niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 7

Po pół godzinnej pogadance o tym, że nie mogę wychodzić z tego domu sama weszłam do pokoju i schowałam twarz w poduszkę.
- Współczuję Ci. - usłyszałam znajomy głos Jennifer i podskoczyłam ze strachu.
- Jesteś genialna. Jak długo już tu jesteś?
- Słuchaj - zaczęła - mogę ci pomóc.
- A więc słucham.
- Widzisz tą kratkę? - pokazała palcem na kwadratową kratkę na suficie - To wyjście. Wyjdziesz nim na dach, na dachu jest drabina.
- A co jeśli zauważą, że mnie nie ma?
- Będą panikować, rwać włosy z głowy, a kiedy wrócisz zrobią ci pogadankę jak bardzo to niebezpieczne i zakluczą cie na noc w pokoju, a o kratce się nigdy nie dowiedzą.
- Jesteś geniuszem. - powiedziałam patrząc na otwór w suficie.
- Wiem to, mówisz mi to już drugi raz dzisiaj.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach na dół cały czas trzymając ręce w kieszeniach spodni. Zauważyłam, że drzwi od tarasu są otwarte. Wyszłam i zobaczyłam Spencer siedzącą razem z Jennifer i palące papierosy.
- Jenny... Jak ty to? Przed chwilą byłaś do góry.
- Nie gadaj. Chcesz? - spytała wysuwając paczkę papierosów w moją stronę.
Wyciągnęłam jednego, włożyłam do ust i zapaliłam. Usiadłam obok Spencer. 
- Nie chce by tak było. Co mogę zrobic by nie byc tym kim jestem? - zapytałam wypuszczając dym z ust.
- Zabić się. - zaśmiała się Jennifer ale Spencer szybko szturchnęła ją w ramie.
W tym momencie na taras wyszedł Matt i zajął miejsce obok mnie. 
- Kyle przesadza, musisz stąd wychodzić, bo zwariujesz, już wariujesz. - Matt westchnął poprawiając włosy.
Nagle ze środka wydostał się głośny huk. Szybko wstałam z miejsca i pobiegłam do środka. Na ziemi leżały kawałki szkła z wybitej szyby, a obok nich cegła z doczepioną karteczką. Podeszłam do niej i odczepiłam kartkę. 
- Co jest tam napisane? - spytała Hayley która po usłyszaniu huku zbiegła ze samej góry potykając się o schody. 
- " Odkładacie coś co mieliśmy załatwić już dawno temu. Macie już szefa, możemy to załatwić." 
Aria oparła się o sofę i przeczesała włosy. 
- Powie mi ktos o co chodzi? - spytałam przerywając nieprzyjemną ciszę. 
 - Em... - jęknęła Hayley - Chodzi o osoby takie jak Alex.
- Kto to?
- Jest tym kim jesteś ty dla nas. Są słabsi ale mają możliwości.
- Chcę się z nim spotkać.
- To nie jest możliwe, Viol. - pokręciła głową Aria.
- Gdzie jest Kyle?
- Tutaj - powiedział wchodząc do domu - co się stało z oknem?
- Powiedziałeś, że zrobisz dla mnie wszystko.
- Tak, tak powiedziałem.  Co chcesz? - spytał idąc w moim kierunku.
- Spotkać się z Alex'em.
Chłopak zatrzymał się patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- To zły pomysł. - pokręcił głową.
- Ale tego właśnie chcę.
- Powinnaś się dobrze zastanowić.
- Uwierz mi, wszystko przemyślałam.
- Prześpij się z tym, rano o tym porozmawiamy. - przytulił mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
Po krótkiej chwili odszedł i wszedł po schodach na górę do swojego pokoju.
Zrobiłam to samo. Zakluczyłam drzwi, przysunęłam krzesło pod kratkę na suficie i na nie weszłam. Szarpnęłam kilka razy za kratkę aż w końcu się otworzyła. Podciągnęłam się na rękach do góry i po chwili byłam już na dachu. Poszłam kawałek dalej do miejsca w którym usiadłam i oparłam się o coś co prawdopodobnie było ścianą strychu.
- Myślałam, że uciekniesz spotkać się z Alex'em i pogadać o interesach. - Spencer usiadła obok mnie.
- Dziewczyna załatwiająca brudną robotę, śmieszne co? - zaśmiałam się - Przyszłam tu pomyśleć.
- Często siadam tu i patrzę w gwiazdy. Mówi co cię gryzie.
- Po pierwsze to wszystko co tu się dzieje jest straszne, zbite szyby, sms'y, zakazy. To wszystko uderzyło we mnie tak niespodziewanie.
- Wiesz, życie lubi płatać figle.  Nigdy nie będzie idealnie ale zawsze możesz to zmienić.
- Nie potrafię.
- Potrafisz tylko nie umiesz się do tego przyznać.
- Przez to wszystko oddalam się od przyjaciół, rodziny i Kyla. Prawie nie rozmawiamy, prawie sie nie widzimy.
- On chcę byśmy wszyscy mogli w końcu żyć normalnie, nie będąc cały czas w niebezpieczeństwie.
Nagle usłyszałam pukanie które dochodziło z mojego pokoju.
- Powinnam już...
- Tak, wracaj. Ja też zamierzałam już iść. - uśmiechnęła się.
Wstałam i podeszłam do miejsca dzięki któremu się tu znalazłam. Zeszłam na dół i od kluczyłam drzwi.
- Mogę wejść? - Kyle spytał lekko zachrypniętym głosem.
- Jasne. - odsunęłam się tak by mógł wejść.
Usiadł na łóżku czekając aż zrobię to samo. Zmęczenie było widoczne na jego twarzy.
- Powinieneś odpocząć. - powiedziałam cicho siadając obok.
- Widzę, że jest ci tu źle. Wiem, że nie jest idealnie ale być może niedługo to wszystko się skończy.
- Nie jest mi tu źle. Źle mi z tym, że oddalasz się ode mnie.
Kyle przysunął się bliżej mnie.
- Uwierz mi, że twoja miłość to wszystko co mam, a ty jesteś osobą, która jest dla mnie najważniejsza.
- Wierzę. - uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam go. 

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 6

Osoba stojąca za mną upadła. Nie chciałam się odwrócić by zobaczyć kto ją zabił. Chciałam mieć to za sobą.
Padł kolejny strzał.
Polała się kolejna krew.
Kolejna osoba umarła.
Odwróciłam się w stronę drzwi wyjściowych w której stał Matt razem z Kylem. Przełknęłam głośno ślinę i wyszłam z budynku omijając ich. Wsiadłam do auta i zatrzasnęłam drzwi czekając aż reszta dołączy do mnie. 
Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Panowała ciężka atmosfera i nawet Spencer nie próbowała jej przerwać. Wszyscy wiedzieli, że byłam w szoku i ciężko to zniosłam. Przecież pierwszy raz kogoś zabiłam. 
Wybiegłam z auta, gdy ono stało już na podjeździe. Wbiegłam do środka wymijając Jennifer i pobiegłam do łazienki. Zakluczyłam drzwi i odkręciłam wodę pod prysznicem. Związałam włosy w luźnego kucyka i zdjęłam ubrania. Chciałam się jak najszybciej pozbyć myśli o tym co by pomyśleli moi rodzice, gdyby się dowiedzieli. 
Weszłam pod prysznic i poczułam jak łzy same napływają mi do oczu. Nagle zaczęły spływać po moich policzkach, a ja powoli zsuwałam się po ścianie na podłogę. Zrobiłam już wiele złych rzeczy ale ta była najgorsza. Był okropna. Niewybaczalna.
Dokładnie umyłam ciało i zakręciłam wodę. Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. 
Chciałam już wyjść z łazienki, gdy zatrzymałam się przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie. 
- Jesteś potworem, szmato. - moje serce i umysł pierwszy raz się ze sobą zgadzają. 
Sama się z tym zgadzam. 
Wyszłam z łazienki i zaczęłam kierować się w stronę pokoju, gdy usłyszałam krzyki dobiegające z salonu. Felix najwidoczniej musiał tu być.
- Jest tu drugi dzień, a ty narażasz ją na niebezpieczeństwo. Co jeśli Matt nie zastrzeliłby tego gościa? Ona by już była martwa. - wykrzyczała Hayley. 
- Uwierz, że jeśli coś by się jej stało to nie darowałbym ci tego. - Kyle podszedł do Felixa.
- Przesadzacie - Felix machnął ręką - musi przywyknąć do takich rzeczy. 
- To trudne być mózgiem tego wszystkiego, co nie? - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Jen, wystraszyłaś mnie.
- Po to tu jestem. Umiem znikać i pojawiać się. Mogę zdobyć wszystko. - powiedziała Jennifer uważnie przyglądając się scenie odbywającej się w salonie - To co tam się dzieje - urwała - to normalne. Poznali swojego szefa i sądzą, że jest on d nich słabszy mimo, że czuję, że jesteś silniejsza niż oni wszyscy razem trzymający broń w obu dłoniach. 
- Serio tak sądzisz? - zmarszyczłam brwi patrząc na dziewczynę, która nie odrywała wzroku od konwersacji odbywającej się w salonie. 
- No jasne - wzruszyła ramionami - pozory mylą, słońce. - w końcu oderwała wzrok od salonu spojrzała na mnie. Pogładziła mnie delikatnie po policzku i wstała z uśmiechem na ustach - Nie daj im się zniszczyć.
Wstałam ze schodów i weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się i uczesałam włosy. 

***
- Od trzech dni nie ma cię w szkole, nie rozmawiamy prawie od pięciu. Tęsknię, kochanie. - Spohie spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach ściskając w ręce plastikowy kubek z kawą, którą kupiła w jakiejś kawiarni.
- Nie masz o co, słonko.
- Mamy, coś zabiera nam przyjaciółkę. - April zmierzyła mnie ostrym wzrokiem. 
- Nie ważne. Co u was? - zmieniłam temat.
- Jakbyś spędzała  nami więcej czasu to byś wiedziała, że możemy chodzić na po trójne randki.- Sophie klasnęła w dłonie. 
- Serio? Jejku cieszę się. - szeroko się uśmiechnęłam.
Kiedyś wszyscy marzyliśmy o czymś takim. Wspólne spotkania z naszymi drugimi połówkami. Ale teraz. Teraz, gdy nawet nie możemy pozwolić sobie na wspólne wyjścia na miasto we czwórkę. Tęsknię za tym. Potrzebuję tego. 
Nagle dostałam sms'a. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam go.
- Witamy w prawdziwym ale brutalnym świecie. Mamy nadzieję, że Ci się spodoba. Pozdrawiam. ~ A
Dostawałam wiele dziwnych wiadomości od dłuższego czasu ale to mnie przeraziło. 
Po chwili przyszła kolejna wiadomość. 
- Wracaj już, błagam. - tym razem napisana była przez Kyla - Jesteś na celowniku. Błagam, wracaj jak najszybciej.

Kolejna sytuacja w której mój umysł zgadzał się z sercem.
Praktycznie już umarłam. 

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 5

Siedziałam w swoim nowym pokoju rozpakowując torbę z ubraniami. Nagle w drzwiach pojawiła się Vanessa.
- Jestes tu od godziny, a zostały Ci do rozpakowania trzy ary spodni. Dobrze Ci idzie. - usiadła obok mnie. - Zachowuj się tak jak zawsze i niczym się nie przejmuj. Nadal możesz spotykać się z przyjaciółkami. Tylko pamiętaj..
- Nie mów im o niczym, wiem. - przerwałam jej.
- Właśnie. ale to nie koniec świata, przecież mogło być gorzej. - wstała śmiejąc się. - Gdy skończysz zejdź do salonu.- powiedziała i  wyszła z pokoju.
Wróciłam do rozpakowywania rzeczy. Gdy już skończyłam wstałam i rozejrzałam się dookoła. Nie czułam się tu dobrze. To nie było miejsce w którym chciałam zostać. Mimo, że dom był idealny. wzięłam kubek z kawą, który stał na stoliku nocnym i wyszłam z pokoju. Położyłam dłoń na szklanej balustradzie, a następnie delikatnie po niej przejechałam. Zeszłam po schodach na dół i udałam się w stronę salonu. Wszyscy siedzieli na wielkiej kanapie patrząc na szklany stół stojący przed nimi. Być może oni widzieli w nim cos wyjątkowego ale jak dla mnie to był zwykły szklany stolik. Usiadłam na fotelu stojącym obok kanapy i spojrzałam na Spencer, która jako jedyna patrzyła w ścianę. Po chwili do pokoju weszła trochę niższa ode mnie brunetka, którą nigdy wcześniej nie widziałam. W dłoniach trzymała teczkę pełną papierów. Podeszła do mnie i ją podała.
- Lepiej to wezmę. - powiedział Kyle natychmiastowo wyrywając mi teczkę z rąk.
Brunetka zmierzyła go wzrokiem na co on tylko wzruszył ramionami.
- Jestem Jennifer. - powiedziała dziewczyna patrząc na mnie. - A te papiery kierowane są do ciebie i tylko ty miałaś je przeczytać, a następnie stwierdzić co mamy z tym zrobić.
- Nic by z tego nie zrozumiała. - powiedział Kyle zamykając teczkę. - Nie powinna jeszcze zajmować się takimi sprawami.
- Sam powiedziałeś, że poradzi sobie z tym wszystkim, a teraz co? Próbujesz ją chronić przed wszystkim. Nawet nie chcesz dać jej szyfru do sejfu, a to właśnie ona powinna go mieć. Kyle, jeśli będziesz ją tak niańczył to ona nigdy nie będzie gotowa. - wykrzyczała Spencer wstając z miejsca. - Dałeś chociaz jej jakąś broń by w końcu sama mogła wyjść z domu czy nie ufasz jej na tyle, że do końca życia będziesz chodził za nią nawet do kibla?
Wstałam z miejsca, wyrwałam chłopakowi teczkę i pobiegłam do swojego pokoju. Zakluczyłam drzwi i usiadłam na ziemi. Zaczęłam przeglądać papiery, gdy usłyszałam glośne pukanie do drzwi. wstałam z ziemi i delikatnie otworzyłam drzwi by osobie której tak bardzo zależało by znaleść się w środku jednak się to nie udało. Lecz, gdy tylko uchyliłam drzwi chłopak natychmiastowo odepchnął je szerzej i wszedł do środka.
- Nie pozwoliłam Ci wejść. - mruknęłam zatrzaskując drzwi.
Kyle usiadł na łóżku nie mówiąc ani słowa. Postanowiłam zostać przy drzwiach i nie zbliżać się ani trochę.
- Nie zrobię Ci nic przecież, nie musisz stać. - poklepał miejsce obok siebie.
- Nie boję się ciebie ale wolę zostać tu.
Kyle wstał i podszedł do mnie. Nie miałam nawet gdzie odejść ponieważ moje plecy już stykały się ze ścianą. Chłopak położył jedną rękę na moim biodrze, a drugą odgarnął kosmyk włosów opadający na moje czoło. Po chwili przyłożył swoje czoło do mojego i patrzył w moje oczy.
- Nie. - odwróciłam głowę na co ten pocałował mnie delikatnie w policzek. - Wyjdź.
- Ufam Ci Violet.
- Tak? Właśnie przed chwilą to udowodniłeś.
- Ja się po prostu o Ciebie boję. Nie chcę by coś ci się stało. Nie darowałbym sobie tego. - szepnął, a wolną ręką odwrócił moją twarz tak bym znów na niego patrzyła.
 Był cholernie poważny, a w jego oczach było widać smutek. Czułam, że za chwilę rzucę się by mocno go przytulić lub cos w tym stylu. Nie możesz Violet. Miałaś być na niego zła, pamiętasz?
- To wszystko co chciałem ci powiedzieć. Teraz wyjdę. - powiedział odchodząc ode mnie.
- Nie. - krzyknęłam. - To znaczy tak, nie, ugh. - uderzyłam pięścią o ścianę.
Chłopak znów zbliżył się do mnie i chwycił za rękę, która znajdowała się na ścianie.
- Mam zostac czy chcesz być sama?
Odeszlam od ściany i przez chwilę na niego patrzyłam. Natychmiastowo go przytuliłam. Schowałam głowę w jego szyi, gdy poczułam jego dłonie na biodrach.
- Uwierz mi, że jestem dobra w ucieczce i jeśli bym chciała to by mnie tu nie było. Nie miałabym problemu i uwierz mi, że potrafię dbać o siebie.
- wierzę Ci, skarbie. - wyszeptał bawiąc się końcówkami moich włosów.
- To dlaczego nie chcesz dać mi tego wszystkiego co potrzebuję?
- Wszystko co teraz potrzebujesz to bezpieczeństwa, które tylko ja mogę ci zapewnić.
- Jeśli mi ufasz to daj mi broń, daj mi szyfr, pozwól mi czytać papiery. - spojrzałam mu w oczy.
- Dam ci wszystko co tylko będziesz chciała. Papierów nie chciałem byś czytała tylko dlatego, że to zbyt ciężkie i ty nie dałabyś rady tego zrobić.
- Zrobię wszystko co będę musiała.
- Nie. - powiedział wsuwając mi pistolet do kieszeni dresów. - Nikogo nie zabijesz. Jeszcze nie.
- Zależy kogo.
- Kogo tylko zechcesz, skarbie. Właśnie o to chodzi. Dostałaś listę osób i masz wybrać tylko jedną ale właściwie. - powiedział puszczając mnie.
Sięgnęłam po teczkę i szybko przejrzałam listę.
- Już wiem! - krzyknęłam.
Kyle ciężko westchnął i podszedł do mnie. Pokazałam palcem na zdjęcie słodkiej nastolatki z kwiatkami uplecionymi we włosy.
- Dlaczego ona? - zapytał.
- Wygląda słodko, za słodko.
Chłopak zaczął klaskać w dłonie.
- Brawo. Połowa juz za tobą, teraz tylko ją zabij. - wskazał palec na kieszeń w której miałam broń.
Ominęłam go i wyszłam z pokoju. To nie mogło być trudne. chyba.
Zbiegłam po chodach do kuchni w której siedzieli wszyscy.
- Van szukasz adresu, Matt bierz amunicje, Aria i Hayley  sprawdzicie czy nie ma nikogo na terenie jej posiadłości oprócz jej. Reszta dowie się wszystkiego później. Weźcie swoje bronie i widzimy się przy aucie za pół godziny. - powiedziałam na co wszyscy skinęli głowami.
***
Stałam z Arią i Hayley pod drzwiami czekając aż ktoś nam otworzy. Nagle w drzwiach pojawiła się nie wielka blondynka z dużymi niebieskimi oczyma. Wpuściła nas.
***
Siedziałyśmy przez 40 minut w salonie pijąc herbatę i rozmawiając o kobiecych sprawa jakbyśmy znały się od zawsze. Prawie zapominając o tym co mamy zrobić.
Gdy przyszedł czas pożegnania, gdy blondynka przytuliła mnie wyciągnęłam broń z kieszeni i przyłożyłam ją do skroni dziewczyny.
- Przepraszam. - mruknęłam, gdy poczułam coś przy mojej głowie.
Za mną stał duży facet z pistoletem przy mojej głowie.
- To nie ona dziś zginie, szmato. - powiedział. - Niech nikt się nie rusza, bo zginie.
Chwile staliśmy we trójkę w bezruchu.
Hayley i Aria mierzyły swoje pistolety w stronę mężczyzny.
