Siedziałam w swoim nowym pokoju rozpakowując torbę z ubraniami. Nagle w drzwiach pojawiła się Vanessa.
- Jestes tu od godziny, a zostały Ci do rozpakowania trzy ary spodni. Dobrze Ci idzie. - usiadła obok mnie. - Zachowuj się tak jak zawsze i niczym się nie przejmuj. Nadal możesz spotykać się z przyjaciółkami. Tylko pamiętaj..
- Nie mów im o niczym, wiem. - przerwałam jej.
- Właśnie. ale to nie koniec świata, przecież mogło być gorzej. - wstała śmiejąc się. - Gdy skończysz zejdź do salonu.- powiedziała i wyszła z pokoju.
Wróciłam do rozpakowywania rzeczy. Gdy już skończyłam wstałam i rozejrzałam się dookoła. Nie czułam się tu dobrze. To nie było miejsce w którym chciałam zostać. Mimo, że dom był idealny. wzięłam kubek z kawą, który stał na stoliku nocnym i wyszłam z pokoju. Położyłam dłoń na szklanej balustradzie, a następnie delikatnie po niej przejechałam. Zeszłam po schodach na dół i udałam się w stronę salonu. Wszyscy siedzieli na wielkiej kanapie patrząc na szklany stół stojący przed nimi. Być może oni widzieli w nim cos wyjątkowego ale jak dla mnie to był zwykły szklany stolik. Usiadłam na fotelu stojącym obok kanapy i spojrzałam na Spencer, która jako jedyna patrzyła w ścianę. Po chwili do pokoju weszła trochę niższa ode mnie brunetka, którą nigdy wcześniej nie widziałam. W dłoniach trzymała teczkę pełną papierów. Podeszła do mnie i ją podała.
- Lepiej to wezmę. - powiedział Kyle natychmiastowo wyrywając mi teczkę z rąk.
Brunetka zmierzyła go wzrokiem na co on tylko wzruszył ramionami.
- Jestem Jennifer. - powiedziała dziewczyna patrząc na mnie. - A te papiery kierowane są do ciebie i tylko ty miałaś je przeczytać, a następnie stwierdzić co mamy z tym zrobić.
- Nic by z tego nie zrozumiała. - powiedział Kyle zamykając teczkę. - Nie powinna jeszcze zajmować się takimi sprawami.
- Sam powiedziałeś, że poradzi sobie z tym wszystkim, a teraz co? Próbujesz ją chronić przed wszystkim. Nawet nie chcesz dać jej szyfru do sejfu, a to właśnie ona powinna go mieć. Kyle, jeśli będziesz ją tak niańczył to ona nigdy nie będzie gotowa. - wykrzyczała Spencer wstając z miejsca. - Dałeś chociaz jej jakąś broń by w końcu sama mogła wyjść z domu czy nie ufasz jej na tyle, że do końca życia będziesz chodził za nią nawet do kibla?
Wstałam z miejsca, wyrwałam chłopakowi teczkę i pobiegłam do swojego pokoju. Zakluczyłam drzwi i usiadłam na ziemi. Zaczęłam przeglądać papiery, gdy usłyszałam glośne pukanie do drzwi. wstałam z ziemi i delikatnie otworzyłam drzwi by osobie której tak bardzo zależało by znaleść się w środku jednak się to nie udało. Lecz, gdy tylko uchyliłam drzwi chłopak natychmiastowo odepchnął je szerzej i wszedł do środka.
- Nie pozwoliłam Ci wejść. - mruknęłam zatrzaskując drzwi.
Kyle usiadł na łóżku nie mówiąc ani słowa. Postanowiłam zostać przy drzwiach i nie zbliżać się ani trochę.
- Nie zrobię Ci nic przecież, nie musisz stać. - poklepał miejsce obok siebie.
- Nie boję się ciebie ale wolę zostać tu.
Kyle wstał i podszedł do mnie. Nie miałam nawet gdzie odejść ponieważ moje plecy już stykały się ze ścianą. Chłopak położył jedną rękę na moim biodrze, a drugą odgarnął kosmyk włosów opadający na moje czoło. Po chwili przyłożył swoje czoło do mojego i patrzył w moje oczy.
- Nie. - odwróciłam głowę na co ten pocałował mnie delikatnie w policzek. - Wyjdź.
- Ufam Ci Violet.
- Tak? Właśnie przed chwilą to udowodniłeś.
- Ja się po prostu o Ciebie boję. Nie chcę by coś ci się stało. Nie darowałbym sobie tego. - szepnął, a wolną ręką odwrócił moją twarz tak bym znów na niego patrzyła.
Był cholernie poważny, a w jego oczach było widać smutek. Czułam, że za chwilę rzucę się by mocno go przytulić lub cos w tym stylu. Nie możesz Violet. Miałaś być na niego zła, pamiętasz?
- To wszystko co chciałem ci powiedzieć. Teraz wyjdę. - powiedział odchodząc ode mnie.
- Nie. - krzyknęłam. - To znaczy tak, nie, ugh. - uderzyłam pięścią o ścianę.
Chłopak znów zbliżył się do mnie i chwycił za rękę, która znajdowała się na ścianie.
- Mam zostac czy chcesz być sama?
Odeszlam od ściany i przez chwilę na niego patrzyłam. Natychmiastowo go przytuliłam. Schowałam głowę w jego szyi, gdy poczułam jego dłonie na biodrach.
- Uwierz mi, że jestem dobra w ucieczce i jeśli bym chciała to by mnie tu nie było. Nie miałabym problemu i uwierz mi, że potrafię dbać o siebie.
- wierzę Ci, skarbie. - wyszeptał bawiąc się końcówkami moich włosów.
- To dlaczego nie chcesz dać mi tego wszystkiego co potrzebuję?
- Wszystko co teraz potrzebujesz to bezpieczeństwa, które tylko ja mogę ci zapewnić.
- Jeśli mi ufasz to daj mi broń, daj mi szyfr, pozwól mi czytać papiery. - spojrzałam mu w oczy.
- Dam ci wszystko co tylko będziesz chciała. Papierów nie chciałem byś czytała tylko dlatego, że to zbyt ciężkie i ty nie dałabyś rady tego zrobić.
- Zrobię wszystko co będę musiała.
- Nie. - powiedział wsuwając mi pistolet do kieszeni dresów. - Nikogo nie zabijesz. Jeszcze nie.
- Zależy kogo.
- Kogo tylko zechcesz, skarbie. Właśnie o to chodzi. Dostałaś listę osób i masz wybrać tylko jedną ale właściwie. - powiedział puszczając mnie.
Sięgnęłam po teczkę i szybko przejrzałam listę.
- Już wiem! - krzyknęłam.
Kyle ciężko westchnął i podszedł do mnie. Pokazałam palcem na zdjęcie słodkiej nastolatki z kwiatkami uplecionymi we włosy.
- Dlaczego ona? - zapytał.
- Wygląda słodko, za słodko.
Chłopak zaczął klaskać w dłonie.
- Brawo. Połowa juz za tobą, teraz tylko ją zabij. - wskazał palec na kieszeń w której miałam broń.
Ominęłam go i wyszłam z pokoju. To nie mogło być trudne. chyba.
Zbiegłam po chodach do kuchni w której siedzieli wszyscy.
- Van szukasz adresu, Matt bierz amunicje, Aria i Hayley sprawdzicie czy nie ma nikogo na terenie jej posiadłości oprócz jej. Reszta dowie się wszystkiego później. Weźcie swoje bronie i widzimy się przy aucie za pół godziny. - powiedziałam na co wszyscy skinęli głowami.
***
Stałam z Arią i Hayley pod drzwiami czekając aż ktoś nam otworzy. Nagle w drzwiach pojawiła się nie wielka blondynka z dużymi niebieskimi oczyma. Wpuściła nas.
***
Siedziałyśmy przez 40 minut w salonie pijąc herbatę i rozmawiając o kobiecych sprawa jakbyśmy znały się od zawsze. Prawie zapominając o tym co mamy zrobić.
Gdy przyszedł czas pożegnania, gdy blondynka przytuliła mnie wyciągnęłam broń z kieszeni i przyłożyłam ją do skroni dziewczyny.
- Przepraszam. - mruknęłam, gdy poczułam coś przy mojej głowie.
Za mną stał duży facet z pistoletem przy mojej głowie.
- To nie ona dziś zginie, szmato. - powiedział. - Niech nikt się nie rusza, bo zginie.
Chwile staliśmy we trójkę w bezruchu.
Hayley i Aria mierzyły swoje pistolety w stronę mężczyzny.
Minuty mijały.
Nagle drzwi się otworzyły.
Pomieszczenie wypełnił huk wystrzeliwanego pocisku i krew.
Perfekcyjny:)
OdpowiedzUsuń