która jest?
- 4:30
- Jedziecie o 6?
- Jesteśmy umówieni na 8 ale musimy dojechać.
- Zabierz mnie.
- Nie mogę, Viol. - oblizał wargi.
- Idź spać. - pokiwałam głową. - Musisz się wyspać.
- Nie mogę spać.
- Usiądziesz. Położę ci nogi na kolanach i prześlę jakoś swoje lenistwo. - wstałam i wyciągnęłam do niego rękę, którą szybko złapał.
Poszliśmy do salonu. Usiadł na kanapie, a ja po chwili położyłam się na niej kładąc stopy na jego kolanach. Chłopak przykrył nas kocem.
- Dobranoc. - ziewnęłam.
- Dobranoc. - mruknął cicho.

- Cicho! - krzyknęłam siadając na kanapie. - Zmarłego byście obudzili.
- Mogłaś nie spać w salonie. - powiedziała Hayley wiążąc buty.
- Weźmiecie mnie?
- Wiesz, że nie możemy. - Matt wzruszył ramionami i wyszedł.
Wszyscy oprócz Billa wyszli.
- Dzięki, że przesłałaś mi trochę swojego lenistwa. Nigdy się jeszcze tak nie wyspałem. - uśmiechnął się po czym też wyszedł.
- O czym on mówi? - Rosie usiadła obok mnie.
- Spałam z nogami na jego kolanach. Czy to zdrada?
- Miałaś spodnie?
- tak.
- A on?
- Też.
- To chyba nie. - wzruszyła ramionami i przeciągnęła się. - Ap jeszcze śpi.
- Niech śpi póki może.
- Co masz na myśli.
- Póki jeszcze nie ma koszmarów.
- Ona ma swojego Alexa.
- To wszystko wyjaśnia. - przeczesałam włosy.
- Co będziemy dziś robić?
- Wezmę kąpiel i poczekam na Kyla. - wstałam i poszłam w kierunku łazienki.

Po dobrej godzinie leżenia w wannie postanowiłam wyjść z niej. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do sypialni po czyste ubrania. W czasie, gdy się przebierałam usłyszałam otwieranie drzwi. Zbiegłam po schodach na dół.
- Czemu wszyscy jesteście tacy smutni? - spytałam patrząc na płaczącą Arię.
- Violet, tak strasznie nam przykro.
- Z powodu? - serce mi stanęło, gdy zobaczyłam, że nigdzie nie ma ani Kyla ani Felixa.
- K-Kyle... O-On... - Spencer próbowała z siebie coś wydusić.
Wyszłam z domu i podeszłam do samochodu przy którym stał Felix.
- Przepuść mnie. - krzyknęłam, gdy ojciec prówał zasłonić to co było w środku samochodu.
- Nie powinnaś na to  patrzeć, Violet.
- Proszę. - zaczęłam płakać.
Mężczyzna się odsunął. Zasłoniłam usta rękoma, a łzy spływały po moich policzkach jeszcze bardziej.
- Kochanie... - szepnęłam podchodząc do chłopaka. - To nie możliwe. Przecież można mu jakoś pomóc.
- Staraliśmy się. Dostał dwa racy w brzuch i trzy w głowę. Już się nie da nic zrobić.
Zamknęłam oczy. Czułam jak miękną mi nogi, więc usiadłam na ziemi. Schowałam twarz w kolanach i zaczęłam głośno płakać.
- Przykro mi. - Felix uklęknął przy mnie i położył mi dłoń na ramieniu.
- Powiedź mi, że to tylko jeden z tych koszmarów.
- Niestety nie tym razem.
- Już nigdy nie zasnę. W noc śniło mi się,że go ktoś zabił i teraz co? On jest martwy. Moje słoneczko jest martwe.
- Violet, chodźmy do środka.
- Nawet się z nim nie pożegnałam. Nie przytuliłam go ani nie powiedziałam mu nic miłego.
Felix podniósł mnie z ziemi i pomógł wejść do środka. Posadził mnie na kanapie i pogładził po głowie.
- Dasz sobie radę.
- Nie dam, tato. On nie żyje. Jedyny powód dla którego walczyłam był on, a teraz jest martwy. Martwy, a ja nie mogę mu pomóc. Już nigdy go nie przytulę, nie pocałuję, nie powiem nic wrednego lub miłego. Nic, bo mój aniołek nie żyje.
Dylan podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Dobra wiadomość jest taka, że zabiliśmy 3/4 ludzi tego typka i znamy jego dane. I do tego możesz wrócić do pracy.
Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami.
Właśnie się dowiedziałam, że mój chłopak został zabity, a on mi mówi o dobrych wiadomościach.
- Idź. - krzyknęłam na co zerwał się na równe nogi. - Nie chcę cię widzieć. Nie pokazuj mi się na oczy ty idioto. - krzyknęłam jeszcze głośniej.
Hayley usiadła obok mnie. Położyłam głowę na jej kolanach, a ona zaczęła gładzić mnie po głowie.
- Obiecuję ci, że będzie dobrze. Nie zwrócę ci go ale zabijemy tego kto go skrzywdził. wiem, że go to nie zwróci ale pomogę ci w pozbieraniu się. Obiecuję, że będziesz jeszcze szczęśliwa i będziesz miała swoją wymarzoną rodzinę. - szepnęła.

***********************************

Strasznie chciałam napisać ten rozdział ale cały czas go przekładałam, bo mówiłam sobie, że za wcześnie itp. W końcu jednak stwierdziłam, że to ten moment. Teraz akcja bardziej się rozkręci i będzie się działo o wiele więcej. Mam nadzieję, że mnie nie nienawidzicie za to, że zabiłam Kyla. Aby moja wizja się spełniła musiałam zabić albo jego albo Violet. Jednak Violet jest tą najważniejszą postacią w okół której wszystko się kręci więc musi żyć. 
 Jeśli chcecie to napiszcie co sądzicie o rozdziale i jak myślicie co będzie dalej. Chętnie wszystkie komentarze przeczytam i w razie pytań odpowiem. Gdybyście chcieli skontaktować się ze mną w inny sposób to zapraszam na mojego twittera - @barbieisabitchx (zawsze daję fback ale na wszelki wypadek spytajcie ;) ).
 Pa xx