Minuty mijały.
Nagle drzwi się otworzyły.
Pomieszczenie wypełnił huk wystrzeliwanego pocisku i krew.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 4

- To wszystko to fikcja. Nie masz żadnej pewności. Zginiesz pierwsza.
Gwałtownie usiadłam na łóżku.  To był tylko sen, Violet. Spokojnie. Spojrzałam na budzik. 2;00 w nocy. Odchyliłam głowę do tyłu i patrzyłam w sufit. Przetarłam oczy, wstałam i podeszłam do okna. Patrzyłam przez szybę jakiś czas i nagle dostrzegłam znajome auto zaparkowane na podjeździe. Auto Hayley. Włożyłam na siebie dresowe spodnie i pierwszą koszulkę, którą chwyciłam w rękę. Cicho wyszłam z pokoju, a następnie z domu. Schowałam się za drzewem tak bym dobrze widziała kierowcę, a by on nie widział mnie. Spojrzałam w kierunku auta. Zastygłam na chwilę. W środku siedziała Hayley i Kyle. Oni, razem, na moim podjeździe. Wyszłam zza drzewa i podeszłam do samochodu.
- Widzę, że świetnie się bawicie.
Kyle spojrzał na mnie i szybko wysiadł z auta. Zaczęłam wracać do domu lecz on złapał mnie za nadgarstek.
-Daj mi wyjaśnić. - powiedział.
- Co chcesz wyjaśniać? - odwróciłam się do niego.
- Jezu, Viol - zaczął. - Hayley, Aria i Spencer są w to wszystko zamieszane tak jak ja i ty. Jesteśmy tu by sprawdzić czy nic ci nie jest. Chodź ze mną, proszę.
- Jest druga w nocy. Rano muszę iść do szkoły, a jeśli mnie nie będzie w domu to będzie to trochę podejrzane dla moich rodziców, nie sądzisz?
- Napisz im, że nie mogłaś spać i poszłaś do mnie. znaczy napisz swojej mamie, bo twój ojciec nadal mnie nie lubi. - przygryzł delikatnie wargę.
- Jest psychologiem. Wierzy, że każdy chłopak ma problemy.
- To pójdziesz ze mną? - złapał mnie za rękę.
Westchnęłam.
- Prowadź.
Uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę samochodu Hayley. Otworzył tylne drzwi i kiwnął głową na znak, że mam wsiadać. Usiadłam, a on wsiadł za mną.
- Wiem, że źle zaczęłyśmy ale zapomnijmy o tym. Musimy się wspierać. - powiedziała Hyley poprawiając błyszczyk.
- Ok.
Dziewczyna odpaliła auto i wyjechała z mojego podjazdu.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- Poznasz parę osób. Polubicie się. - uśmiechnęła się patrząc na drogę.
Położyłam głowę na ramieniu Kyla i ziewnęłam. Zmęczenie widocznie dawało o sobie znać. Wróciłam od Sophie po północy, a obudziłam się o drugiej. Potrzebuję snu, a nie wycieczek na drugi koniec miasta.
Po 20 minutach drogi Hayley zaparkowała pod dużym domem. Zgasiła auto i wysiadła. Kyle otworzył drzwi, wysiadł i czekał aż zrobię to samo. Wysiadłam, a on zamknął drzwi, chwycił za rękę i prowadził w stronę wejścia głównego domu.
Weszliśmy do salonu. Na sofie siedziała Aria ze Spencer oraz jakaś dziewczyna obok której siedział chłopak którego skądś kojarzyłam ale nie mogłam stwierdzić skąd. Wszyscy patrzyli w naszą stronę.
- A więc to jest ta, której możemy podziękować za pobudkę o drugiej? - powiedziała nieznajoma podchodząc do mnie. - Jestem Vanessa ale mów do mnie Van. - uśmiechnęła się podając mi rękę.
- Violet. - odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam jej dłoń.
- Spencer i Arię znasz, tam jest Matthew ale mów do niego Matt, Hayley też znasz, a Kyla już na pewno. - uśmiechnęła sie szeroko patrząc na chłopaka. - Siadajcie. - wskazała na wolne miejsca na sofie.
Usiadłam rozglądając się dookoła.
- Więc po co tu jestem? - przerwałam cisze panującą w pokoju od kiedy usiadłam na swoim miejscu.
- Byś przypadkiem nie sprowadziła na nas śmierci. Jezu, jak on mógł wybrać ją? Jak on mógł powierzyć nasz los jej? - oburzyła się Aria.
- "Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze." - mruknęłam. 
- Aria... To nie jej wina. Ona tego nie chciała. Nie obwiniaj jej za nic. - wtrącił Kyle zajmując miejsce obok mnie. 
- Uświadomicie mnie w końcu o co chodzi? 
- Jakimś sposobem Felix wybrał cię na osobę, która jednym niewłaściwym ruchem może sprowadzić na nas i na całe miasto falę śmierci. - powiedział Matt podając mi szklankę z wodą.
- Jakim sposobem? 

- Wydałaś mu się rozważna, dzielna i silna psychicznie jak i fizycznie. - ciągnął Matt.
- Mogę się jakoś wycofać? 
- Nie, na ma takiej możliwości. - Spencer w końcu oderwała wzrok od podłogi i spojrzała na mnie.
Wzięłam łyk wody i oblizałam wargę. 
- Za chwile powinien być tu Felix, który wyjaśni ci wszystko. Masz szczęście. Jesteś jedyną osobą, która nie musiała nic zrobić by on ci zaufał. Zobaczysz tego, którego boi się całe miasto, cały kraj, a niedługo być może cały świat. - powiedziała Van patrząc na zegarek, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. - Już jest. - wstała z sofy i poszła otworzyć drzwi. 
- Nie denerwuj się, nic ci nie będzie. On wyczuwa strach i wtedy może być nieprzyjemnie. - szepnął mi do ucha Kyle wciąż obejmując mnie. 
Nagle do pokoju wszedł dość wysoki mężczyzna. Miał zarost, okulary i włosy do ramion. Nie wyglądał groźnie choć było mona się go wystraszyć. 
- Dobry wieczór, Violet. - uśmiechnął sie podając mi dłoń. 
- Dobry wieczór. - uścisnęłam jego dłoń po czym usiadł na przeciwko mnie. 
                                                                          ***
Cała rozmowa przebiegała dosyć spokojni8e. Dowiedziałam się, że jestem bardziej bezpieczna niż Obama z wszystkimi swoimi ochroniarzami i że powinnam się cieszyć, że oni są ze mną, a nie przeciwko mnie. Około 5 wszyscy oprócz mnie i Kyla poszli do swoich pokoi, a Felix opuścił dom. 
- Dobrze by było, gdybyś tu zamieszkała. Miałbym cię na oku.
- Co miałabym powiedzieć rodzicom? "Hej, wyprowadzam się do jakiegoś domu na totalnym zadupiu razem ze wspólnikami poszukiwanego w całym kraju mordercy, bo sama jestem teraz jego wspólnikiem"? 
- Tak, właśnie. - zaśmiał się Kyle. - Lub powiedź im, że chcesz być bardziej samodzielna i zamieszkasz w akademiku jak April. 
- Odwieziesz mnie? Pogadam z nimi o tym jak wrócą z pracy. 
Chłopak przytulił mnie i pocałował mnie w czubek głowy. 
- Właśnie za to cię kocham. Zawsze umiesz sobie poradzić nawet w najtrudniejszych chwilach w życiu. Jesteś serio dzielna. 
- Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości, Kyle. - mruknęłam, a on się zaśmiał. - Odwieź mnie, nie pójdę dziś na zajęcia. Od razu, gdy rodzice wrócą pogadam z nimi o tym, że chce zamieszkać w akademiku i że mam już nawet pokój. Będą musieli się zgodzić. Zadzwonię do ciebie byś przyjechał po mnie.