czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 34

Dylan kończył zakopywać dół. Stałam tam próbując nie płakać. Nie spałam całą noc.
- Chodźmy do środka. Zaraz będzie padać. - powiedziała Spencer.
Wszyscy ruszyli do środka. Tylko ja zostałam. Patrzyłam na miejsce, gdzie leżał Kyle. Tak bardzo chciałam go teraz przytulić. Poczułam pierwszą kroplę deszczu na ramieniu. Brakowało mi go bardzo. Znaliśmy sie od małego. Zawsze był przy mnie.
- Był moim jedynym przyjacielem. - powiedział cicho Bill.
Spojrzałam na blondyna.
- Nie miałam nikogo poza nim. Teraz jestem sama.
- A ci wszyscy w środku? Oni cię kochają.
- Ale nie rozumieją.
- Co masz na myśli?
- Rozmawiają ze mną jakby nigdy nic. Kyle widział, że jestem chora i dlatego uważał na wszystko co mówi i rozumiał o co mi chodzi. Zawsze.
Chłopak przeniósł wzrok na mnie.
- Chora?
- Jestem psychiczna. To miejsce mnie do tego doprowadziło. Moje nastroje potrafią zmienić się w ciągu sekundy. Teraz mogę płakać, a za chwilę będę się śmiać tak bardzo, że nie będę potrafiła oddychać. on wiedział jak mi pomóc. On znał mnie jak nikt inny.
- Może nie chciałaś by inni znali cię tak jak on. Chodzi mi o to, że kiedy inni chcieli ci pomóc to ty nie chciałaś, bo oni przecież nie byli nim. Nie rozumiałaś, że ktokolwiek inny może pomóc ci tak jak on. A on? A on ci nie pomagał. Po prostu mówił ci coś, a ty to brałaś za pomoc, bo nikomu innemu nie pozwoliłaś się wypowiedzieć. Może taka Spencer powiedziałaby ci dużo więcej niż on. Ona by ci pomogła.
- Czy ty go właśnie obrażasz?
- Nie, nie o to mi chodzi. Próbuję ci właśnie pomóc. Jak on ci pomagał?
- Zostawiał mnie samą bym mogła pomyśleć. Przytulał mnie lub kazał odpocząć.
- Rozmawialiście?
- Czasami.
- Rozmowa daje dużo.
- Nie znasz mnie.
- Więc chcę cię poznać. Moim życiowym celem będzie ci pomóc.
- To nie jest śmieszne.
Spojrzałam na niebo. Ciemna chmura przeszła i znów było jasno.
- Mówię serio. Chce ci pomóc. Kyle chciałby bym spróbował. Wychowaliśmy się razem. Mówił mi o tobie. Mówił, że jesteś wspaniała. Pozwól mi cię poznać.
- Zawieziesz mnie gdzieś?
- Chcesz mi coś zrobić?
- Nie. Ale jeśli mnie nie zawieziesz to zmienię zdanie, rozumiesz?
- Muszę iść po kluczyki. Czekaj przy aucie, ok?
- Mam kluczyki. Możemy skończyć zadawać pytania?
- To zabawne, nie uważasz?
- Skończ już, bo cię uderzę.
- Dobra, dobra. - podniósł ręce w geście obronnym.
Poszliśmy do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy.
- Gdzie jechać? - odpalił silnik.
- Przy pierwszym zakręcie musisz skręcić w prawo. Potem cały czas prostu aż do lasu.
- Zaczynam się ciebie bać. - wjechał na główną drogę po czym skręcił w prawo.
- Możesz zadawać pytania. - powiedziałam biorąc ze schowka kilka gum do żucia i włożyłam je sobie do buzi.
- Straciłaś matkę, teraz Kyla. Jak ty jeszcze normalnie funkcjonujesz?
- Jakoś daję radę. Nie wiem jak ale daję. Po stracie matki brałam prochy. Przed też ale nie aż tak dużo. Kyle to zauważył i wszystko wyrzucił karząc mi przestać.
- Teraz, gdy go już nie ma. Wrócisz do prochów?
- Nie. Obiecałam mu, że przestanę. Odejdziesz czy zostaniesz z nami?
- Myślałem, że to ja zadaję pytania. Ale tak, zostanę. Chcę ci pomóc. Potem może zniknę. Chciałaś chodzić do szkoły ale ci nie pozwolili czy sama z siebie zrezygnowałaś?
- Sama z siebie. Po części oni mi kazali przestać chodzić na zajęcia ale w większości ja postanowiłam to olać. Tak po prostu znikniesz? Pomożesz mi i zostawisz mnie?
- Mogę cię zabrać ze sobą. Ale najpierw ci pomogę. Chcę być dobrym przyjacielem, więc będę cię chronić tak jakby chciał tego Kyle. To tutaj? - wskazał palcem na miejsce w którym kilka dni temu zostawiliśmy samochód.
- Tak. - pokiwałam głową.
Chłopak zaparkował auto i oboje wysiedliśmy z auta.
- Chciałaś pooddychać świeżym powietrzem?
- Nie, chodź. - powiedziałam i ruszyłam w stronę kamienia.
Po kilku minutach przedzierania się przez krzaki znalazłam wielki kamień i usiadłam na nim.
- Chciałaś posiedzieć na kamieniu? - usiadł obok mnie. - A więc lubisz kamienie.
- Nie. To skała przemyśleń. Kyle mi ją pokazał. Siedzisz tu i myślisz. Spróbuj.
Chłopak zamknął oczy i zaczął myśleć. Po kilku minutach ciszy stwierdziłam, że zrobię to samo. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o jego ramię. Zaczęłam myśleć o wszystkim co miałam z Kylem. O naszych planach. O tym jak bardzo chciałabym by był. O tym jak bardzo go kocham i nie potrafię żyć bez niego. Zaczęłam płakać.
- Hej, Viol... - powiedział to tak spokojnie jak Kyle za każdym razem, gdy wpadałam w furię.
Podniosłam głowę z jego ramienia i przetarłam oczy rękawami od bluzy.
- To chyba nie jest dobry pomysł. Nie powinnaś myśleć, bo myślisz o nim. - wstał i podał mi dłoń.
Wstałam i otrzepałam spodnie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Tak bardzo chcę by tu był. - płakałam w jego ramię.
- Wiem, Violet. Ja też bardzo bym tego chciał.
- Nie potrafię żyć bez niego. Potrzebuję go.
- Znalazłem go. Próbowałem wszystkiego ale dostał prosto w serce. Nie dało się nic zrobić. - pociągnął nosem jeszcze mocniej mnie przytulając.
Też płakał. Znał Kyla tak samo długo jak ja. Wychowali się razem.
- Co powiemy jego rodzinie? Przecież jego mama dzwoniła do niego co tydzień.
- Musisz tam pojechać i im powiedzieć. Mogę cię zawieść.
- Nie, to by ich zabiło. Skoro znasz go od małego to wiesz jaki był ważny dla swoich rodziców.
Chłopak puścił mnie i zaczął iść w stronę auta.
- Gdzie idziesz?! - krzyknęłam biegnąc za nim.
- Wracamy do domu, Violet.
- Dlaczego zmieniasz temat?
- Nie ważne, ok? Nie chcę ciągnąć tego tematu. Wiem, że Kyle był ważny. Najważniejszy na całym świecie. Był tym cholernym oczkiem w głowie. Jego rodzice by umarli na zawał, gdyby się dowiedzieli. Masz racje. Zoe też by się załamała. Strata starszego brata? To okropne, nie sądzisz?
- Co z tobą? - stanęłam tak by nie mógł otworzyć drzwi od auta.
- Przecież ci powiedziałem.
- Jak mam ci pozwolić mnie poznać skoro ja nie znam ciebie. Sekret za sekret.
- A co ty możesz zrozumieć? - zaśmiał się. - Byłaś chowana w idealnej rodzinie. Bez kłótni. Wszyscy mieliście tak cholernie świetne życie.
Zaczęło padać.
- Świetne, tak? Chowałam się bez biologicznego ojca, a ojczym znęcał się nade mną. Może na zewnątrz wyglądało to idealnie ale w środku? Krzyczał na mnie, bił mnie. Nigdy nie miał dla mnie czasu. Mój prawdziwy ojciec też ma mnie w dupie, bo ma Dylana. Swojego idealnego synka. Pewnie nawet nie ruszyło go to, że mnie postrzelili i że mogłam umrzeć. Moją matkę straciłam przez wybuch bomby o czym świetnie wiesz. Ale tak, masz rację. Miałam świetne życie.
- Nie wiedziałem, że było aż tak źle. Przepraszam, Violet.
- Teraz twoja kolej.
- To ciężkie dla mnie.
- To też było dla mnie ciężkie.
- Możemy wsiąść?
- A opowiesz mi co się takiego stało?
- Dobra, powiem ci.
Obeszłam samochód dookoła i wsiadłam do środka zapinając pas.
- Urodziłem się przed Kylem. Kilka miesięcy po moim urodzeniu matka zaszła znów. Kiedy urodziła pojawiły się problemy z pieniędzmi. Nie starczało na dwójkę, więc jedno było trzeba oddać. Kyle był za mały, a poza tym od razu po urodzeniu rodzice zauważyli w nim "to coś". Trafiłem do domu dziecka. Rodzice przez kilka pierwszych lat mnie odwiedzali. Obiecali, że wezmą mnie do domu, gdy z pieniędzmi będzie już dobrze. Kyle też mnie odwiedzał. Bawiliśmy się razem. Z kasą się polepszyło, mieli mnie wziąć do domu ale matka zaszła z Zoe. Zapomnieli o mnie. Nikt mnie nie chciał adoptować, więc siedziałem tam. Kiedy skończyłem siedemnaście lat twój ojciec przyszedł po mnie razem z Kylem. Wziął mnie pod swój dach. Cieszyłem się, że w końcu będę miał rodzinę. Byłem mu strasznie wdzięczny. Potem dał mi wybór. Nie chciałem odchodzić ale czułem,  że tak będzie lepiej. I odszedłem.Potem Felix znów po mnie zadzwonił i tu jestem.
- Kyle nigdy nie mówił mi, że ma brata.
- Zmieniłem nazwisko i stwierdziliśmy, że nie będziemy nazywać siebie braćmi.
- Przykro mi.
- Dlatego nie chcę jechać. Wiem, że oni bedą winić mnie, bo tam byłem i mogłem go uratować. Obwiniali by mnie za to, że nie dałem się zastrzelić za niego. Nie chcę ich nawet znać.
- Bill, powinieneś z nimi porozmawiać. Nie będą cię przecież za to winić. Powiedź im co leży ci na sercu. - położyłam dłoń na jego ramieniu i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie dzisiaj. Teraz wracamy do domu i idę spać. - westchnął i odpalił silnik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz