środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 23

Nie spałam całą noc. Oczy mnie strasznie piekły. Poczułam jak Kyle odgarnia włosy z mojej twarzy i delikatnie całuje mój policzek.
- Wszystkiego najlepszego, skarbie. - szepnął mi do ucha.
Sama zapomniałam, że dziś mam urodziny. Teraz mnie to nie obchodzi. To tylko kolejny rok, który udało mi się przeżyć.
- Dzięki. - mruknęłam chowając dłonie pod poduszkę.
- Śniadanie jest już pewnie gotowe. Chodźmy.
- Nie jestem głodna.
Chłopak wstał i zdjął ze mnie kołdrę.
- Przykryj mnie. - spojrzałam na niego.
- Musisz jeść.
- Nie wydaje mi się.
Chwycił mnie i wyciągnął z łóżka. Otworzył drzwi i kazał mi wyjść pierwej by wiedział, że nie zamknę drzwi i nie zakluczę się w pokoju.
Zeszliśmy na dół do kuchni.
- Najlepszego! - krzyknęli wszyscy, gdy weszliśmy.
Spojrzałam na nich dając im znak, że nie chcę obchodzić urodzin.
Znalazłam wzrokiem mojego brata wraz z ojcem. Siedzieli razem przy stole popijając kawę.
- Dziś rano przywieźli paczkę dla ciebie. - powiedziała Hayley wskazując na duże pudło owinięte papierem.
Podeszłam do prezentu i wyciągnęłam liścik schowany za wielką kokardą doczepioną do pudła.
- " Wszystkiego Najlepszego, Violet! Oh uwielbiam urodziny, a szczególnie twoje! Jesteś już taka duża. Mam nadzieję, że spodoba ci się prezent. Położysz sobie na komodzie czy może nawet powiesisz. Wiem, że trochę śmierdzi ale to przejdzie." 
Felix podszedł do nas, gdy skończyłam czytać list.
- Znam skądś ten zapach tylko nie wiem skąd. - powiedział przyglądając się prezentowi.
Sięgnęłam po nóż z blatu i wbiłam w pudło i otworzyłam je.
- O boże! - krzyknęłam czując jak robi mi się nie dobrze.
Pozostali podeszli i spojrzeli do środka.
- Violet...- Kyle przytulił mnie zasłaniając mi oczy bym dłużej nie musiała na to patrzeć.
- Nikt nie jest już bezpieczny. - powiedział Jason patrząc na zawartość.
Czułam, że będzie teraz coraz gorzej.
W pudle znajdowała się odcięta głowa Sophie bez oczu i języka. To znajdowało się w słoikach postawionych obok.
Wyrwałam się z uścisku Kyla, podbiegłam do zlewu i zwymiotowałam.
- Wynieście to stąd. - rozkazał Kyle.
Dylan i Matt chwycili pudło po czym je wynieśli.
Słyszałam jak Jason pociesza zapłakaną April.
Też płakałam ale już mniej niż dawniej. Poczułam jakby to było coś do czego jestem przyzwyczajona od małego i tak było.
Zamknęłam oczy i powoli wypuściłam powietrze.
- Violet... Obiecuję, że już nigdy nie będziesz musiała patrzeć na śmierć bliskich. - powiedział Kyle przeczesując moje włosy.
- Nie możesz tego obiecać. Moi rodzice mieli być ostatnimi, a tu naglę głowa Soph. - zaśmiałam się sarkastycznie.
- Przepraszam. - szepnął.
- Za co? Za to, że on musi być moim ojcem?- wskazałam na wchodzącego do kuchni Felixa.
- Tu jest coś jeszcze. - powiedziała Spencer odwracając karteczkę, którą wcześniej przeczytałam. - " Wyprawię ci wspaniałe przyjęcie, jutro o 14:30 tam gdzie ostatnio." 
- Zaprasza nas to pojedziemy. - klasnęłam w dłonie.

***

-Dlaczego musiałam ubrać sukienkę? - spytała Spencer wychodząc z auta. 
- Bo to jest przyjęcie i musimy ładnie wyglądać. - Hayley zamknęła lusterko i schowała je wraz z błyszczykiem  do torebki.
- Chodźmy już. - chwyciłam Kyla pod ramię i weszliśmy do środka.
W pomieszczeniu był duży stół na 17 osób, balony, dużo jedzenia i bilbord z napisem "Wszystkiego Najlepszego!" 
- Będzie ich dwóch. - szepnęłam.
Podeszłam do Dylana. 
- Masz broń? 
- Mam. - kiwnął głową.
Odeszłam do niego i powiedziałam.
- Usiądźmy. 
Podeszliśmy do stołu. Były tam plakietki z imionami. Każdy zajął miejsce. Dylan usiadł obok mnie czego się nie spodziewałam.
- Wiem, że pewnie tak nie myślisz ale ja chcę cię chronić. Jesteś moją siostrą. Nie pozwolę cię skrzywdzić. - szepnął mi do ucha. 
Kiwnęłam głową i spojrzałam na Alexa siedzącego przede mną. 
Nagle do pomieszczenia weszła kobieta, a za nią mężczyzna. Mieli maski, więc nie mogliśmy ich rozpoznać. 
- Miło, że przybyliście na nasze przyjęcie. Zorganizowaliśmy je dla ciebie, Violet. Uwielbiamy cię i chcemy byś świętowała tak jak należy. - powiedziała wesoło kobieta po czym usiadła obok mężczyzny. 
 - Dziękuję bardzo. Miło z waszej strony. - uśmiechnęłam się sztucznie.
Na stół położono ogromny tort. Przyniosła go oczywiście osoba w masce.
Było ich tu więcej. Mogą mieć przewagę. Może to być nasz ostatni posiłek. 
Mężczyzna nałożył każdemu kawałek tortu.  
                            ****
Otworzyłam oczy. Bardzo bolał mnie kark. Podniosłam głowę i spojrzałam na Dylana siedzącego obok mnie i trzymającego za ręke. 
- Co my tu robimy? - zapytałam przecierając nadgarstkiem wolnej ręki oczy.
- Coś było w naszym piciu lub torcie. Jesteśmy tu sami. Wszystkie drzwi i okna są zamknięte. - powiedział cały czas kucając przy mnie. 
Nagle wstał i podał drugą dłoń bym mogła wstać. 
Moja sukienka była podarta i miała na sobie plamy błota i prawdopodobnie krwi. 
- Co tu się jeszcze działo? 
- Prawdopodobnie zanim straciliśmy przytomność staraliśmy się bronić ale tego nie pamiętamy. - powiedział odgarniając włosy z mojej twarzy na co zrobiłam krok do tyłu. - Nie chcę cię całować. Tamto było głupie. 
- Dlaczego byłeś przy mnie i trzymałeś mnie zamiast próbować uciec? 
- Nie wiem. Może dlatego, że bałem się o ciebie? Trzymając cię czułem twój puls co oznaczało, że żyjesz. 
Zdjęłam szpilki i wyłamałam obcasy. 
- Chcesz mnie zabić? 
- Nie. 
Z obcasów wyciągnęłam dwa ostrza i jedno podałam bratu. 
- Otworzymy jakoś te drzwi. - podeszłam do drzwi i wbiłam nóż w mały otwór w nich. 
Dylan zrobił to samo. Zaczęliśmy przecinać drzwi aż w końcu odnieśliśmy wrażenie, że nigdy ich nie otworzymy.
- Violet, to nie ma sensu. 
- Nie mów tak! To się uda! - krzyknęłam cicho szlochając.
- Dlaczego płaczesz? - położył dłonie na moich ramionach. 
- Nie wiem. Jestem zbyt wrażliwa, a wrażliwość to porażka, rozumiesz? Płacząc okazuję swoją słabość, a ja nie mogę być słaba, rozumiesz? Nie mogę. Muszę być silna i nas stąd wydostać. - potrząsnęłam głową by się ogarnąć. 
- Płacz nie jest zły. Nawet najlepsi płaczą. Nikt nie jest ze stali. 
- Te drzwi są. - zaśmiałam się. 
Chłopak wziął rozbieg i uderzył w drzwi, a te upadły. 
- Wow. - powiedziałam. 
- Nie wiedziałem, że to może się udać. Chodźmy. - podał mi ręke. 
Wyszliśmy przed budynek. 
- Chyba musimy iść pieszo. - powiedziałam widząc, że nikt na nas nie czekał. 
- Nie masz butów. - wskazał na moje bose stopy. 
- Oh, to nic. - uśmiechnęłam się trzymając jego dłoń. - Idziemy. - zaczęłam go ciagnąć jak często robiłam z Kylem. 
Szliśmy rozmawiając o tym co się działo w naszym życiu zanim dowiedzieliśmy się o Felixie. Okazało się, że Dylan grał na gitarze w zespole założonym z kolegami i był kapitanem szkolnej drużyny koszykowej. 
- Skoro lubisz śpiewać to może zrobimy duet? Też coś tam śpiewam. W domu mam gitarę. 
- Czemu by nie. - powiedziałam widząc nasz dom. 
Weszliśmy do środka. Wszyscy chyba szykowali się by wyjechać po nas. 
Gdy weszliśmy przenieśli wzrok na nas. Kyle patrzył na moją dłoń, którą cały czas trzymałam dłoń Dylana. 
- Kochanie... - powiedział po chwili i przytulił mnie. - Nic ci nie jest? - spojrzał mi w oczy. 
- Nie, Dylan nas uratował. 
Kyle spojrzał na niego i po chwili powiedział
- Dzięki. Gdyby nie ty… Mogłoby się jej coś stać, wam mogłoby się coś stać. 
- Nie musisz mi dziękować. 
- Idę się przebrać. Dylan… Gdy wrócę to chce usłyszeć jak grasz! - powiedziałam wchodząc na pierwszy stopień schodów.
- Nie ma sprawy ale ty śpiewasz! - zaśmiał się. 
Wbiegłam na górę i szybko się przebrałam. Zbiegłam na dół i zobaczyłam jak wszyscy siedzą na kanapie tylko Dylan siedzi przed nimi na krześle trzymając gitarę.
- A wy co? - spytałam siadając na krześle obok nich. 
- Chcemy was posłuchać. - powiedział Felix.
- Już dawno obiecałaś, że coś zaśpiewasz. - powiedziała Aria. 
- Co grać? - spytał Dylan. 
- Umiesz California King Bed? Rihanny. 
- Oczywiście. - powiedział delikatnie przejeżdżając palcami po strunach. 
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. 
- " Chest to chest. Nose to nose. Palm to palm. We were always just that close..." - zaczęłam.
Gdy skończyliśmy wszyscy wstali i zaczęli bić brawo. 
- nie wiedziałam, że żyjemy pod jednym dachem z przyszłymi gwiazdami. - powiedziała Spencer. 
- Może w dalekiej przyszłości. - powiedziałam. 
- Viol, chodź. Możemy porozmawiać? - spytał Kyle. 
- Tak. - wstałam i poszłam za chłopakiem na taras. 
- " Gdy poczułam, że daję sobie z nami spokój, odwróciłeś się i ostatni raz mnie dotknąłeś. To sprawiło, że wszystko wydało się lepsze. Mimo to moje oczy stały się mokre. Tak zagubiona, chcę zapytać cię czy mnie kochasz ale nie chcę wyjść na słabą." - zacytował ostatnią zwrotkę piosenki. - Gdy to spiewałaś… Patrzyłaś na mnie, widziałem w twoich oczach ból. Jakbyś chciała mi powiedzieć, że to koniec, że już nie dajesz rady byc ze mną. - pogładził mnie kciukiem po policzku. - Wiem, że jest z nami coraz gorzej ale nie kończmy tego. 
- Kyle… Nie chcę tego kończyć ale sam widzisz jak jest. Kocham Cię, oczywiście, że cię kocham. Mam tylko wrażenie, że ty jesteś ze mną tylko dlatego, że widzisz to jak cierpię i nie chcesz tego pogarszać.
- Kocham Cię. Mógłbym to wykrzyczeć to całemu światu. 
- Więc to zrób. - wzruszyłam ramionami. 
- Kocham Cię. - szepnął mi do ucha. 
- Miałeś to wykrzyczeć całemu światu. 
- Ty jesteś całym moim światem, Violet. - spojrzał mi w oczy. 
Uśmiechnęłam się. Nie wiem czemu cały czas myślałam o naszym końcu. O tym, że już nie ma między nami tego co było kiedyś. On mnie kochał i pokazywał to codziennie tylko te wszystkie problemy utrudniały mi zobaczenie tego. 
- Jesteś głupi. - powiedziałam po chwili. 
- Ty też. - zaśmiał się. - Czasami mam wrażenie, że jesteś tak bardzo znudzona mówieniem "kocham cię" że każde inne słowo jest dla ciebie dobrym zamiennikiem. 
- Bo tak jest, głupku.
- Jesteś cudowna, skarbie. 
- Oh, psujesz uroki tej sytuacji. - westchnęłam. 
- Uroki tej sytuacji? I to ja jestem dziwny? 
- Tak? - zaśmiałam się przeczesując jego włosy. 
Pocałował mnie delikatnie w nos. 
- Ustalmy jeden zamiennik "kocham Cię" bo mam dość domyślania się czy mnie kochasz czy jesteś na mnie wściekła. 
- To nie jest teraz ważne. - szepnęłam przykładając swoje czoło do jego. - Teraz liczy się tylko ta chwila. Ty i ja. My. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz