wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 18

Zaczęłam szukać ręką Kyla. Przeszukałam całe łóżko ale ani śladu po nim. Pewnie już się obudził. Przetarłam oczy i wstałam. Poczułam jak kręci mi się w głowię i chwieję się na nogach. To pewnie skutki odstawienia. Otworzyłam drzwi i wyszłam z sypialni kierując się na dół. Weszłam do kuchni i usiadłam na stołku kładąc głowę na blat.
- Potrzebujesz wody? - spytała Rosie.
- Chyba tak. - mruknęłam.
- Dziś doszedł list do ciebie. - powiedziała Aria kładąc kopertę przede mną.
Podniosłam głowę i wzięłam do rąk kopertę, którą szybko rozdarłam.
- Może od razu to spalimy? - spytałam, gdy zobaczyłam pierwsze literki.
- Od niego? - spytał Matthew.
- Tak. - powiedziałam i zabrałam się do czytania listu. - " Jesteś taka pewna, że umarli? Może są nadal żywi? Jesteś taka pewna, że twój chłopak błąka się gdzieś po domu? Może siedzi przywiązany do krzesła obok twojej nadal żywej matki? Miłego dnia, Violet." Ubierajcie się. Alex sprawdź gdzie jest ta ulica, która zapisana jest na liście. Za 5 minut ruszamy. - powiedziałam wychodząc z kuchni.

***

- Dobra, wszyscy są. - powiedziałam wsiadając do auta. - Spencer miej stałą łączność z pozostałymi w drugim aucie. Muszą wiedzieć co robić. - powiedziałam odpalając silnik i wyjeżdżając na główną drogę. 
- Violet... Oni są martwi. " - powiedziała Aria.
- Po co miałby kłamać? - spojrzałam na nią.
- By cię szybciej zabić. - mruknęła. 
Znów patrzyłam na drogę. Ona może mieć racje. Przecież policja znalazła szczątki moich rodziców. Ale to i tak nie zmienia faktu, że ma Kyla. 
- Powiedź im, że gdy tylko zaparkujemy mają przygotować broń i ruszamy. Nie mamy czasu by się zastanawiać. - powiedziałam do Spencer wciskając gaz. 

***

Alex wyważył drzwi. W środku było słychać krzyki. Dam sobie rękę uciąć, że słyszałam Kyla. Boże oby tylko nic mu się nie stało. 
Weszłam pierwsza, a pozostali od razu za mną. Szliśmy słabo oświetlonym korytarzem aż doszliśmy do pomieszczenia w którym siedział mój chłopak przywiązany do jakiegoś krzesła, a obok niego kobieta. 
- Widzę, że jesteście. - klasnął w dłonie mężczyzna.
- Mogę ci obiecać, że zginiesz tak jak twój wspólnik. 
- Oh jest nas więcej. Co tam jednego mniej - zaczął się śmiać - ale cóż... Zacznijmy grę. Tu siedzi twoja matka - wskazała na kobietę, która cały czas miała spuszczoną głowę - a tu... Twój chłopak. Możesz wybrać tylko jedną osobę. Wybierz słusznie. Masz 5 minut. 
Nagle Kyle zaczął coś krzyczeć lecz nie mogłam nic zrozumieć ponieważ miał związane usta. Podeszłam do niego i odwiązałam supeł.
- Violet, to nie jest twoja matka... - szepnął, a mężczyzna od razu odwrócił się w naszą stronę. 
- Złamałaś zasady. Nie można oszukiwać. - krzyknął. - Spotka cię kara. 
- Oh zamknij się już. - powiedziała Hayley strzelając w jego stronę. 
Mężczyzna padł. 
Wow szybko poszło. Nie musiałam walczyć, nie musiałam nikogo zabijać. Aż dziwne. W sumie to dobrze, bo i tak nie czułam się na siłach. 
Odwiązałam chłopaka i pomogłam mu wstać. 
- Wszystko w porządku? - spytałam odgarniając mu włosy, które wchodziło do jego oczu. 
- Tak, chodźmy już.
- A co z tą kobietą? - spytał Jason.
- Ona i tak zaraz umrze. Nie ma ani oczu, ani języka. Wstrzyknął jej coś do żył. Prawdopodobnie już jest martwa. 
- Nie mam ochoty na to patrzeć. Idę stąd. - powiedziała Hayley poprawiając włosy i wychodząc. 

***

- Kyle, ty żyjesz. - krzyknęła Sophie, gdy weszliśmy do domu. 
- Tak. Nic mi nie jest.
Weszłam omijając wszystkich i wchodząc na górę do swojego pokoju. Położyłam się i przykryłam po czym zamknęłam oczy. Chciałam się wyspać. Miałam nadzieję, że dzięki temu wszystkie zawroty głowy miną. Miałam chwilę spokoju o której marzyłam już od kiedy dostałam w ręce list. Nagle drzwi się otworzyły.
- Kurwa. - mruknęłam i odwróciłam się.
- Coś się stało? - spytał Kyle siadając obok mnie.
- Mam dość. - położyłam głowę na jego kolanach.
- Rozumiem cię. - zaczął bawić się moimi włosami.
- Nie, nie rozumiesz. - pokręciłam głową. 
Chłopak przetarł oczy i spojrzał w sufit. 
- Powiedziałam coś nie tak? - spytałam siadając.
- Nie. - uśmiechnął się mając łzy w oczach. - Też mam dość. Mam dość tego, że nie możemy normalnie wyjść, iść na pizzę, do parku, na plażę, nawet do sklepu. Nie możemy zachowywać się jak normalna para. Jest mi z tym źle, bo cię w to wciągnąłem. Równie dobrze mogłabyś teraz siedzieć na ławce w parku z jakimś innym fajnym chłopakiem.
- Po co mi normalny chłopak skoro mam ciebie? Szczerze to początkowo nie chciałam tu być. Nie lubiłam tych ludzi i tego miejsca. Ale teraz... Teraz to jest już część mojego życia. Oni są moją rodziną, to jest mój dom, a zabijanie to już moja praca. Nie chcę tego zmieniać póki mam ciebie przy sobie. - pogładziłam go po policzku. 
- Mówisz tak by nie było mi przykro. - zaśmiał się.
- Być może. - wzruszyłam ramionami. 
- Jesteś głupia. - mruknął.
- Wiem i to sprawia, że siedzisz tu obok i pozwalasz mi się wyżalać.
- Może to, a może cycki. - wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego próbując się nie śmiać. 
- Żartujesz sobie ze mnie, tak? - nadal próbowałam być poważna.
- Wiem, że chcesz się zaśmiać. Nie, nie żartuje. Masz fajne cycki. - też już powstrzymywał śmiech.
Nagle oboje zaczęliśmy się głośno śmiać. 
- Nienawidzę cię, Darling. - powiedział.
- Kocham Cię Peters. - mruknęłam kładąc głowę na jego ramieniu.
- A tak szczerze to siedzę tu z tobą, bo jesteś najwspanialszą osobą jaką kiedykolwiek poznałem. - uśmiechnął się całując mnie w czoło.


-----

Jestem chora, więc strasznie mi się nudzi. Efektem tej nudy jest ten rozdział (dlatego krótki i nudny, bo jest 2:13, a ja nie mogę spać) wiem, że mogłam nic nie pisać skoro miało wyjść tak beznadziejnie ale zrobiłam też nowy zwiastun (wiecie gdzie go szukać) a do niego potrzebowałam tego postu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten bezsensowny rozdział i poczekacie jeszcze troszkę na coś super :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz