niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 2

- Może mówił prawdę. Zoe ma czerwoną szafę. – powiedziała Sophie biorąc łyk kawy.
- Kiedy z nim rozmawiałam był zaskoczony, że ktoś do mni dzwonił. Jakby wiedział o co chodzi ale nie wiedział czemu ja jestem w to zamieszana. – powiedziałam siadając obok przyjaciółek na łóżku April.
- Może to ktoś komu podpadłaś? - wtrąciła April
- Gdyby tak było to umarłabym pierwsza, a on obiecał, że mnie nie skrzywdzi. – nagl usłyszałam dzwonek telefonu. Numer zastrzeożony. Odrzuciłam chyba już dziesiąty raz dziś.
- Kto to? - Sophie próbowała wyrwać mi telefon
- Nikt. – pokręciłam głową i usłyszałam odgłos sms'a
- Przeczytaj głośno – szturchnęła mnie April
- Grzeczna dziewczynka – zaczęłam – Robisz tak jak kazał twój chłoptaś. Nie odbierasz. To znaczy, że mogę na tobnie polegać. Nie dam ci spokoju. Ale nie mów też za dużo April i Sophie. Obiecałem, że nie skrzywdzę ciebie ale nic nie mówiłem o nich – skończyłam rzucając telefonem na drugi koniec łóżka – Kurwa. - skynęłam i wycyliłam się po telefon by zadzwonić do Kyla.
- O co w tym wszytkim chodzi – April ścisnęła mocniej swój kubek z herbatą. Kiedy mówiłam im o całej tej sprawie miałam szczerą nadzieję, że April coś wymyśli. Zawsze myślała najbardziej realistycznie i mała dobre pomysły.
- Kyle. Masz przyjść do April. Teraz. - krzyknęłam do telefonu i rozłączyłam połączenie z przyjacielem.
Siedziałyśmy robiąc wspólną burzę mózgów. Może i miałam wrogów ale nie do tego stopnia. Tym bardziej, że nie mogę tego psychopaty uważać za wroga skoro jest wobec mnie łagodny i nie ma złych intencji. Po chwili do pokoju wszedł Kyle. Przywitał się z nami i usiadł obok mnie kładąc rękę na moim udzie.
- Co jest mała? - spytał patrząc mi w oczy.
- Boję się. Wiem, że jestem bezpieczna ale i tak cholernie się boję. O Soph, o April, o rodzinę, o Ciebie. Nie masz się czego bać. Możesz nam powiedzieć jeśli coś wiesz. Kyle pomóż. – położyłam mu dłoń na policzku, a chłopak delikatnie się odsunął kręcąc głową.
- Dzwonił?
- Nie odbierałam ale napisał sms'a. – powiedziałam podając przyjacielowi telefon.
- Chodź. – chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić ku wyjściu
- Gdzie idziemy?
- Wychodzimy i idziemy do mnie.

----

Siedziałam na łóżku Kyla pijąc wodę. Patrzyłam na chłopaka, który chodził nerwowo po pokoju.
- Siadaj do cholery, bo mnie denerwujesz. – krzyknęłam.
- Myślę co by on od ciebie chciał.
- Nie wiem. Ale zgodzę się na wszystko byle nic ci się nie stało. - podeszłam do chłopaka i objęłam jego twarz dłońmi.
- Viol – jęknął patrząc mi w oczy – Przepraszam, gdyby nie ja to nie byłabyś w to zamieszana. To wszystko to moja wina. - odsunął się i usiadł na łóżku. Usiadłam za nim i mocno go przytuliłam.
- O czym ty mówisz?
- Nie ważne. - mruknął, a ja oparłam głowę na jaego ramieniu przytulając się jeszcze bardziej – Viol?
- Tak? - spojrzałam na niego na co ten odwrócił się do mnie i spojrzał w oczy. Robił to często i tłumaczył to tym, że moje oczy mają coś magicznego na co lubi patrzeć. Nie przeszkadzało mi to. Kiedy tak robił zapominałam o wszystkim. Czułam się bezpieczna i nie bałam się zupełnie niczego.
- Jeśli cokolwiek by się stało ale na to nie pozwolę – zaczął delikatnie wzdychając – To chcę byś wiedziałam, że – urwał i zaczął się śmiać – Od tak dawna chcę to powiedzieć, a próbuję dopiero teraz, gdy robi sie niebezpiecznie. Zawsze umiałem idealnie wybierać momenty.
- Co mam wiedzieć Kyle?
- Nie umiem ci tego powiedzieć, bo jestem ppierdolony ale pamiętaj, że zawsze będę i nigdy cię nie zostawię. Mimo wszystko. – uśmiechnął się.
- Wiem to. Z mojej strony możesz liczyć na to samo.
Szczerze to w głowie miałam skrytą nadzieję, że powie mi, że mnie kocha, że jestem dla niego wszystkim. Podobał mi się już od 2 lat. Może traktowałam go jako przyjaciela, gdy on próbował obić krok do przodu ale się bałam, że coś pójdzie nie tak i go stracę.
- Chyba już pójdę. - szepnęłam i wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi.
- Poczekaj. – Kyle wstał i złapał mnie za nadgarstek – Musisz iść? Lubię sędzać z tobą czas. Możemy pograć w karty lub scrabble. Dam ci wygrać jeśli chcesz. - zaśmiał się.
Stał kilka centymetrów ode mnie. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko. Nagle poczułam jak robi mi się gorąco. Jedna strona podpowiadała mi "Pocałuj go. Skoro siedzi ci na ogonie morderca to już nic gorszego nie może cię spotkać", a druga mówiła "Poczekaj. Jeśli będzie chciał sam cię pocałuje. Nie naciskaj. Może on potrzebuje czasu". Uśmiechał się. Tak cholernie słodko się uśmiechał. Był moją definicją perfekcji. Zrobił krok bliżej tak by nasze czoła się stykały.
- Pamiętasz jak mówiłem, że masz w oczach coś magicznego i dlatego w nie cały czas patrzę? Kłamałem. Patrzę w nie, bo są jedynym oknem na cały mój świat. Na coś co jest dla mnie ważne.
Stałam patrząc na niego i zupełnie nie orientując się co się dzieje. Zawiesiłam się. Brawo Violet, wyłączasz się w prawdopodobnie najlepszym momencie w twoim życiu. Jesteś genialna, brawo. W myślach policzkowałam sama siebie.
- Chcę byś wiedziała – zaczął, a ja poczułam, że zaczynam wszystko rozumieć i jednak ja i mój mózg potrafimy się czasem dogadać – Że mimo wszystko – znów urwał. Zaczęłam w głowie pytać się sama siebie czy tak samo wyglądam ja stojąc przy nauczycielce z matematyki i odpowiadając na pytania na które nie znam odpowiedzi. Chyba jednak w moim przypadku wygląda to bardziej komicznie – Kocham cię bardzo mocno. - w duchu skakałam jak mały zając. Jednak czekanie się opłaciło. Te 2 lata ukrywania tego wszystkiego jednak nie poszły na marne. Nagle zbliżył swoje usta do moich. Zawachał się ale po krótkim czasie pocałował mnie. Od zawsze, gdy patrzyłam na jego twarz zastanawiałam się jak on całuje i jak smakują jego usta. Teraz wiem, że jest idealnie. Odsunął się ode mnie.
- Przepraszam Violet. Powinienem dać ci czas na odpowiedź. – zaczął się tłumaczyć.
- Oh zamknij się. - mruknęłam i znów złączyłam nasze usta.
Kyle położył dłonie na moich biodrach.
- Nie mówmy narazie nic dziewczyną. – przerwałam pocałunek – One mogą być złe, bo złamaliśmy przysięgę, że nikt z nas nigdy nie zakocha się w osobie z naszej paczki.
- Jak długo będziesz chciała to ukrywać? - spytał.
- Tak długo jak będzie trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz