sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 22

Kyle kopnął drzwi tak by się zatrzasnęły. Położył mnie na łóżku i zaczął całować po szyi ściągając ze mnie spodnie.
- Na pewno tego chcesz? - szepnął przerywając całowanie mnie. - Nie chcesz by było to w jakiejś wyjątkowej sytuacji, a nie tak na szybko tylko p oto by wkurzyć twojego brata?
- W sumie masz racje. - powiedziałam przeczesując włosy. - Poczekajmy z tym. - wstałam i podciągnęłam spodnie.
- Możesz zostać bez nich. Wiesz, będzie ci wygodnie. - zaśmiał się po czym pocałował mnie.
Oddaliłam się od niego i związałam włosy w kok.
- Tak też mi jest wygodnie. - mruknęłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- Przepraszam, że przerywam ale zaraz Hayley zabije twojego brata. - powiedziała Aria.
- Boże co ten gówniarz wyprawia. - wyszłam z pokoju i poszłam za Arią do salonu, gdzie siedzieli prawie wszyscy, a mój brat stał przed nimi jakby był władcą.
- Dobrze, że jesteś. - krzyknęła Hayley.
- Dylan, do cholery! - krzyknęłam szarpiąc go za ramię - Co ty wyprawiasz?
- Tłumaczy nam nowe zasady panujące od czasu, gdy jego stopa tu zastała. - zaśmiał się Alex. - A nie mówiłem, Violet.
- Czekaj, jakie zasady? - chwyciłam się za głowę.
- Nie można zakłócać spania nowego władcy, nie można być głośno po 23, nie można wyjść nigdzie bez poinformowania władcy, itd. - powiedziała Hayley patrząc zimnym wzrokiem na Dylana.
- Nie jesteś tu władcą, to nie ty tu panujesz. - powiedziałam próbując go nie spoliczkować.
- Jesteś moją starszą siostrą, a te powinny dzielić się z młodszymi braćmi. - poprawił włosy unikając mojego wzroku.
- Dylan, ojciec zakazał ci panowania, nie rozumiesz?
- Wiem i nikt mnie nie będzie słuchał póki ty im nie będziesz tego kazała, więc chyba wiesz co musisz teraz powiedzieć, bo inaczej będzie z tobą źle. - podniósł głowę i zaśmiał mi się prosto w twarz.
- Nie będziesz jej groził, gówniarzu. - krzyknął Kyle stając pomiędzy nami.
- Nie zdołasz jej obronić kiedy skończę. - pobiegł na górę do swojego pokoju.
- Obiecuję, że się nim zajmę. Zagramy w piłkę, obejrzymy razem mecz lub coś w tym stylu. - Felix wyszedł ze swojego biura. - Wszystko słyszałem. Wy dzieciaki jesteście strasznie głośne.
- A ze mną co zrobisz? Mnie też gdzieś weźmiesz? - spytałam krzyżując ręce na piersi.
- Kochanie, jesteś duża. Byłaś wychowywana przez pełną rodzinę, a do tego masz chłopaka i przyjaciół. On nie ma nic.
- Masz rację. Ja nie potrzebuję twojej uwagi. - uśmiechnęłam się i podeszłam do niego po czym go przytuliłam. - Jesteś wspaniałym ojcem.

KYLE PO'V

- Jesteś wspaniałym ojcem. - powiedziała wesoło przytulając go. 
Wiedziałem, że tak na prawdę miała ochotę zamknąć się w pokoju.
Odwróciła się na pięcie i spojrzała na mnie z wielkim uśmiechem. W jej oczach były łzy. 
Wiedziała, że jest jej ojcem od dwóch tygodni, a on wiedział, że ona jest jego córką od zawsze i nigdy nie pokazał jej, że mu na niej zależy tak jak w ciągu jednej minuty pokazał jak zależy mu na Dylanie. Jej ojczym nigdy nie zwracał na nią uwagi. Pamiętam, że gdy przychodziłem do niej po szkole, gdy byliśmy jeszcze w pierwszej lub drugiej  klasie podstawówki i ona szczęśliwa podbiegała do niego pokazując mu rysunek, a on zawsze odpowiadał "Nie mam teraz czasu na oglądanie twoich bazgrołów" dlatego od kiedy poszliśmy do gimnazjum zawsze, kiedy była u mnie lubiła porozmawiać z moim ojcem. 
Tydzień temu powiedziała mi, że jest szczęśliwa z powodu, że tamten gościu nie jest jej prawdziwym ojcem i teraz ma tatę, który będzie chciał jej dać tą miłość, której jej brakowało przez 18 lat. Kiedy wszedłem do sypialni kilka dni temu leżała na łóżku wymyślając, że jak to się skończy pójdą na wspólne zakupy, na koncert, a nawet na mecz mimo, że Violet ich nie znosi. Planowała jak to będzie cudownie, gdy będzie ją odprowadzał do ołtarza lub trzymał nasze dziecko po raz pierwszy. Teraz to wszystko runęło. Viol stała i patrzyła na mnie przez kilka minut i poszła na górę. Usłyszałem jak drzwi się zatrzaskują. Wyobraziłem sobie, że teraz najprawdopodobniej przyciska poduszkę do twarzy i krzyczy. Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem sprawdzić co teraz robi. Już chciałem iść na górę, gdy zatrzymał mnie Matt.
- Nie idź do niej. - powiedział.
- Dlaczego? Potrzebuje mnie.
- Nie, ona chce być sama. Odreagować. Daj jej chociaż 5 minut. Laski tego potrzebują. - uśmiechnął się do mnie delikatnie i odszedł.
Miał racje ale to była Violet. 
Dziewczyna, która potrafi płakać przez kilka godzin po czym wychodzi z pokoju i zaczyna skakać ze szczęścia. Nie wiem co może teraz zrobić. Wszedłem do góry i otworzyłem drzwi od sypialni.
- Viol... - szepnąłem.
Zacząłem się rozglądać po pokoju. Nigdzie jej nie było.
Postanowiłem wejść na dach. Tam też jej nie było. 
Ostatnim miejscem w który mogłaby teraz być to łazienka. 
Wyszedłem z pokoju i pokierowałem się do łazienki. Zapukałem trzy razy i nic. Chwyciłem za klamkę. Drzwi nie były zakluczone, więc postanowiłem wejść. 
- Violet, boże! - krzyknąłem podbiegając do dziewczyny.
Siedziała na ziemi. Obok niej był dwie puste buteleczki po tabletkach.
Była ledwo przytomna. 
- Violet. - zacząłem nią trząść - Nie możesz umrzeć. 
Podniosłem ją i włożyłem do wanny po czym odkręciłem zimną wodę. Włożyłem jej palce do buzi by wywołać wymioty. Po chwili zwymiotowała między nogi i zaczęła płakać. 
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytałem pociągając nosem i zakręcając wodę. 
- Dlaczego mnie uratowałeś? - zaczęła płakać jeszcze bardziej. 
- Kocham cię. - pocałowałem ją w głowę - I nie wybaczyłbym sobie gdybyś umarła. 
- Zobacz jakby było dobrze. Ty nie musiałbyś się już o mnie martwić, Felix by miał tylko jedno dziecko do zajmowania się, nie bylibyście już zagrożeni, bo to o mnie chodzi. Wszystko byłoby łatwiejsze. 
- Nie mów tak. - powiedziałem wychodząc z wanny po czym przykucnąłem i chwyciłem Violet za rękę - Wyjdź, wytrę cię. - wstałem i pomogłem dziewczynie wyjść.
Sięgnąłem po ręcznik i okryłem nim Violet. Nie przestawała płakać.
- Przytul mnie. - powiedziała w końcu.
Przytuliłem ją mocno. Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu.
- Shhh... - starałem się ją uspokoić.
- Jestem tu problemem. Kiedy Felix powiedział, że jest moim ojcem tak bardzo się ucieszyłam. W końcu miałabym prawdziwego tatę, który by się mną zajmował, który by pokazywał mi, że mnie kocha, a najwidoczniej jedynym mężczyzną, który zachował się kiedykolwiek wobec mnie jak ojciec był twój tata. - zaczęła dusić się łzami.
- Tak mi przykro, kochanie. - szepnąłem jej do ucha po czym pocałowałem ją w skroń.
- Chciałabym zasnąć, tak na zawsze. - spojrzała na mnie.
- Od razu bym cię obudził. - pocałowałem ją.
Po chwili Violet przerwała pocałunek, odwiesiła ręcznik i chwyciła mnie za rękę wychodząc z łazienki. Okazało się, że wszyscy domownicy usłyszeli mój krzyk i zbiegli się pod drzwi. Stali i patrzyli ze współczuciem na Violet. Najmniej przejęty był Dylan i Felix, którzy w najlepsze śmiali się i rozmawiali o grach. Spojrzałem na dziewczynę. Patrzyła na nich i płakała. Przełknęła ślinę i pociągnęła mnie do sypialni. Puściła moją dłoń i położyła się.
- Pomóc ci się przebrać? Masz mokre ubrania, przeziębisz się.
Na te słowa wstała i podeszła do szafy, szybko zmieniła rzeczy i wróciła do łóżka przykrywając się cała kołdrą.
- Dobranoc, kochanie. - powiedziałem otwierając drzwi.
- Nie idź. Zostań ze mną, proszę. - usłyszałem, gdy chciałem już wychodzić.
- Obiecuję, że za chwilę wrócę. Muszę coś tylko zrobić. - zamknąłem drzwi.
Wszyscy nadal stali przed łazienką i dyskutowali o tym co przed chwilą się zdarzyło. Szarpnąłem Felixa za ramię tak by patrzył mi wo oczy.
- Skrzywdziłeś ją mówiąc jej, że jesteś jej ojcem.
- Cieszyła się. - mruknął wzruszając ramionami.
- Cieszyła się tak bardzo, że próbowała popełnić samobójstwo. - na te słowa Felix zbladł.
- Co z nią?
- Śpi. Gdybym wszedł o minute później umarłaby. To wszystko twoja wina.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Od dziecka nie miała ojca. Ten kutas, który ją wychowywał traktował ją jakby była duchem. W ciągu tych 18 lat rozmawiali ze sobą może 5 razy jak nie mniej. Ona się tak cieszyła, że teraz jej wynagrodzisz jakoś te lata. Planowała wspólne wyjścia z tobą, a tu nagle pojawia się synek, który rujnuje jej te plany.
- Co Dylan ma z tym wspólnego? Przecież sama go tu przywiozła.
- Przywiozła go tu, bo chciałeś go odnaleźć. Zabolało ją to jak dziś powiedziałeś, że zabierzesz go na mecz, pogracie w piłkę, a gdy spytała gdzie zabierzesz ją powiedziałeś, że jest duża i ma mnie. Ja jej nie zastąpię ojca. Teraz to on ma pełną rodzinę, a ona została bez nikogo i to tylko i wyłącznie twoja wina. Gdybyś nas w to nie mieszał siedziałbym z nią teraz w kinie, a jej mama przygotowywałaby dla nas spaghetti. Gdybyś może raz usiadł z nią. Sam na sam i porozmawiał z nią o tym co czuła, gdy nie wiedziała o tobie. Co czuła, gdy była codziennie krytykowana przez swojego ojczyma, a jej matka nie mogła nic z tym zrobić. Ona cierpiała i miała nadzieję, że pomimo tego gówna, które wokół nas panuje będzie szczęśliwa. Będzie miała dwie ważne w jej życiu osoby, które zawsze ją będą kochać. Obiecałem jej, że będę ją kochać nawet po śmierci, a tobie radziłbym przed złożeniem tej obietnicy zacząć ją kochać, bo na razie w twojej głowie jest Dylan. - powiedziałem i wróciłem do sypialni.
Położyłem sie obok niej i przytuliłem się do niej.
- Długo cię nie było. Co robiłeś? - odwróciła się do mnie.
- Nic, kochanie. Musiałem z kimś porozmawiać. Teraz jest już dobrze, śpij. - uśmiechnąłem się do niej całując ją w czoło. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz