- Prowadzę raczej życie nocne. - powiedział Bill biorąc łyk wody z butelki stojącej na stole przy którym siedział. - A ty czemu nie śpisz?
- Od dłuższego czasu mam koszmary, które utrudniają mi spanie. - usiadłam obok niego.
- Też je miałem kiedy mieszkałem w Brooklynie. Wtedy najczęściej chodziłem na spacery.
- Nie bałeś się wyjść na dwór w nocy mieszkając w Brooklynie? - zaśmiałam się.
- To osoby, które tam mieszkały powinny bać się mnie. - przeczesał włosy śmiejąc się. - Jeśli chcesz możemy przejść się dookoła domu.
- Jestem w piżamie. - spojrzałam na swoją koszulkę z jakimś tekstem po angielsku i na za duże dresy. Miałam na sobie też ciepłe skarpetki i bluzę z polarem. Nie lubię, gdy jest mi zimno, więc zawsze wieczorem ubieram się grubo.
- I co z tego? Ja też. Idziemy. - wstał, chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Ubraliśmy buty i wyszliśmy.
- Palisz? - spytał wyjmując z kieszeni swoich dresów paczkę papierosów.
- Tak. - powiedziałam biorąc jednego. - Ale ani słowa Kylowi.
- Ah tak, bardzo się o ciebie martwi. - odpalił najpierw mojego papierosa, a następnie swojego.
- Jakbym tego nie wiedziała. - zaśmiałam się wypuszczając dym. - Gdzie idziemy?
- Przed siebie. - mruknął. - Opowiedz mi coś o sobie. Słyszałem, że nieźle śpiewasz i w ogóle jesteś super. - oparł się o samochód przy którym właśnie staliśmy.
- Jestem super. To prawda. - przytaknęłam.
- Zaśpiewaj mi. Kiedy nie mogłem spać słuchałem muzyki. Nie mam tu ani telefonu ani słuchawek.
- Nie śpiewam acapella.
- Musisz zrobić wyjątek. Znam fajną ławkę 5 minut stąd na której nawet możesz posadzić swoje szanowne cztery litery. - uśmiechnął się łobuzersko i zaczął iść w stronę lasu.
- Ej! - krzyknęłam biegnąc za nim. - Moja dupa jest super. Tak jak ja.
- No nie wiem. Musiałbym na nią spojrzeć i dotknąć by stwierdzić czy jest aż taka super.
- Zboczeniec? - zmarszczyłam brwi na co parsknął śmiechem i usiadł na ławce.
- Masz jakąś playlistę czy zaśpiewasz mi to co ci powiem.
- Możesz powiedzieć, a ja poszukam w playliście. - usiadłam obok niego.
- Hymm... Coś Gagi. Wiesz, ostatnio strasznie uwielbiam słuchać jej piosenek.
- Oki, coś się znalazło. - uśmiechnęłam się i związałam włosy w kucyk. - Gotowy?
- Jak jeszcze nigdy.
- "Hello hello baby you called I can't hear a thing. I have got no service in the club, you say? Say Wha-wha-what did you say huh? You're breaking up on me? Sorry I cannot hear you I'm kinda busy. K-kinda busy. K-kinda busy. Sorry I cannot hear you I'm kinda busy "
- Wow. - zaczął klaskać. - Mieli racje. Masz więcej talentu niż rozumu.
- Kto tak powiedział? - uderzyłam go w ramię.
- Twój brat. Ale nie bądź zła za to, że mówi prawdę.
- Dupek. - mruknęłam wstając i poszłam w kierunku domu.
- Ej, mała. - podbiegł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Zostaw mnie. - zdjęłam jego rękę z mojego ramienia i wyprzedziłam go.
- Nie bądź zła. - krzyknął za mną. - Jesteś mądra. Przecież żartowałem z tym, że ma racje.
Stanęłam w miejscu i obróciłam się w jego stronę.
- Dziękuję za spacer ale jestem już zmęczona. - uśmiechnęłam się i znów ruszyłam w stronę domu.
- Jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć. - krzyknął.
Weszłam do środka i położyłam się na kanapie w salonie. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Rano obudził mnie hałas. Przetarłam oczy i usiadłam po turecku.
- Co jest? - spytałam ziewając.
- Nic, szykują się. - powiedziała April, która siedziała obok mnie.
- Gdzie?
- No nie wiem. Chyba na jakieś spotkanie czy coś.
- Czemu mnie nikt nie obudził? - szybko wstałam przez co zakręciło mi się w głowie.
- Nie jedziesz. - powiedział stanowczo Dylan.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić.
- Viol, zostań. Wrócimy za godzinę, góra dwie. - Kyle podszedł i przytulił mnie.
- Dlaczego mam zostać? - pokręciłam głową.
- Bo Felix nie chce cię jeszcze narażać. Po twoim ostatnim pobycie w szpitalu nie chce ryzykować. - chłopak schylił się i delikatnie mnie pocałował. - Kocham cię. - uśmiechnął się i odszedł.
- Tonie fair. - krzyknęłam kopiąc przy tym w doniczkę, która stałą przy drzwiach.
Jednak dzięki strasznemu bólowi stwierdziłam, że to był okropny pomysł. Poszłam do gabinetu Felixa i usiadłam na fotelu czekając aż zamknie laptopa i mnie posłucha.
- Tak, Violet? - po kilku minutach spojrzał na mnie i pogładził swoje wąsy.
- Też chcę brać udział w wyjazdach.
- Do końca miesiąca nie możesz.
- Ale jest trzeci! - skrzyżowałam ręce na piersi i zrobiłam minę pt. "zabrali mi lody, to nie fair".
- Robię to, bo cię kocham i martwię się.
- Ja muszę być tam z nimi i pilnować by nic im się nie stało.
- Słuchaj. Podczas twojej nieobecności sporo zrobiliśmy. Zabiliśmy Thompsona także po części jest lepiej. I tak mamy straty w ludziach. Nie możemy stracić i ciebie.
- Straty w ludziach?
- Jason chciał się zemścić za Sophie. Dostał nożem trzy razy w brzuch i dwa w głowę.
- O boże. - zakryłam twarz dłońmi. - To straszne.
- Bill go znalazł. To musiało być okropne dla niego.
- Po tym jak zobaczyłam Sophie w kawałkach nie mogłam spać przez tydzień. Do teraz mam koszmary.
- Takie w których cię zabijam? - mruknął obojętnie przekładając gazetę z jednego końca biurka na drugi.
- Nie. Wczoraj topiłam się w krwi Hayley, a przedwczoraj Dylan próbował mnie nakarmić wnętrznościami Alexa. - wzdrygnęłam się.
- Może chciałabyś bym umówił cię na wizytę u lekarza. Istnieje cień szansy, że ci pomoże.
- Nie, dzięki. - wstałam i podeszłam do drzwi. - Chciałabym znów normalnie iść do miasta i porobić coś normalnego.
- Zrób to. Idź i miej jeden normalny dzień. Tylko musisz mieć kogoś ze sobą.
- Kyle chętnie pójdzie.
- Nie, Kyla będę potrzebował. Weź Billa jest tak samo silny jak Kyle.
- Poczekam na czasy kiedy Kyle nie będzie ci potrzebny.
- Violet. Daje ci taką możliwość do końca jutrzejszego dnia.
- Jesteś okropny.
- Mamy to samo nazwisko i ten sam charakter.
Zaśmiałam się i wyszłam. Usiadłam na kanapie obok Rosie.
- Dlaczego spałaś w salonie? - spytała po chwili.
- Nie mogłam spać, zeszłam na dół, poszłam z Billem na spacer i byłam zbyt zmęczona by iść do góry.
- Mhm. - oparłam głowę o jej ramię. - Nie możesz spać. Też tak często miałam.
- I jak sobie z tym poradziłaś?
- Miałam Alexa i tylko przy nim nie mam koszmarów.
- Czyli mam spać z twoim facetem by nie mieć koszmarów?
- Masz Kyla. On powinien wypędzać złe sny. Powinien być tym czymś co wiesza się nad łóżkiem i łapie złe sny.
- Chyba się zepsuł.
- Musisz znaleźć nowy.
- Kocham go. - podniosłam głowę i zmarszczyłam brwi patrząc na nią. - Nie wymienię go.
- Żartowałam.
- To nie było śmieszne.
- Dobra, przepraszam. - westchnęła. - Słyszałaś o Jasonie?
- Tak, przed chwilą. To straszne.
- Wiem. - szepnęła.
Drzwi się otworzyły.
- Wróciliśmy. Było nudno. Dziękuję idę spać. - powiedziała Hayley wchodząc pierwsza.
Za nią wszedł Kyle, który uśmiechnął się do mnie i poszedł do biura Felixa. Czekałam aż wejdzie Bill, gdy w końcu go zobaczyłam podeszłam do niego.
- Mam prośbę.
- Tak?
- Felix pozwolił mi mieć normalny dzień. Mogę wyjść i robić co chcę ale musi mnie ktoś pilnować i padło na ciebie. Wchodzisz w to?
- Pilnowanie ciebie? To musi być strasznie trudne. Nie wiem czy dam radę.
- Proszę cię. Jest trzynasta. Mamy dużo czasu.
- No dobrze. - wywrócił oczami.
***
- To co będziemy robić? - włożył dłonie w kieszenie bluzy.
- Żyć. To czego nie robiłam od dawna.
- Przecież żyjesz. Oddychasz i te sprawy.
- Ale w końcu robię to na co mam ochotę.
- Dobra, rozumiem. Tylko ja nie chcę chodzić po sklepach jak ci wszyscy faceci, którzy tylko idą za laską z jej torbami w którzy są rzeczy kupione za ich kasę.
- Spoko. Sama będę płacić. Ty tylko będziesz szedł za mną z moimi torbami.
- Nie chcesz iść może na jakiś obiad i do kina? Zakupy są nudne.
- Dlaczego akurat dziś Kyle musi być zajęty.
- A no tak. Idealny Kyle. Musi być ci przykro, że nie jest teraz z tobą.
- O co ci chodzi. "Idealny Kyle" cały czas to powtarzasz.
- Bo to prawda, co nie?
- Nie jest idealny. Nikt nie jest.
- On jest.
- Bill, o co ci do cholery chodzi.
- O nic. Uwielbiam gościa. Jest super. Masz wielkie szczęście.
Wzruszyłam ramionami i poszłam w kierunku sklepu do którego koniecznie musiałam iść.
Strasznie chciałam się dowiedzieć o co mu chodzi z "Idealnym Kylem". Nienawidzę jak ktoś coś przede mną ukrywa. To okropne wiedzieć, że nie wie się wszystkiego.
- Spoko. Sama będę płacić. Ty tylko będziesz szedł za mną z moimi torbami.
- Nie chcesz iść może na jakiś obiad i do kina? Zakupy są nudne.
- Dlaczego akurat dziś Kyle musi być zajęty.
- A no tak. Idealny Kyle. Musi być ci przykro, że nie jest teraz z tobą.
- O co ci chodzi. "Idealny Kyle" cały czas to powtarzasz.
- Bo to prawda, co nie?
- Nie jest idealny. Nikt nie jest.
- On jest.
- Bill, o co ci do cholery chodzi.
- O nic. Uwielbiam gościa. Jest super. Masz wielkie szczęście.
Wzruszyłam ramionami i poszłam w kierunku sklepu do którego koniecznie musiałam iść.
Strasznie chciałam się dowiedzieć o co mu chodzi z "Idealnym Kylem". Nienawidzę jak ktoś coś przede mną ukrywa. To okropne wiedzieć, że nie wie się wszystkiego.