poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 4

- To wszystko to fikcja. Nie masz żadnej pewności. Zginiesz pierwsza.
Gwałtownie usiadłam na łóżku.  To był tylko sen, Violet. Spokojnie. Spojrzałam na budzik. 2;00 w nocy. Odchyliłam głowę do tyłu i patrzyłam w sufit. Przetarłam oczy, wstałam i podeszłam do okna. Patrzyłam przez szybę jakiś czas i nagle dostrzegłam znajome auto zaparkowane na podjeździe. Auto Hayley. Włożyłam na siebie dresowe spodnie i pierwszą koszulkę, którą chwyciłam w rękę. Cicho wyszłam z pokoju, a następnie z domu. Schowałam się za drzewem tak bym dobrze widziała kierowcę, a by on nie widział mnie. Spojrzałam w kierunku auta. Zastygłam na chwilę. W środku siedziała Hayley i Kyle. Oni, razem, na moim podjeździe. Wyszłam zza drzewa i podeszłam do samochodu.
- Widzę, że świetnie się bawicie.
Kyle spojrzał na mnie i szybko wysiadł z auta. Zaczęłam wracać do domu lecz on złapał mnie za nadgarstek.
-Daj mi wyjaśnić. - powiedział.
- Co chcesz wyjaśniać? - odwróciłam się do niego.
- Jezu, Viol - zaczął. - Hayley, Aria i Spencer są w to wszystko zamieszane tak jak ja i ty. Jesteśmy tu by sprawdzić czy nic ci nie jest. Chodź ze mną, proszę.
- Jest druga w nocy. Rano muszę iść do szkoły, a jeśli mnie nie będzie w domu to będzie to trochę podejrzane dla moich rodziców, nie sądzisz?
- Napisz im, że nie mogłaś spać i poszłaś do mnie. znaczy napisz swojej mamie, bo twój ojciec nadal mnie nie lubi. - przygryzł delikatnie wargę.
- Jest psychologiem. Wierzy, że każdy chłopak ma problemy.
- To pójdziesz ze mną? - złapał mnie za rękę.
Westchnęłam.
- Prowadź.
Uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę samochodu Hayley. Otworzył tylne drzwi i kiwnął głową na znak, że mam wsiadać. Usiadłam, a on wsiadł za mną.
- Wiem, że źle zaczęłyśmy ale zapomnijmy o tym. Musimy się wspierać. - powiedziała Hyley poprawiając błyszczyk.
- Ok.
Dziewczyna odpaliła auto i wyjechała z mojego podjazdu.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- Poznasz parę osób. Polubicie się. - uśmiechnęła się patrząc na drogę.
Położyłam głowę na ramieniu Kyla i ziewnęłam. Zmęczenie widocznie dawało o sobie znać. Wróciłam od Sophie po północy, a obudziłam się o drugiej. Potrzebuję snu, a nie wycieczek na drugi koniec miasta.
Po 20 minutach drogi Hayley zaparkowała pod dużym domem. Zgasiła auto i wysiadła. Kyle otworzył drzwi, wysiadł i czekał aż zrobię to samo. Wysiadłam, a on zamknął drzwi, chwycił za rękę i prowadził w stronę wejścia głównego domu.
Weszliśmy do salonu. Na sofie siedziała Aria ze Spencer oraz jakaś dziewczyna obok której siedział chłopak którego skądś kojarzyłam ale nie mogłam stwierdzić skąd. Wszyscy patrzyli w naszą stronę.
- A więc to jest ta, której możemy podziękować za pobudkę o drugiej? - powiedziała nieznajoma podchodząc do mnie. - Jestem Vanessa ale mów do mnie Van. - uśmiechnęła się podając mi rękę.
- Violet. - odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam jej dłoń.
- Spencer i Arię znasz, tam jest Matthew ale mów do niego Matt, Hayley też znasz, a Kyla już na pewno. - uśmiechnęła sie szeroko patrząc na chłopaka. - Siadajcie. - wskazała na wolne miejsca na sofie.
Usiadłam rozglądając się dookoła.
- Więc po co tu jestem? - przerwałam cisze panującą w pokoju od kiedy usiadłam na swoim miejscu.
- Byś przypadkiem nie sprowadziła na nas śmierci. Jezu, jak on mógł wybrać ją? Jak on mógł powierzyć nasz los jej? - oburzyła się Aria.
- "Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze." - mruknęłam. 
- Aria... To nie jej wina. Ona tego nie chciała. Nie obwiniaj jej za nic. - wtrącił Kyle zajmując miejsce obok mnie. 
- Uświadomicie mnie w końcu o co chodzi? 
- Jakimś sposobem Felix wybrał cię na osobę, która jednym niewłaściwym ruchem może sprowadzić na nas i na całe miasto falę śmierci. - powiedział Matt podając mi szklankę z wodą.
- Jakim sposobem? 

- Wydałaś mu się rozważna, dzielna i silna psychicznie jak i fizycznie. - ciągnął Matt.
- Mogę się jakoś wycofać? 
- Nie, na ma takiej możliwości. - Spencer w końcu oderwała wzrok od podłogi i spojrzała na mnie.
Wzięłam łyk wody i oblizałam wargę. 
- Za chwile powinien być tu Felix, który wyjaśni ci wszystko. Masz szczęście. Jesteś jedyną osobą, która nie musiała nic zrobić by on ci zaufał. Zobaczysz tego, którego boi się całe miasto, cały kraj, a niedługo być może cały świat. - powiedziała Van patrząc na zegarek, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. - Już jest. - wstała z sofy i poszła otworzyć drzwi. 
- Nie denerwuj się, nic ci nie będzie. On wyczuwa strach i wtedy może być nieprzyjemnie. - szepnął mi do ucha Kyle wciąż obejmując mnie. 
Nagle do pokoju wszedł dość wysoki mężczyzna. Miał zarost, okulary i włosy do ramion. Nie wyglądał groźnie choć było mona się go wystraszyć. 
- Dobry wieczór, Violet. - uśmiechnął sie podając mi dłoń. 
- Dobry wieczór. - uścisnęłam jego dłoń po czym usiadł na przeciwko mnie. 
                                                                          ***
Cała rozmowa przebiegała dosyć spokojni8e. Dowiedziałam się, że jestem bardziej bezpieczna niż Obama z wszystkimi swoimi ochroniarzami i że powinnam się cieszyć, że oni są ze mną, a nie przeciwko mnie. Około 5 wszyscy oprócz mnie i Kyla poszli do swoich pokoi, a Felix opuścił dom. 
- Dobrze by było, gdybyś tu zamieszkała. Miałbym cię na oku.
- Co miałabym powiedzieć rodzicom? "Hej, wyprowadzam się do jakiegoś domu na totalnym zadupiu razem ze wspólnikami poszukiwanego w całym kraju mordercy, bo sama jestem teraz jego wspólnikiem"? 
- Tak, właśnie. - zaśmiał się Kyle. - Lub powiedź im, że chcesz być bardziej samodzielna i zamieszkasz w akademiku jak April. 
- Odwieziesz mnie? Pogadam z nimi o tym jak wrócą z pracy. 
Chłopak przytulił mnie i pocałował mnie w czubek głowy. 
- Właśnie za to cię kocham. Zawsze umiesz sobie poradzić nawet w najtrudniejszych chwilach w życiu. Jesteś serio dzielna. 
- Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości, Kyle. - mruknęłam, a on się zaśmiał. - Odwieź mnie, nie pójdę dziś na zajęcia. Od razu, gdy rodzice wrócą pogadam z nimi o tym, że chce zamieszkać w akademiku i że mam już nawet pokój. Będą musieli się zgodzić. Zadzwonię do ciebie byś przyjechał po mnie.

1 komentarz: